Z Moskwy Mateusz Skwierawski
Z bólem serca patrzyło się na kolumbijskich fanów po spotkaniu z Anglią. Przecież ci ludzie robili do tej pory najlepszą atmosferę na tych mistrzostwach! W Moskwie kibiców z tego kraju widać było już kilka dni przed rozpoczęciem mistrzostw świata, w Kazaniu trudno było dostrzec kogoś poza nimi. Tańce na ulicach, śpiewy w restauracjach. Miejsca, w których grała drużyna Jose Pekermana zamieniały się w żółte wioski. Łatwiej można się było porozumieć w języku hiszpańskim niż miejscowym.
To pasjonaci piłki, którzy jedną akcję swojej drużyny potrafią analizować kilka godzin. To ludzie naładowani pozytywną energią, otwarci i spontaniczni. Wiele niepozornych sytuacji potrafili zamienić w świetne show, chociażby ucząc Rosjan kroków salsy w centrum handlowych. I nagle okazywało się, że na pierwszy rzut oka zabiegani i zamknięci w sobie Rosjanie też potrafią poczuć luz, odłożyć teczkę na bok, ruszyć do tańca i się uśmiechać.
Odetchną pewnie tutejsze służby, bo już nie trzeba będzie chodzić za Latynosami z telefonami i przetłumaczoną kwestią: "obowiązuje cisza nocna", ale mistrzostwa stracą bardzo wiele, głównie atmosferę i oryginalność. Obok tych ludzi nie dało przejść się nie zwracając na nich uwagi.
Po spotkaniu z Anglią w Moskwie zapanowała cisza, fani z Ameryki Południowej zupełnie nie przypominali osób sprzed kilku godzin. Do metra zmierzali zamyśleni. Nie było płomiennych przemówień, gestykulowania, przyśpiewek i muzyki, a szklane oczy mężczyzn i płacz kobiet. Każdy z osobna porażkę musiał przetrawić we własnej głowie. Podobne reakcje towarzyszyły polskim fanom dwa lata wcześniej we Francji po odpadnięciu w ćwierćfinale w rzutach karnych z Portugalią. Nie było złości, ani szukania winnych. Po prostu pustka i powolne godzenie się z rzeczywistością.
W cieniu rozpaczy Kolumbijczyków szał radości przeżywali Anglicy. Fanów z Wysp w Moskwie było znacznie mniej, na stadionie i w jego okolicach praktycznie nie rzucali się w oczy, ale to oni w skromniejszych grupkach mogli cieszyć się z awansu do ćwierćfinału po dwunastu latach. Anglia w końcu przełamała klątwę pierwszego meczu w fazie pucharowej, którego od lat nie potrafiła wygrać.
- Przed meczem rozmawialiśmy o trudnej drodze do sukcesu, tworzeniu własnej historii. Uważam, że ją piszemy. Zagramy w ćwierćfinale, ale nigdzie się nam nie spieszy: po tym meczu nie chce jechać do domu - selekcjoner reprezentacji Anglii Gareth Southgate przekonywał po meczu, że nie jest to ostatnie słowo jego drużyny.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Piękne pożegnanie Adama Nawałki. Trener otrzymał brawa od dziennikarzy