Mundial 2018. Francja - Belgia. Starcie podobieństw, pojedynek przeciwieństw. Przedwczesny finał

Getty Images / Buda Mendes / Na zdjęciu: radość Belgów
Getty Images / Buda Mendes / Na zdjęciu: radość Belgów

Nie wystarczyłoby doby, by opowiedzieć wszystkie niesamowite historie, których duch wisi nad meczem Francja - Belgia. Jak przystało na przedwczesny finał: opowieść, jakość i podtekst muszą być. Pierwszy gwizdek mundialowego półfinału o godzinie 20.

Z Sankt Petersburga Paweł Kapusta

Jakość jest, przecież Francja wręczyła już na tych mistrzostwach bilety powrotne i Argentyńczykom, i genialnym reprezentantom Urugwaju. Z kolei Belgowie w najlepszym stylu uśmiercili brazylijskie marzenia o mistrzostwie. Dla Trójkolorowych niesamowity turniej rozgrywa młodziutki Kylian Mbappe. W belgijskiej koszulce samego siebie przechodzi w Rosji Romelu Lukaku. Oczy całego świata zwrócą się we wtorek w ich stronę, a oni znów postarają się nas zaczarować. Magii uczyli się w zupełnie rożnych szkołach.

Lukaku i Mbappe, inne rzeczywistości

Kto nazywa się kibicem, opowieści Lukaku przegapić nie mógł. Na łamach "The Players' Tribune" piłkarz opowiadał o skrajnej biedzie, w której żył z rodzeństwem, przehulanych przez ojca - byłego piłkarza - pieniądzach, matce mieszającej mleko z wodą i "pożyczającej" chleb w okolicznej piekarni, odcinanym prądzie. Lukaku miał wtedy sześć lat i postanowił: zostanę wielkim piłkarzem, najlepszym w historii Belgii i wyciągnę rodzinę z biedy.

Minęło dziesięć lat i w dniu swoich 16 urodzin podpisał profesjonalny kontrakt. Jego późniejsze, piłkarskie losy układały się różnie - raz lepiej, raz gorzej - ale na tym mundialu przechodzi samego siebie. Rozprowadza akcje, drybluje w magiczny sposób, strzela... Duża w tym zasługa Thierry'ego Henry'ego, legendy reprezentacji Francji, dziś będącej w belgijskim sztabie. To Henry ma wydobyć z napastnika to, czego dotychczas nikomu wydobyć się nie udało. TUTAJ WIĘCEJ O HISTORII LUKAKU.

Z drugiej strony: Mbappe. Genialny, francuski dzieciak, już teraz porównywany do Pele. Choć z rodziną mieszkał w jednym z podparyskich blokowisk, nie da się go jednak wcisnąć w dobrze znaną we Francji ramkę zawodników - synów totalnej biedy i "całej nadziei w futbolu". Ojciec - były piłkarz, później trener. Matka - była piłkarka ręczna. Do tego przyrodni brat - piłkarz. Wujek - pracownik jednego z ligowych klubów. Pilnowany i ułożony. Wzorowo prowadzony przez opiekunów.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polaków zawiodło przygotowanie fizyczne. "Każdy robi badania. Sztuką wyciągnąć wnioski"

Mbappe to pierwszy gracz reprezentacji Francji, który urodził się już po "pięknym lecie 1998", czyli po zdobyciu przez Trójkolorowych mistrzostwa świata. Ale szkolony na fali tego sukcesu. Gdy zgłosił się po niego Real Madryt, ojciec nie udzielił zgody. Później zgłaszało się jeszcze wielu z całej Europy, Mbappe wciąż jednak nie wystawił nosa poza Francję. Najpierw był lokalny klub, szkółka w Clairefontaine, później Monaco i PSG.

Przed wtorkowym meczem podobne opowieści w każdej z tych drużyn można mnożyć. O, choćby N'Golo Kante. Też z podparyskich blokowisk. Ale on już nie miał tyle szczęścia, co Mbappe. Miał ósemkę rodzeństwa, "nie przelewało się" to określenie delikatne, musiał pracować fizycznie. W Rosji jest jednym z najlepszych pomocników mundialu.  I tak dalej, i tak dalej. Reprezentacja Francji, która pojawiła się na mistrzostwach świata w Rosji, w ponad 78 procentach (!) składa się z migrantów. W belgijskim przypadku liczba sięga 50 procent.

Przedwczesny finał

Tuż po rozegraniu ostatniego ćwierćfinału i wyłonieniu ostatniego półfinalisty mundialu zaproponowaliśmy czytelnikom WP SportoweFakty wzięcie udziału w ankiecie. Pytanie było konkretne: która drużyna zostanie mistrzem świata? Aż 80 procent głosów łącznie (z niewielką przewagą Francuzów) przypadło Belgom i Trójkolorowym. Nie ulega wątpliwości, we wtorek będziemy świadkami przedwczesnego finału.

Od zawsze, myśląc o faworytach wielkich turniejów, wymienia się Hiszpanów, Niemców, Brazylijczyków... Można jednak odnieść wrażenie, że Francuzów trzyma się na dystans. Dziwne to podejście, bo przecież ostatnie dekady były w ich wykonaniu znakomite. Rok 1998 i mistrzostwo świata, dwa lata później mistrzostwo Europy, a w 2006 roku - wicemistrzostwo świata... Później kilka burzliwych lat i szukania odpowiedniej drogi, którą przecież znaleźli. Dowód: 2016 - finał Euro. 2018 - wciąż wielka szansa na wygranie mundialu. Nawet mimo kilku wpadek i jednej ogromnej kłótni (RPA) - za Trójkolorowymi niesamowite lata i patrząc na ich skład - wiele pięknych jeszcze przed nimi.

Belgowie z kolei wyczekiwali momentu, w którym w końcu wskoczą na sam szczyt piramidy. Chwili, w której piłkarze będący produktem słynnego już systemu szkolenia, będą w stanie bić gigantów na wielkich turniejach. Miało tak być już cztery lata temu, ale wówczas zabrakło doświadczenia, odpadli po meczu z Argentyną. Tym razem ma być (i już jest, bo awans do półfinału to dla Belgii historyczny sukces) inaczej.

Mundial to nie sprint. Mistrzostwa mają zarówno coś z maratonu, jak i biegu przełajowego. Bo nie dość, że meczów jest sporo, a w końcowej fazie turnieju kolejne występy tylko dokładają odważników na nogi, to w całym tym czasie trzeba dostosowywać się do zmiennych warunków wynikających z różnorodności kraju - gospodarza. Belgowie ćwierćfinał przeciwko Brazylii rozegrali na przykład w Kazaniu. Słońce smażyło tam kibiców przez cały dzień, o załamaniu pogody nie było mowy. Wieczorem grało się w przyjemnym cieple. Półfinał z kolei rozegrany zostanie w Sankt Petersburgu. Wychodząc we wtorek z samolotu na tutejszym lotnisku "Pułkowo" można było się mocno zdziwić: 14 stopni, nieprzyjemny wiatr, wokół ludzie w kurtkach, od czasu do czasu "sypiący się" z nieba delikatny kapuśniak. Obojętnie jaka by we wtorek nie była jednak pogoda w Sankt Petersburgu, mecz na pewno rozgrzeje nas do czerwoności.

Początek meczu o godzinie 20.

Źródło artykułu: