Kibice na całym świecie usłyszeli o nim dwukrotnie. Najpierw strzelił Polakom cudowną bramkę w 1/8 finału Euro 2016. Niejeden wybiłby sobie bark przy samej próbie uderzenia, a Xherdan Shaqiri perfekcyjnie wykończył przewrotkę z 16. metra! Jeszcze bardziej dumny był ze swojego gola na MŚ 2018. Zapewnił zwycięstwo nad Serbami, którzy w połowie lat 90. zmusili jego rodzinę do emigracji. W trakcie świętowania wszyscy dowiedzieli się, skąd pochodzi. Symbol dwugłowego "Albańskiego Orła" obiegł światowe serwisy.
- Mam dwa domy. Szwajcaria zapewniła byt mojej rodzinie, dlatego postaram się dać wszystko reprezentacji. Kiedy jednak jadę do Kosowa, czuję się jak u siebie. Tu nie ma logiki, to uczucia, które noszę w sobie - podzielił się swoimi doświadczeniami w blogu "The Players Tribune".
Trudny start
Ojczyzny tak naprawdę nie zdążył poznać. Z Glijan, jednego z największych miast regionu, wyjechał jeszcze przed wybuchem konfliktu. Kosowo, prowincja na wschodzie Serbii, dążyła do autonomii, partyzantka wszczęła walki, rozgorzała wojna domowa. Albańczycy, ludność dominująca w Kosowie, obawiali się czystek etnicznych, szukali schronienia gdziekolwiek się da.
ZOBACZ WIDEO Dariusz Tuzimek: Rosjanie nie mieli piłkarskich argumentów. Wystarczyła im wola walki i ambicja
Zaczęli nowe życie niedaleko Bazylei. W bardzo drogim kraju, bez środków do życia, bez znajomości języka. Mały Xherdan pomagał mamie sprzątać biura, był jej pomocnikiem od odkurzania. Dwaj bracia myli okna. Ojciec łapał każde dorywcze zajęcie, mył naczynia, pomagał przy drogowych konstrukcjach. Żyli od wypłaty do wypłaty, zaskórniaki wysyłali rodzinie w Kosowie albo oszczędzali na coroczną podróż do Glijan. Wojna sprawiła, że nie mieli do czego wracać.
- Dom naszego wuja spalił się, nasz ocalał, ale wszystko rozkradziono albo zniszczono - opowiadał.
Wszystko dla piłki
W Szwajcarii nie czuł się obco. Wbrew woli mamy, wymykał się do jednej z mniej bezpiecznych dzielnic, kopał piłkę z emigrantami. Często znacznie starszymi, muskularnymi. Do teraz Shaqiri nie boi się żadnego rywala, mimo ledwie 169 cm wzrostu przestawia głowę wyższych obrońców. Tyrał na siłowni i wygląda jak współczesny gladiator.
Rodzice pogodzili się z jego pasją, choć ledwo wiązali koniec z końcem, zafundowali mu wymarzony prezent. Na siódme urodziny dostał koszulkę brazylijskiego Ronaldo, traktował ją jak relikwię i nie zwracał uwagi, że to jedna z wielu tańszych podróbek. Ojca nie było stać na oryginał. - To jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Nosiłam koszulkę non stop przez 10 dni - przyznał.
Pieniądze starczyły jedynie na podstawowe potrzeby. Na obozy piłkarskie dla trójki braci już nie. Rodzeństwo musiało zarobić na swój rozwój, 16-letni Xherdan przez trzy tygodnie kosił trawniki w okolicy, w końcu uzbierał 700 franków szwajcarskich i pojechał do Hiszpanii.
Po latach mówił: - Bałem się, że koledzy będą śmiać się z mojego ubóstwa. Po treningu wszystkie dzieci chciały coś zjeść z kiosku, a moi bracia i ja nigdy nie mieliśmy pieniędzy, więc wymyślaliśmy jakąś wymówkę. Najczęściej twierdziliśmy, że musimy wracać do domu.
"Wow, patrzę na Iniestę"
Do poważnej piłki dostał się jako 17-latek, zagrał 20 minut w meczu FC Basel. Trener ściągnął go na ziemię: - Umiesz tylko dryblować. Wracasz do rezerw. Po dwóch tygodniach nowy szkoleniowiec zaprosił Xherdana na zajęcia. Shaqiri tym razem został w seniorach na zawsze. Błyszczał w kraju, rok później pojechał na MŚ 2010. Nie wierzył w swoje szczęście: - Przecież rok temu wracałem w nocy z niebezpiecznej dzielnicy, a teraz ochroniarze pilnują naszych pokoi.
Z ławki oglądał m.in. wygrane spotkanie 1:0 z późniejszymi mistrzami, Hiszpanami. - Wow, patrzę z bliska na Iniestę. Podziwiałem go w telewizji, a on jest właśnie tutaj, przede mną - pomyślał wtedy.
Wtedy dopiero wchodził do kadry, po ośmiu latach jest liderem pełną gębą. W klubach wiodło się mu gorzej, co prawda szybko sięgnął po niego Bayern Monachium, ale nie do końca sprawdził się w Bawarii. Po trzech latach przeniósł się do Interu Mediolan i znowu to samo. W końcu trafił do przeciętnego Stoke City i aż nie do wiary, że taki piłkarz spędził trzy sezony w angielskim przeciętniaku. Wygląda na to, że po MŚ w Rosji wróci do klubu jedynie po to, by spakować szafkę. Media spekulują o zainteresowaniu ze strony Liverpoolu.
Dwie flagi
Zanim zajmie się przyszłością, Shaqiri powalczy z kolegami o największy sukces szwajcarskiej piłki od 1954 roku. Jeśli wygrają ze Szwedami, to pozbędą się klątwy 1/8 finału, cztery razy odpadali z wielkiego turnieju na tym etapie.
- Dla moich rodziców to naprawdę wielka chwila, kiedy widzą, że gram w MŚ. Przyjechali do Szwajcarii z niczym, a pracowali tak ciężko, aby spróbować stworzyć dobre warunki dla swoich dzieci - podkreśla.
Jak zawsze wyjdzie na murawę w butach z flagami Szwajcarii i Kosowa. - Nie z powodu polityki, po prostu opowiadam historię mojego życia - zaznaczył. - Ale spokojnie, na mojej lepszej lewej nodze jest szwajcarska flaga - dodał.
Mecz Szwajcaria - Szwecja odbędzie się 3 lipca, początek o godz. 16.00.