Mundial 2018. Chorwacja - Dania: wielki dzień Danijela Subasicia. Anioł stróż czuwał

Getty Images / Alex Livesey / Na zdjęciu: Luka Modrić i Danijel Subasić cieszą się z pokonania Danii
Getty Images / Alex Livesey / Na zdjęciu: Luka Modrić i Danijel Subasić cieszą się z pokonania Danii

Chorwaci mają nowego bohatera. Danijel Subasić obronił trzy strzały Duńczyków w serii rzutów karnych i wprowadził rodaków do 1/8 finału. Na boisku jak zawsze czuwał nad nim jego anioł stróż, tragicznie zmarły przyjaciel.

- Był dzisiaj bohaterem. Nie na co dzień broni się przecież trzy rzuty karne. Akurat w tym meczu, po świetnych poprzednich, przytrafił nam się jeden słabszy występ. Wyciągnął nas, kiedy go potrzebowaliśmy - komentował trener Zlatko Dalić.

Do tej pory wielki świat piłki go nie pociągał. W jednym z wywiadów powiedział: - Wystarczy mi gra w Monaco, nie pcham się na pierwsze strony.

Dla Chorwatów stał się wybawcą, jego zdjęcia opanowały najważniejsze portale w ojczyźnie. 33-latek uratował marzenia rodaków o drugim medalu mistrzostw świata. Przez 120 minut Hrvatska bardziej męczyła niż zachwycała, w niczym nie przypominała fenomenalnej drużyny z fazy grupowej, która odprawiła kolejno Nigeryjczyków, Argentyńczyków z Lionelem Messim i Islandczyków. Pod koniec dogrywki wyglądała nawet na pogodzonych z losem. Kilkadziesiąt sekund wcześniej Luka Modrić zmarnował karnego.

Subasić wybudził kolegów z letargu. W serii jedenastek zatrzymał uderzenia Lasse Schone, wielkiej duńskiej gwiazdy Christiana Eriksena i Nicolaia Jorgensena. Od 2006 roku i popisów Portugalczyka Ricardo nikt nie może pochwalić się takim wyczynem. Chorwaci oszaleli, wygrali 3:2 i za kilka dni zmierzą się z Rosjanami o półfinał. Fatalnie egzekwowali karne, ale uratował ich golkiper i zatarł koszmarne wrażenie z pierwszej połowy, kiedy już w 57 sekundzie właściwie wrzucił sobie do siatki lekki strzał Mathiasa Jorgensena.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Słaby mundial problemem Lewandowskiego. "Dzisiaj nie możemy powiedzieć, że jest lepszy niż Cavani"

Na murawie jak zawsze towarzyszył mu przyjaciel. Pod bramkarską bluzą nosi bowiem koszulkę z podobizną tragicznie zmarłego kolegi z NK Zadar. Hrvoje Cusić 10 lat temu zginął po zderzeniu z betonową ścianą w trakcie meczu ligowego. - Nigdy go nie zapomnę. T-shirt z jego zdjęciem jest zawsze ze mną - przyznał kiedyś. W rocznicę śmierci kumpla co roku wsiada w samolot, leci do Zadaru, zostawia znicze i kwiaty. Rodzice zmarłego traktują go jak syna.

Po spotkaniu z Duńczykami oczywiście dumnie prezentował twarz Hrvoje. Cieszył się jak dziecko, bo na swoją prawdziwą szansę naczekał się kilka lat. Blokował go weteran Stipe Pletikosa, dopiero w 2014 roku przejął pałeczkę i nie oddaje jej do teraz.

Na nazwisko pracował mozolnie nie tylko w reprezentacji, Chorwację opuścił jako 28-latek. Od stycznia 2012 roku gra w Monaco, przeniósł się tam jako szerzej nieznany reprezentant Chorwacji, brylujący w Hajduku Split. Po paru latach wywalczył tak mocną pozycję, że jego występy wiecznie oglądali wicemistrzowie świata, Maarten Stekelenburg i Sergio Romero. Ostatnio uziemił na ławce kolejnego wielkiego rywala, Szwajcara Diego Benaglio. W klubie Kamila Glika okazjonalnie opuszczał posterunek, zdobył mistrzostwo Francji, grał w półfinale Ligi Mistrzów. Choć zdarzały mu się gafy i nieraz dostawał po głowie, to latem 2017 roku przedłużył umowę do 2020 roku.

Jedno jest pewne, niezależnie od poziomu i okoliczności, nadal będzie sławił pamięć o zmarłym druhu z Zadaru. - Do końca mojej kariery - zapowiedział.

Komentarze (0)