Mundial 2018. Maciej Żurawski: W starym kinie

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Ma pan wyjaśnienie, dlaczego w meczu z Senegalem trener postawił na Thiago Cionka, który umiejętnościami do kadry nigdy nie pasował?

Ja bym postawił na Jana Bednarka, który co prawda przy stracie drugiego gola z Senegalem został ofiarą całej sytuacji, a w spotkaniu z Kolumbią też był zamieszany przy pierwszej bramce dla przeciwników, ale gwarantował wyższy poziom od Cionka. Bednarek nie zawalił, często interweniował pewnie i skutecznie, wyjaśniał trudne momenty pod bramką. To młody piłkarz, który potrzebuje doświadczenia, ale jego występ nie był katastrofą. Wystawienie Cionka i Milika na mecz z Senegalem było nieporozumieniem. Trener zaufał tym, których lepiej znał, poczuł się bezpiecznie w głowie. Bednarek zagrał w meczach towarzyskich i wypadł dobrze, ale widocznie trenerowi brakowało pewności, jak zachowa się w spotkaniu o stawkę. Myślę, że do końca walczył ze sobą, na kogo postawić i ostatecznie postawił na swój komfort. Cionek był w kadrze od lat, trener widział go w wielu meczach, na Euro nawet zagrał. Wiedział czego się może po nim spodziewać i założył widocznie, że na Senegal to wystarczy. Podobnie z Milikiem. Po meczach towarzyskich było wiadomo, że Arek nie doszedł do pełnej dyspozycji. Nawałka zignorował wszystkie znaki, bo pamiętał, że Milik dobrze współpracował z Lewandowskim, a później okazało się, że panowie wymienili między sobą w trakcie meczu jedno podanie. To są szczegóły, na które każdy z nas patrzy inaczej, ale odpowiedzialność ponosi tylko selekcjoner.

Nawałka powinien odejść?

Myślę, że w tym zestawieniu z tej drużyny zostało już wyciśnięte maksimum. Przynajmniej przez trenera Nawałkę.

Zmiany w kadrze?

Tylko zawodnicy wiedzą, jak było naprawdę. Po pierwszym meczu mówili, że nie dojechały głowy. Moim zdaniem przed drugim też. To wszystko tak pięknie, tak pozytywnie wyglądało przed mistrzostwami, zostało napompowane do takich rozmiarów, że nie wiem czy piłkarze nie pomyśleli sobie: „No, jesteśmy już tak dobrzy, że z grupy wyjdziemy spokojnie, a może i jeszcze coś wygramy”. Nie wiem, czy nie zaczęło się lekceważenie przeciwników. Na pewno wszyscy się koncentrowali, ale być może przeświadczenie o własnej doskonałości było już tak duże, że podświadomie nie przygotowywali się tak rzetelnie, jak przed Euro 2016, bo myśleli, że i tak uda się osiągnąć podstawowy cel korzystając z doświadczenia.

Sugeruje pan, że niektórzy...

Odlecieli? Nie wiem. Być może. Mówimy tylko o tym, co widzieliśmy z boku.

Pan kiedyś też poczuł się za dobrze?

Miałem taki okres, kiedy grałem w Wiśle Kraków. Wygrywaliśmy w lidze ze wszystkimi jak leci, tak wysoko, jak akurat mieliśmy ochotę. Rzeczywiście wtedy, kiedy wychodziliśmy na mecz, to wiedziałem, że będzie dobrze. Różnica jest taka, że to była polska liga i rzeczywiście było dobrze, a tutaj jest mundial i z takim podejściem musiało być źle. To, że Kolumbijczycy byli na wyższym poziomie, nie ulega dyskusji, te ich małe gry w trójkątach, te podania neutralizujące całą formację - wszyscy widzieli. Ale trudno stwierdzić, by Polacy w jakikolwiek sposób próbowali na to zareagować. Ciekawy byłem także mobilizacji zawodników Nawałki na trzeci mecz w grupie, bo ta drużyna nie tylko sama musiała się pozbierać na spotkanie z Japonią, ale jeszcze zmierzyć się z historią. Po dwóch ostatnich mundialach powstało to przykre powiedzenie o meczach otwarcia, o wszystko i o honor, tyle że te wyśmiewane mecze o honor reprezentacja Polski potrafiła jednak wygrać. Myślę, że u piłkarzy pojawiła się świadomość, że jeśli nie pokonają Japończyków będą najgorszą reprezentacją Polski z mistrzostw świata (rozmowę przeprowadzono przed meczem Polska - Japonia - przyp. red.) A przecież tak nie jest, to dużo lepsi piłkarze od tych z 2002 czy 2006 roku, grają w lepszych klubach

Myśli pan, że mogą z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobili wszystko na boisku i poza nim, by tego mundialu nie przegrać?

Był taki moment, nieważne w którym klubie, kiedy przez całą otoczkę, chwalące mnie głosy z zewnątrz, wydawało mi się, że jestem już tak dobry, że nie muszę się starać. Poczułem zbyt dużą pewność siebie, a to dla każdego sportowca jest zgubne, prowadzi prosto w dół. Piłka nożna cały czas się rozwija, a jak przestajesz się starać, to zostajesz w miejscu. Osiągasz fantastyczny poziom, ale jeśli jesteś na nim dwa lata później, to on już nie jest fantastyczny, bo inni zdążyli wejść znacznie wyżej. Cierpisz ty, cierpią twoi kibice. Miałem taki czas i kiedy wracam do niego myślami, wiem, że za bardzo sobie poluzowałem. Żyłem w przeświadczeniu, że będzie dobrze, bo przecież jestem świetnym piłkarzem, który zawsze sobie poradzi. Myślę, że podobnie było z nami po Euro, a przed mundialem. Czy któryś zawodnik w tym czasie w klubie rozwinął się tak bardzo, że moglibyśmy powiedzieć, że więcej się nie dało? Wspominało się tylko o tym, że no może w klubach to nie wszyscy grali, ale przecież wszystko nadrobi się na cudownym zgrupowaniu w Arłamowie, że przecież będą indywidualne programy przygotowań. Wszystko było tak pięknie narysowane, plany dopięte na ostatni guzik. A mnie nie pasowało, że łudzi się kibiców tym, że wszystko da się nadrobić w dwa tygodnie. Sam Nawałka budował w kibicach nadmierny optymizm. Nie musiał od razu wszystkich dołować, ale mógł się zabezpieczyć mówiąc, że nadrobienie wszystkich zaległości w dwa tygodnie jest po prostu nierealne.

Wspomniał pan reprezentacje z 2002 i 2006 roku, które na mundialach także nie liczyły się już po drugich meczach. Da się te drużyny jakoś porównać z obecną?

Uważam, że tak samo wtedy jak i teraz nie byliśmy dobrze przygotowani szybkościowo. Różnicę z rywalami było widać bez specjalistycznej analizy. A jeżeli brakuje ci mocy, czujesz jakbyś biegał z otwartym spadochronem, jeżeli wiesz, że nie nadrobisz pół metra dzielącego cię od obrońcy, to na mundialu nie masz czego szukać. Lewandowski także nie wyglądał dobrze szybkościowo na turnieju w Rosji. Zabrakło świeżości, która dawałaby luz, polot w rozegraniu. Bardzo możliwe, że swoje dołożyła też presja, stres czasami pęta nogi. Widać to było w pierwszym meczu z Senegalem, nam w 2006 roku przytrafiło się z Ekwadorem. Jeśli jednak chodzi o reakcję przed drugim meczem, to dwanaście lat temu w spotkaniu z Niemcami naprawdę pokazaliśmy charakter. Oczywiście rywale stworzyli sobie mnóstwo okazji pod naszą bramką i koncertowo je marnowali, ale byliśmy blisko, by zremisować z gospodarzami turnieju, którzy później zajęli trzecie miejsce na świecie. Przegraliśmy tylko 0:1, po golu w ostatniej minucie. Kibice spodziewali się po nas walki i my ją podjęliśmy, nas porażka z Ekwadorem nie wbiła w ziemię, a na koniec jeszcze pokonaliśmy Kostarykę. W Rosji nie było widać tej reakcji na porażkę z Senegalem, na Kolumbię agresywnie ruszyliśmy tylko w pierwszych dziesięciu minutach. W obronie trzymaliśmy się do utraty pierwszego gola, ale kreowanie akcji ofensywnych wołało o pomstę do nieba.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×