36 lat oczekiwania. Cztery generacje piłkarzy. Peruwiańczycy nie zagrali na mundialu od MŚ 1982, czyli odkąd Polacy sprali ich 5:1 i zakończyli erę błyskotliwego snajpera Teofilo Cubillasa czy ekscentrycznego bramkarza Ramona Quirogi, lubującego się w wycieczkach poza pole karne. W końcu odbili się od dna, przeszli przez sito eliminacji i chcieli rozsławić ojczyznę, by nie kojarzyła się wyłącznie z Andami, lamami i Machu Picchu.
Duma ich rozpierała, podczas hymnu ryknęli tak, że Duńczykom, typowanym do roli czarnego konia, mogło zrobić się gorąco. A już na pewno serce podeszło im pod gardło po pierwszych minutach. Peruwiańczycy ruszyli wściekle, szybkością i zwrotnością nadrabiali kolosalną różnicę warunków fizycznych. Głód mundialu (i tumult z trybun) dodatkowo ich napędzał. Gonili za zdobyczą, pracowali jak mrówki na całej długości.
Nie cackali się, kilka podań, rajd po skrzydle, niesygnalizowany strzał. W 13 min. Andre Carrillo wysłał do Kaspera Schmeichela pierwsze ostrzeżenie, potem obsłużył Jeffersona Farfana i rozpaczliwy wślizg Simona Kjaera zapobiegł utracie bramki.
Trener Ricardo Gareca jeszcze zagrzewał do walki, żądał pressingu na drugiej połowie. Tak daleko wypchnęli rywali, że Christian Eriksen, jeden z najlepszych kreatorów gry na świecie, musiał cofać się za linię środkową. A ponoć to Polaków łatwo rozszyfrować, przynajmniej tak twierdził selekcjoner Duńczyków, Age Hareide. Jedno soczyste uderzenie z dystansu i niecelne próby po rzutach rożnych - trochę mało jak na zespół z ogromnym potencjał, chcący zerwać z mitem Euro 92.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Reprezentanci Polski dostali wolne i udali się do delfinarium. "Kiedyś wódeczkę popijano"
Peruwiańczycy nie nasycili się obiecującym początkiem. Chwilę odsapnęli i ponownie rozpoczęli szturm. Tuż przed przerwą wyprowadzili (prawie) zabójczą kontrę. Prawie, bo choć sędzia Bakary Gassama - po pomocy systemu VAR - podyktował karnego za faul na Christianie Cuevie, to sam poszkodowany zawiódł nadzieje ponad 30 mln rodaków. Drobienie podczas rozbiegu nie zwiastowało powodzenia. Przestrzelił. Peruwiańczykom zafundował zimny prysznic. Tak intensywny, że zgasił wewnętrzny ogień przed zejściem do szatni.
Żar z pierwszej części powoli się ulatniał, gorące głowy studziły marnowane okazje, czasami w niepojęty sposób. Chłodni, wyrachowani Duńczycy na chwilę przejęli inicjatywę. Bodaj pierwszy raz urwał się Eriksen i wypuścił Yussufa Poulsena sam na sam z Pedro Gallese. Napastnik RB Lipsk nie zawahał się i odkupił winy za sprokurowany rzut karny.
Było jeszcze mnóstwo czasu. Na placu pojawił się lider napadu, Paolo Guerrero, który stoczył batalię o udział w mundialu (wpadka dopingowa). Po jego wejściu Peruwiańczycy odzyskali wigor. Schmeichel powinien sypnąć groszem na tacę - Farfan dwa razy nie trafił z bliska, z idealnej pozycji wypalił w bramkarza, Guerrero pomylił się o centymetry. Duńczycy, zamiast ugasić zapędy, dolewali jeszcze benzyny. Pozwalali panoszyć się we własnej szesnastce, zaprzepaścili piłki meczowe i do ostatniego gwizdka drżeli o wynik. Przetrwali oblężenie, ale w marnym stylu.
W 45. minucie Christian Cueva przestrzelił rzut karny.
Peru - Dania 0:1 (0:0)
0:1 - Yussuf Poulsen 59'
Peru: Pedro Gallese - Luis Advincula, Alberto Rodriguez, Christian Ramos, Miguel Trauco - Andre Carrillo, Renato Tapia (87' Pedro Aquino), Yoshimar Yotun, Edison Flores (62' Paolo Guerrero), Christian Cueva - Jefferson Farfan (85' Raul Ruidiaz)
Dania: Kasper Schmeichel - Henrik Dalsgaard, Simon Kjaer, Andreas Christensen (81' Mathias Jorgensen), Jens Stryger Larsen - William Kvist (35' Lasse Schoene), Christian Eriksen, Thomas Delaney - Yussuf Poulsen, Nikolai Jorgensen, Pione Sisto (67' Martin Braithwaite)
Żółte kartki: Tapia (Peru) oraz Delaney, Poulsen (Dania)
Sędzia: Bakary Gassama (Gambia)