Mundial Niepoważny #2: Ronaldo jednak umie wykonywać rzuty wolne, De Gea "przykariusował"

Getty Images / Stu Forster / Na zdjęciu: Cristiano Ronaldo przygotowany do wykonania rzutu wolnego
Getty Images / Stu Forster / Na zdjęciu: Cristiano Ronaldo przygotowany do wykonania rzutu wolnego

Mecz Hiszpania - Portugalia tak bardzo odbiegał poziomem od dwóch pozostałych, że aż niezręcznie nam wskazywać mecz dnia. Gwiazdę wybraliśmy bez wahania - CR7, który po dwóch tysiącach nieudanych prób przypomniał sobie, jak się wykonuje rzuty wolne.

Mundialowy serial zaczął się w piątek od dwóch nudnych odcinków zakończonych efektownymi "cliffhangerami", a na koniec dnia mieliśmy już prawdziwy finał sezonu. I to taki, o którym potem słyszy się w tramwajach i rozmawia z kolegami na przerwach między lekcjami. W kategorii mecz dnia trochę głupio nam wskazywać zwycięzcę, bo to by oznaczało, że Urugwaj - Egipt i Maroko - Iran były nominowane w tej samej kategorii, co Portugalia - Hiszpania. A to tak, jakby "Botoks" zestawiać z "Ojcem Chrzestnym".

W kategoriach, które ustanowiliśmy bez żadnych oporów, wygląda to następująco:

[u][b]

Gwiazda dnia: Cristiano Ronaldo[/b][/u]
Jedyny słuszny kandydat. Może irytować miną naburmuszonego dzieciaka i fryzurą, której układanie zajmuje pewnie cały ranek, ale grać to on potrafi. Przeciwko Hiszpanom miał dużo do udowodnienia, w końcu to właśnie w Hiszpanii stał się żywą legendą piłki nożnej. Remis wyszarpał im w pojedynkę, a wielką klasę pokazał przy ostatniej z trzech swoich bramek. Ostatniego gola z rzutu wolnego zdobył chyba jeszcze w Manchesterze United, a potem zajął się okopywaniem stojących w murze rywali i band wokół boiska. W tak ważnym momencie, po jakichś dwóch tysiącach nieudanych prób, przypomniał sobie w końcu jak się robi te "spadające liście".

Kiedy Portugalia przegrywała 2:3, momentami widzieliśmy typowego Ronaldo obrażonego na cały świat, były nawet jakieś złośliwe gesty wobec rywali. Ale kiedy schodził z boiska po końcowym gwizdku, satysfakcja wylewała mu się uszami.

Bohater dnia: Fernando Hierro
W piątkowy wieczór były na niego zwrócone oczy całego piłkarskiego świata. Każdy chciał się przekonać, jak poradzi sobie selekcjoner, który znalazł się na stanowisku w najbardziej sensacyjnych okolicznościach. Hierro niczego nie zepsuł, a na początek to już dużo. Do tego podjął jedną autorską decyzję - na prawej obronie zaufał Nacho Fernandezowi, a ten odwdzięczył mu się bramką. Hiszpania była żelaznym kandydatem do półfinału i takim pozostaje. W piątek, jak napisał dziennik "Marca", jej jedyny problem był taki, że choć Hiszpania była z żelaza (Hierro po hiszpańsku oznacza właśnie ten pierwiastek), to Ronaldo z twardszej i wytrzymalszej stali.

Wygrani:

Reprezentacja Urugwaju - Ameryka Południowa kojarzy się z piękną i finezyjną piłką, a "Celestes" zagrali przeciwko Egiptowi brzydko i bez polotu. Ale i tak wymęczyli 1:0. Ci, którzy spodziewali się po Urugwajczykach pięknej gry i gradu goli powinni pamiętać, że ta reprezentacja to tacy południowoamerykańscy Włosi. Przede wszystkim efektywni. Jak nie idzie ich gwiazdom, a Luisowi Suarezowi nie szło akurat wybitnie, do roboty biorą się ludzie z cienia. Tacy jak środkowy obrońca Jose Gimenez.

Nacho Fernandez - jeden z nielicznych piłkarzy Realu Madryt, których przeciętny kibic piłki nożnej nie rozpoznaje o każdej porze dnia i nocy był największym zaskoczeniem w pierwszym składzie na mecz z Portugalią. Jeszcze większym zaskoczeniem był jego piękny strzał z dystansu, który dał Hiszpanom prowadzenie 3:2. Ach, gdyby tak kiedyś zobaczyć podobną bombę w wykonaniu Michała Pazdana...

Wuwuzele - karaluchy współczesnego futbolu. Znienawidzone od mundialu w RPA, za nic nie chcą wyginąć. Tym razem przetrwanie zapewnili im kibice z Maroka, czym mocno wkurzyli Gary'ego Linekera i pewnie jeszcze kilkaset milionów ludzi. Cóż, dla każdego rozsądnego człowieka dmuchanie w trąbę przez cały mecz jest skończonym dureństwem, od którego głupsze jest już chyba tylko odpalanie petard. Jak widać w niektórych rejonach świata rozsądek jest towarem deficytowym.

Przegrani:

Jekaterynburg Arena - zdjęcia dwóch komicznych trybun dla palaczy można było zobaczyć w internecie wszędzie. No dobra, rozumiemy, że wolą takie tymczasowe rozwiązanie, bo po mistrzostwach stadionu na 35 tysięcy nie będą tam potrzebować i wtedy sobie te dwa straszydła zdemontują. Ale póki co tą przestrzenią ni to otwartą ni to zamkniętą robią z siebie pośmiewisko.

Luis Suarez - miał Egiptowi nastrzelać goli, a męczył się w Jekaterynburgu okrutnie. Czego się nie dotknął, psuł. Gary Lineker stwierdził nawet, że lepszy od niego był w tym spotkaniu Mo Salah, który nie pojawił się na boisku nawet na chwilę. Jest w tym jakaś logika, bo Salah swojej drużynie ani nie pomógł, ani nie przeszkodził. O Suarezie można powiedzieć tylko to pierwsze.

David de Gea - przed startem mistrzostw były takie rankingi, w których zawodnika Manchesteru United przedstawiano jako najlepszego bramkarza mundialu. A z Portugalią co leciało w jego bramkę, to wpadało. Przy golu Cristiano Ronaldo na 2:1 "przykariusował", a przy trafieniu na 3:3 sam sobie napytał biedy, bo źle ustawił mur. Teraz żeby zostać najlepszym bramkarzem mundialu musi wybronić kilkanaście niemożliwych sytuacji i jeszcze ze dwa rzuty karne.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Pazdan zdziwiony informacjami o swojej dyspozycji. "2 lata temu była większa niewiadoma"

Źródło artykułu: