Mundial 2018. Belgia lepsza od Panamy. Faworyt grą na kolana nie powalił

Getty Images / Francois Nel / Na zdjęciu: Romelu Lukaku
Getty Images / Francois Nel / Na zdjęciu: Romelu Lukaku

Starło się w Soczi serce z rozumem. Panama, prąca do przodu siłą woli roztańczonego narodu, potykająca się o własne słabości. Z niby zawsze gotową Belgią, pucharu jednak nigdy nie wznoszącą. Belgia wygrała 3:0 po bolesnych mękach w pierwszej połowie.

Z Soczi Paweł Kapusta

Gola dającego głęboki oddech strzelił dla Belgów na początku drugiej połowy Dries Mertens. Gwiazdor SSC Napoli huknął z woleja bez zastanowienia, piłka z narożnika pola karnego pofrunęła łukiem za kołnierz bezradnego bramkarza. W 69. minucie głowę do piłki dołożył Romelu Lukaku i było 2:0. Na 3:0 napastnik Manchesteru United podwyższył po błyskawicznym kontrataku i było po zabawie.
Murowany faworyt stworzył sobie w poniedziałkowe popołudnie więcej dogodnych sytuacji (od siebie w pierwszej połowie mogli dorzucić coś Yannick Carrasco, Eden Hazard albo Kevin de Bruyne), ale Czerwone Diabły - nawet mimo okazałego wyniku - były tego dnia w stanie wojny z dokładnością i zrozumieniem z resztą zespołu.

Panama na ten turniej nie dostała się z przytupem. Stempla jakości na bilecie do Moskwy z rozmachem nie postawiła. Ona do Rosji się ledwie wślizgnęła, w ostatniej kolejce eliminacji ograła Kostarykę (wówczas pijaną szczęściem po wcześniej wyszarpanym awansie) dzięki golowi, którego nie było. W polu karnym rywali zakotłowało się aż niemiło, sędzia asystent wyrwał w górę rękę z flagą i zasygnalizował, że piłka minęła linię bramkową.

Był to jedyny człowiek na stadionie, który widział w tej sytuacji gola. Nie zmieniło to jednak faktu, że w obliczu straty punktów Stanów Zjednoczonych Panama wywalczyła dziewiczy awans na mistrzostwa. Dzieci podające piłki płakały za bandami, kobiety na trybunach mdlały, a prezydent obwołał kolejny dzień świętem narodowym. Hernan Gomez, Kolumbijczyk prowadzący ich kadrę, tuż po ostatnim gwizdku mówił: - Jestem wierzący. Wierzę więc, że to, co się wydarzyło, trafiło do nas prosto z nieba.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Ogromna presja narzucona na Lewandowskiego. "Robert chciałby zagrać wielki mecz z Senegalem"

Cudu jednak w Soczi nie było, nawet mimo faktu że tę niebywałą wręcz wiarę widać było od rana na tutejszych ulicach. Tysiące kibiców z Ameryki Środkowej, roztańczonych, czerwienią i uśmiechem wypełniających nadmorską promenadę czekało na historyczny występ swoich bohaterów. Bohaterów nam w Europie nieznanych, bo przecież niemal w całości występujących z drugiej strony Oceanu. Każda sytuacja, nawet przejęcie piłki, wślizg piłkarza z Panamy, w poniedziałek kwitowany był wiwatami, krzykiem. To było jednak za mało na faworyzowanych rywali. Panamczykom po prostu brakowało piłkarskiej jakości.

Od dobrych kilku lat przed startem wielkiego turnieju zawsze mówi się to samo: Belgia jest gotowa. To już teraz. Moment, w którym Czerwone Diabły będą zapraszać nawet największych z największych do piekła. Słynny już system szkolenia, jeszcze słynniejsi piłkarze, wielomilionowe transfery, cała masa talentów podbijających ligi angielskie i hiszpańskie - to wszystko w ostatecznym rozrachunku nie przyniosło jeszcze upragnionego trofeum na wielkim turnieju. Miało tak być już przed czterema laty, ale w ćwierćfinale brazylijskiego mundialu pokonali ich Argentyńczycy. Inaczej ma być, ponoć, tym razem - w Rosji.

Poniedziałkowe starcie w Soczi udowodniło jednak (warto powtórzyć po raz drugi - nawet mimo wyniku), że 11 fantastycznych indywidualności nie zawsze tworzy znakomitą drużynę. Klubami, które belgijskim graczom wypłacają gigantyczne pensje, poniedziałkowy faworyt mógłby zawstydzić większość mundialowych ekip. Nie wspominając nawet o Panamie. Chelsea, Tottenham, Napoli, PSG. Nic poza tłustą śmietanką. Jasne, można wypomnieć Yannicka Carrasco albo Axela Witsela, podłączonych już pod chiński, finansowy rurociąg, ale przecież to zawodnicy, którzy wciąż mogliby z powodzeniem bić się w czołowych klubach Europy.

Do Rosji przyjechała więc kapela przez media kolejny już raz okrzyknięta faworytem wszystkich hipsterów, z głośnymi nazwiskami, które potrafią grać tylko na różnych fortepianach i w różnym rytmie. Tak przynajmniej wyglądało to w poniedziałkowy wieczór. Nadzieją dla ich kibiców niech będzie stara, mundialowa zasada: nie trzeba przecież błyszczeć formą już na początku mistrzostw, by najpiękniejszy koncert dać na końcu turnieju. Mundial potrwa przecież jeszcze miesiąc. Można się rozkręcić.

Belgia - Panama 3:0 (0:0)
1:0 - Dries Mertens 47'
2:0 - Romelu Lukaku 69'
3:0 - Romelu Lukaku 75'

Składy:

Belgia: Thibault Courtois - Toby Alderweireld, Dedryck Boyata, Jan Vertonghen - Thomas Meunier, Kevin de Bruyne, Axel Witsel (90' Nacer Chadli), Yannick Carrasco (74' Moussa Dembele) - Dries Mertens (83' Thorgan Hazard), Romelu Lukaku, Eden Hazard.

Panama: Jaime Penedo - Michael Murillo, Roman Torres, Fidel Escobar, Eric Davis - Gebriel Gomez - Edgar Barcenas (64' Gabriel Torres), Armando Cooper, Anibal Godoy, Jose Luis Rodriguez (64' Ismael Diaz) - Blas Perez (73' Luis Tejada).

Żółte kartki: Thomas Munier, Jan Vertonghen, Kevin de Bruyne (Belgia) - Edgar Barcenas, Eric Davis, Armando Cooper, Fidel Escobar, Anibal Godoy (Panama).

Sędzia: Janny Sikazwe (Zambia).

Źródło artykułu: