Michał Kołodziejczyk z Moskwy
Na spotkanie z dziennikarzami wszedł do sali pewnym krokiem, już bez białej koszuli i marynarki, ale w piłkarskiej koszulce z numerem osiemnaście - tej, w której przed chwilą po boisku biegał Ante Rebić. Pytanie, na które czekał, dostał niemalże od razu. Po krótkich brawach i szybkich gratulacjach ktoś zapytał go, czy boi się finału, bo skoro jego drużyna w trzech meczach fazy pucharowej za każdym razem zmuszona była grać w dogrywkach, to pewnie nie ma już sił. Zlatko Dalić uśmiechnął się pod nosem i wiedział, że to co powie, przejdzie do legendy.
- Chciałem dokonać zmian w podstawowym czasie gry, ale nikt nie chciał zejść z boiska. Pytałem piłkarzy, wszyscy zapewniali mnie, że mają siłę grać i chcą grać dalej. W dogrywce zdejmowałem zawodników z boiska niemalże siłą. Pokazali mi, jak są odporni na zmęczenie i jak bardzo mocni - mówił Dalić.
Trener Chorwatów dokonał przysługujących mu czterech zmian, ale zaczął je robić dopiero w 95. minucie meczu. Ivan Strinić opuścił boisko z drobną kontuzją, Rebić zszedł sześć minut później, a kolejne dwie zmiany były już tylko po to, by chorwacka część stadionu mogła bić brawa na stojąco. Pięć minut przed końcem dogrywek Dalić zdjął z boiska Mario Madżukicia, który chwilę wcześniej strzelił gola dającego Chorwacji prowadzenie, minutę przed końcem meczu zmieniony został Luka Modrić - dyrektor i reżyser środka pola, być może najlepszy piłkarz w całym turnieju.
ZOBACZ WIDEO Eksperci chcą polskiego trenera, ale nie widzą kandydata. "Federacje stawiają na nazwiska"
- Kiedy przejmowałem drużynę kilka miesięcy temu mówiłem, że nie będę uczył piłkarzy grać w piłkę, bo to umieją doskonale. Wiedziałem, że jesteśmy narodem, który nigdy się nie poddaje, jest dumny i ma charakter, ale na tym mundialu moi zawodnicy pokazali jeszcze olbrzymią siłę psychiczną, są silniejsi ode mnie - mówił trener.
Drogę do finału turnieju w Rosji Chorwaci zaczęli od zwycięstwa z Nigerią 2:0, a później olśnili świat pokonując Argentynę 3:0. W rezerwowym składzie, z dziewięcioma nowymi zawodnikami w ostatnim meczu grupowym pokonali Islandię 2:1, by wejść już na strome schody w fazie pucharowej. Zwycięstwo z Danią po rzutach karnych i 120 minutach gry, a także zmarnowanym rzucie karnym przez Modricia w końcówce dogrywki dało awans do ćwierćfinału. Tam, znowu po 120 minutach gry i wyniku 2:2, Chorwaci wyeliminowali w rzutach karnych Rosję.
Do półfinału żadnej drużynie w historii mundiali nie udało się wcześniej wejść po tak wycieńczającej drodze. Z obozu Chorwatów dochodziły alarmujące wiadomości - piłkarze nie mają siły, wiedzą, że osiągnęli już wszystko, na co było ich stać. Tak właśnie wyglądała pierwsza połowa półfinałowego meczu z Anglią, kiedy piłkarze Dalicia po straconym na samym początku golu zdawali się czekać na ostatni gwizdek. Wyrównali w 68 minucie i niespodziewanie przejęli inicjatywę, zwycięską bramkę na dziesięć minut przed końcem strzelił Mandżukić.
- Byliśmy lepiej zorganizowani w każdym elemencie gry. Byliśmy od Anglików lepsi i należało nam się to zwycięstwo - mówił Dalić. W niedzielnym finale Chorwacja zmierzy się z Francją. Zsumowany czas dogrywek, jaki w nogach mają piłkarze z Bałkanów daje jeden cały dodatkowy mecz na drodze do walki o złoto. Do tego Francuzi swój zwycięski półfinał z Belgią rozegrali jeden dzień wcześniej i przed finałem będą dłużej odpoczywać.
- Zagramy najważniejszy mecz w życiu i nie martwię się o to czy moi piłkarze będą gotowi. Sami widzieliście. Będą. Mamy sztab fachowców, którzy się nimi zajmą. Gramy dla naszego kraju, chcieliśmy zapisać się w historii i nam się to udało. Został już tylko jedno, decydujące starcie - tłumaczył trener Chorwatów.
Na mundialu dwadzieścia lat temu Francja zatrzymała Chorwację w półfinale. Davor Suker strzelił gola na 1:0, ale dwie bramki Liliana Thurama dały awans Francuzom, którzy później wywalczyli mistrzostwo pokonując Brazylię. Chorwacja zajęła trzecie miejsce i do wczoraj był to największy sukces chorwackiego futbolu w historii. - Pamiętam, jak cieszyliśmy się z gola Sukera - wspomina Dalić. - Nie zdążyliśmy usiąść a było już 1:1. O dwóch golach Thurama mówimy w Chorwacji od dwudziestu lat. Teraz musimy w niedzielę zrobić coś więcej.