Mundial 2018. Jacek Stańczyk: Zmierzch bogów (felieton)

East News / BARTEK SYTA / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
East News / BARTEK SYTA / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Na mundialu nie ma już mistrzów świata, mistrzów Europy, dwóch najlepszych piłkarzy świata Cristiano Ronaldo, Leo Messiego oraz Roberta Lewandowskiego, który marzy o tym, żeby ktoś go w końcu z nimi porównywał.

Nie ma też Hiszpanów z dyrygentem Andresem Iniestą, których ze sceny siłą wyrzucili gospodarze. Zabrali im gitary, zabronili grać flamenco i pogonili do domu. Dziś to Stanisław Czerczesow jakby chwycił za bałałajkę i nadawał rytm mistrzostwom. Powolny, siermiężny, ale skuteczny. Skoro Rosjanie, patrząc się przez dwie godziny jak Hiszpanie grają piłkę, są w stanie wyeliminować ich z mundialu, to mogą również znaleźć się w finale. Tak jak Chorwacja, Szwecja, Szwajcaria, Anglia lub Kolumbia, na których przed mistrzostwami nikt by nie postawił. A z drabinki wynika, że jedna z tych drużyn zagra za dwa tygodnie o puchar.

Dziś Rosjanie nie mogą uwierzyć, że w mistrzostwach nadal gra wyszydzany do niedawna zespół Czerczesowa, a Cristiano Ronaldo i Leo Messi, których podobizny malowano na budynkach w Kazaniu, pojechali już do domu.

Jesteśmy świadkami mundialu sensacyjnego. Takiego, na jaki zawsze czekam. Równo 20 lat temu przed meczem o 3. miejsce malowałem na policzku pomarańczową koszulkę, ale potem cieszyłem się, że brąz we Francji jednak wywalczyła Chorwacja. Albo cztery lata później, chyba wszyscy kibicowaliśmy Turcji, żeby nie pozwoliła zdobyć medalu przepychanej przez sędziów do kolejnych rund Korei Południowej. Gdy w 11. sekundzie meczu o trzecie miejsce Hakan Sukur strzelił pierwszego gola (najszybsze trafienie w historii mundiali), sprawiedliwość rozpoczęła swój triumf (Turcja ostatecznie wygrała 3:2).

To są właśnie mistrzostwa świata - z niesamowitymi wydarzeniami i ludzkimi historiami spoza murawy. Jak ta rodziny Schmeichelów, gdy ojciec Peter Bolesław, jeden z najlepszych bramkarzy w historii, prawdziwy bóg bramki, biega po trybunach, gdy jego syn Kasper broni kolejne rzuty karne, a potem jednak schodzi z boiska pokonany i załamany. Tymczasem w Kopenhadze przed telewizorem pewnie nie może usiedzieć ich: ojciec i dziadek Antoni. Polak, który w 1961 roku wyjechał do Danii, do poznanej w Sopocie żony Inger.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Mbappe wyrasta na gwiazdę mundialu. "Nie trzeba być wybitnym kibicem żeby wiedzieć, że ma ogromny talent"

Na mundialu każdy ma też plan. Ten argentyński - jak się okazało - polegał na podawaniu piłek do Leo Messiego. Mistrzowie Europy Portugalczycy grają dobrze, gdy dobrze gra Ronaldo. Niemcy na swoją bazę wybrali podmoskiewskie Watutinki - czyli siedzibę wywiadu, gdzie Rosjanie szkolą swojego Jamesa Bonda. Akcja była ściśle tajna, szybko przerwali ją intruzi z Meksyku i Korei Południowej i mistrzowie świata sprzed czterech lat nawet nie wyszli w grupy.

Robert Lewandowski też miał specjalne przygotowania, swój superplan. Bayern w końcu kupił mu rywala do gry w ataku, nasz kapitan specjalnie wiosną występował mniej. Miał być świeży, wypoczęty, głodny gry i goli. Okazało się jednak, że Robertowi jakby brakowało meczowego rytmu, jakby został wytrącony z równowagi i maszyna zamiast wejść na najwyższe obroty, po prostu się zacięła. A że polską kadrę – ba, całą polską piłkę Lewandowski od lat dźwiga na swoich plecach, toteż dla nas mundial musiał zakończyć się bolesnym upadkiem.

Ma Lewandowski przynajmniej alibi, że skoro mistrzostwa świata są weryfikacją najlepszych piłkarzy świata, to on w doborowym towarzystwie szybko z Rosji wyjechał. A wiemy, że lubi stawiać się na jednej półce z Messim i Ronaldo.

Tytułowy zmierzch bogów jest oczywiście przewrotny, bo Niemcy nadal są jedną z najsilniejszych reprezentacji świata i już zaraz ponownie będą wygrywać jak leci. Hiszpanie też zawsze będą potęgą. Ronaldo z Messim wrócą do Realu czy Barcelony, a Złotą Piłkę inny piłkarz zdobędzie dopiero wtedy, gdy oni już pokończą kariery. Nawet nasz Lewandowski pewnie też znowu strzeli 50 goli w sezonie.

Piłkarscy bogowie po prostu tylko na chwilę zeszli na ziemię.

Źródło artykułu: