- Świetni trenerzy, zawodnicy z bardzo dobrą mentalnością. I do tego dochodzi cała infrastruktura oraz dobrzy szkoleniowcy młodzieży - wylicza Hannes Halldorsson, bramkarz Islandczyków. Oto, w dużym skrócie, przepis na sukces.
Zespół bez linii pomocy
Kiedy w 1998 roku w eliminacjach do mistrzostw Europy reprezentacja Islandii zremisowała z Francją 1:1, na kontynencie uznano to za cud. Dla miejscowych był to największy sukces w historii futbolu. Oczywiście Islandia potrafiła odbierać od czasu do czasu punkty większym od siebie, ale wtedy miała naprawdę świetny okres. Wygrała z Rosją, zremisowała na wyjeździe z Ukrainą. To był zupełnie inny zespół niż słabeusz z lat 80., dostarczyciel punktów.
Mecz z Francją na lata został dla Islandczyków wydarzeniem kultowym. - Wtedy jednak mieliśmy pięciu obrońców z tyłu, których zadaniem było grać długie piłki do trzech zawodników ustawionych z przodu. Pomoc praktycznie nie istniała. Nie mieliśmy nikogo, kto byłby w stanie utrzymać piłkę - opowiadał Herman Hreidarsson, były kapitan Islandczyków w wywiadzie dla magazynu UEFA.
Niespełna 20 lat później, w meczu 1/8 finału EURO 2016 z Anglią, Islandczycy byli w stanie przytrzymać piłkę, stworzyć sobie przewagę dzięki umiejętnościom technicznym, oddać kilka strzałów. A do tego wygrać 2:1 i awansować do ćwierćfinału swojej pierwszej dużej imprezy. Podczas turnieju we Francji świat patrzył zaszokowany, mówił o cudzie. O tym, że na mecze jeździ 10 procent populacji, że bramkarz kadry Hannes Halldorsson jeszcze niedawno był reżyserem filmów (m.in. videoclipu do piosenki, która wystartowała w 2012 roku w konkursie Eurowizji) a grał w piłkę dodatkowo. A przecież nie ma tu żadnego cudu. Jest tylko pomysł, praca, praca i praca.
Polak, który zobaczył krew wikingów
Bo od tego należy zacząć. O tym rozmawialiśmy z Bogdanem Kowalczykiem, polskim trenerem piłki ręcznej, który zresztą ma status bohatera narodowego na Islandii, bo przecież na przełomie lat 70. i 80. stworzył tam poważną piłkę ręczną. - Nikogo nie trzeba gonić, trzeba ich hamować. Oni są szalenie ambitni w każdej dziedzinie życia. Lubią i potrafią walczyć. To krew wikingów. Nie uklękną przed nikim, choćby przyjechał mistrz świata. Ich poczucie godności narodowej na to nie pozwala - opowiada Kowalczyk.
Dlatego, gdy po remisie z Islandią na EURO 2016 Cristiano Ronaldo powiedział o nich, że to ludzie małej mentalności, Islandczycy powinni być śmiertelnie obrażeni. Ale gdy z nimi rozmawialiśmy zaraz po meczu śmiali się z tego. Przecież doskonale wiedzą, że słowa fantastycznego Portugalczyka wynikały z jego frustracji i przede wszystkim niewiedzy.
- Jakość pracy jest tam fantastyczna. Nie musi pan zmuszać do treningu. Przychodzi facet po tych 10 godzinach pracy i zasuwa niesamowicie - opowiada polski trener. - Mówię mu: "Człowieku, zamęczysz się". A on na to: "Bogdan, po to tu przychodzę. Jakbym nie chciał się spocić, to zostałbym w pracy godzinę i dorobił 50 dolarów". Zupełnie inne podejście.
To były czasy, gdy każdy, kto losował Islandię w eliminacjach turniejów, dopisywał sobie punkty. Oczywiście nie był to zespół pokroju Luksemburga czy Malty, ale wciąż był słabeuszem. Kowalczyk nawet w pewnym momencie pracował jako trener piłkarskiej drużyny drugoligowej, choć piłkę nożną znał ledwie z telewizji. - To był krótki epizod, ale miałem niezłe wyniki. Armann miał problemy z trenerem. Zadzwoniłem do ojca, on pojechał do pana Talagi na AWF po jego książki szkoleniowe. Przesłał mi te materiały do przestudiowania. Poza tym podpytałem trochę trenera piłkarzy Vikingura, podpatrywałem go. Przygotowanie fizyczne dla trenera po AWF to nie problem. Oczywiście to była niższa liga, ale w pucharze Rejkiawiku ograliśmy nawet Valur, ówczesnego mistrza - mówi. To w sumie pokazuje, jaki był poziom futbolu w tamtym okresie. Sport był ważny, ale drugoplanowy, Islandczycy jeszcze nie wiedzieli, że będzie dla nich zbawieniem.
Islandia walczy z alkoholizmem
W latach 90. kraj musiał zmierzyć się z zupełnie nowym wyzwaniem. - W tym okresie pojawił się problem alkoholizmu i uzależnienia od palenia wśród młodzieży - opowiada Oskar Thor Armannsson z ministerstwa sportu (w magazynie UEFA). - Przeprowadziliśmy badania i pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie to wyeliminować, jeśli damy im możliwość uprawiania sportu.
Bardzo ważne było zaangażowanie do tych działań samorządów. Islandia na początku kolejnej dekady przeżywała właśnie mały gospodarczy boom i uznano, że środki warto przeznaczyć na uzdrowienie społeczeństwa. W 2002 roku rozpoczęto budowę boisk. A przecież to zawsze był wielki problem w górzystym kraju. Niezwykła machina ruszyła. W 2016 roku na Islandii było już 13 zadaszonych, a więc całorocznych boisk, w tym 7 pełnowymiarowych i 6 "półwymiarowych", 30 boisk sztucznych i 154 małe boiska ze sztuczną trawą, takich naszych "Orlików". Łatwiej było trafić na boisko niż na sklep sportowy. Ale to nie wszystko. Co istotne, młodzi ludzie zaczęli uprawiać sport. Dziś szacuje się, że 92 procent dzieci uprawia jakąś dyscyplinę sportu. Przede wszystkim każdy musi uczęszczać na zajęcia z pływania. A oprócz tego wybrać sobie jedną z następujących dyscyplin sportu: piłka nożna, piłka ręczna, koszykówka, gimnastyka. Każdy dzieciak aż do 18. roku życia przechodzi pełny cykl szkolenia w klubie.
Efekt? W 2015 roku Islandia po raz pierwszy grała w mistrzostwach kontynentu w koszykówkę, w 2016 roku w podobnych turniejach w piłkę nożną i piłkę ręczną.
Profesjonalni trenerzy dzieci
Islandia przeszła więc wielkie przeobrażenie. Na wszystkich szczeblach. Sporo zmieniono jeśli chodzi o szkolenie młodzieży. Dziś, żeby prowadzić jakikolwiek zespół dziecięcy, musisz mieć dyplom UEFA B.
- Każde dziecko, już od czwartego roku życia ma trenera z licencją UEFA - mówi w rozmowie z BBC Omar Smarson, rzecznik prasowy federacji, która bardzo mocno pilnuje, by nikt nieodpowiedni, ani tym bardziej nieodpowiedzialny, nie zajmował się dziećmi.
ZOBACZ WIDEO Glik? "Są postępy, ale nie ma przełomu"
Mówiąc o rozwoju futbolu na Islandii, musimy mówić o wielu różnych płaszczyznach. Nie wiadomo, czy sukces na taką skalę byłby możliwy, gdyby federacja nie sięgnęła po wielki umysł futbolu - Larsa Lagerbaecka. - Wykonał fantastyczną pracę. Zorganizował drużynę, pokazał jak zatrzymywać przeciwnika. Dziś jesteśmy świetnie zorganizowaną drużyną i każdy bardzo ciężko pracuje. To podstawa naszego sukcesu - opowiadał Heimir Hallgrimson, który z Lagerbackiem tworzył szkoleniowy duet, a obecnie prowadzi drużynę samodzielnie.
Gdy pytaliśmy o źródło sukcesu bramkarza Halldorssona, odpowiedział: - Tutaj nie ma recepty. Po prostu musi przyjść. Trener nie może po prostu zainstalować "atmosfery". Czasem tak jest, że jest fantastyczna grupa, gdzie jeden chce walczyć za drugiego. I tak jest teraz z nami od kilku lat. I to jest fantastyczne.
To, co jest bardzo ważne, to brak celebrytów. Islandczycy pół żartem, ale co istotne, również pół serio, podkreślają, że na wyspie każdy zna jakiegoś piłkarza kadry. Albo przynajmniej zna kogoś, kto zna piłkarza. Zawodnik idący do sklepu nie martwi się, że zaatakuje go chmara fanów proszących o autograf. To w znacznym stopniu wynika z mentalności. Warto zauważyć, że podczas EURO 2016 trenerzy nie wyróżniali poszczególnych piłkarzy.
- I bardzo dobrze, bo naszą siłą jest jedność, współpraca. Inaczej nie mamy szans na rywalizację z wielkimi zespołami. Jeśli popatrzysz po nazwiskach, po prostu nie możesz z nimi rywalizować "na papierze" - tłumaczył bramkarz Halldorsson.
I nawet jeśli to wszystko brzmi nieco banalnie, to w przypadku Islandczyków nie są to tylko frazesy, które można usłyszeć od każdego losowo wybranego, również polskiego piłkarza. Praca i organizacja to podstawa. Nigdy nie było żadnego cudu.