Zbigniew Mucha
W pogoni za bogami
Mylą się jednak wszyscy, którzy sądzą, że ściga Thierry’ego Henry’ego. Młody Francuz jeździ w innej formule i bogiem, którego winien gonić, musi być Pele.
Mbappe ściga się w tempie najszybszych ludzi globu. Gdy wystartował do piłki w meczu z Argentyną, przebiegł sprintem 70 metrów, zanim został powalony w polu karnym. Maksymalna prędkość wyniosła 38 km/h i była wyższa od średniej Usaina Bolta, gdy ustanawiał rekord świata na setkę. Mbappe pobił pod tym względem rekord mundialu należący do Arjena Robbena. - Myślałem, że jedzie na skuterze - przyznał Florian Thauvin.
Człowiek, który goni
- Kiedy ktoś o takim talencie ma swój dzień, to plany trenerów walą się w gruzy - podsumował jego występ Jorge Sampaoli, trener Argentyny.
Kogo więc ma dogonić w pierwszym rzędzie? Jeśli nie Henry’ego, to może Brazylijczyka Ronaldo? Didier Deschamps studzi zapały: - On był mistrzem świata. Kylian dopiero zaczyna, może i jest szybszy, ale potrzebuje więcej miejsca, a Ronaldo robił z piłką cuda na dwóch metrach.
Nie miał 17 lat, debiutując w Ligue 1. Dziś wciąż pozostaje nastolatkiem, a ma na koncie dwa tytuły mistrza Francji z różnymi klubami, 48 ligowo-pucharowych goli i 33 asysty. Dorobek galaktyczny. To właściwe określenie. Bo jedynym klubem, który byłoby obecnie stać na powzięcie zuchwałego zamysłu sprowadzenia go do siebie, musi być Real. I kto wie, czy nie byłby to rozsądniejszy ruch niż umizgi w stronę Neymara. Inna sprawa, że najrozsądniej było go w ogóle nie wypuszczać z Madrytu, gdy w wieku 14 lat przebywał tam na testach. Należało przekonać upartych rodziców wszelkimi możliwymi sposobami, zamiast oddawać go w tryby podparyskiej Clairefontaine.
Mbappe w pojedynkę wyrzucił z mundialu Messiego. Umarł król, niech żyje król? Jeżeli już rok temu wart był dla PSG 180 milionów euro, to trudno mówić o nagłych narodzinach gwiazdy. Niemniej ten chłopiec ma w sobie coś unikalnego, skalę talentu, jakiej nie mieli jego słynni rodacy, z Henrym na czele. - Oczywiście, że jest bardziej utalentowany ode mnie - nie ma wątpliwości Paul Pogba. Oczywiście ma rację.
Najmłodszy w historii francuskiego futbolu zdobywca bramki dla Les Bleus jest również drugim w historii nastolatkiem, który w fazie pucharowej MŚ potrafił zdobyć przynajmniej dwie bramki. Tym pierwszym 60 lat temu był Pele. Wstępujący na tron król futbolu zaliczył hat-tricka w półfinałowym meczu z Francją, kolejne dwa trafienia dorzucił w finale ze Szwecją. - Porównanie do Pelego to wielki honor, ale on był graczem z innej planety - mówi Kylian. To zresztą charakterystyczne, ponoć zawsze przemawia niczym dojrzały 40-latek.
Właściwie końcowy wynik Francji na mistrzostwach nie powinien mieć wpływu na opinię o Pełzaku. On już trafił do jednego szeregu z największymi gwiazdami, a wiele z nich zdystansował. Prorokowano, że będzie dla trójkolorowych dobrym omenem. Urodził się przecież w złotym, 1998 roku, pięć miesięcy po tym, gdy Zinedine Zidane wbił w finale MŚ dwie bramki Brazylijczykom. Wielki Zizou grał z dziesiątką, jeszcze większy Michel Platini podobnie, młokos z afrykańskimi korzeniami nie miał żadnych rozterek, wybierając identyczny numer.
Sprzyjają mu geny. Ojciec - trener (obecnie też agent), matka - była szczypiornistka (dziś także spec od synowego marketingu), nawet adoptowany brat Jires Kembo Ekoko to zawodowy i znany piłkarz. Kylian jest doskonale przygotowany do profesjonalnej kariery. Pod tym względem już ma przewagę nad wciąż panującym królem futbolu. Pele dziś to marketingowe zwierzę, marka i produkt, ale kiedy w wieku niespełna 18 lat zdobywał swoje pierwsze mistrzostwo świata, był absolutnie zielony. Na mundialu w Szwecji zakochał się w miejscowej dziewczynie, spacerował z nią po ulicach Goeteborga, mocno przeżywał rozstanie, jego myśli błądziły między zieloną płytą Rasundy a blond włosami Ileny. Gdy pierwszy raz przyjechał do Santosu, pobiegł na plażę napić się wody z oceanu, by sprawdzić, czy słona. Po mistrzostwach dostał w nagrodę samochód, ale trójkołowy. W klubie wciąż dorabiał, kupując starszym kolegom fajki i alkohol, poszedł w końcu do wojska. Mając 21 lat i dwa tytuły mistrza świata w dorobku, wciąż mieszkał na stancji. No i był bankrutem oszukanym przez agenta.
Kylianowi to nie grozi. Jego kariera jest zarządzana przez rodziców, pieniądze syna - 18 milionów rocznej pensji w PSG - umiejętnie pomnażane. Dlatego chłopiec może ogłaszać, że każde 20 tysięcy euro premii meczowej za występy w Rosji przekaże fundacji pomagającej niepełnosprawnym dzieciom.
Pele na swój pierwszy mundial pojechał jako dziecko. Trener Vicente Feola zażyczył sobie nawet badań behawiorystycznych, koniecznego rozpoznania ducha walki, by nie powtórzyła się trauma 1950 roku. Doktor socjologii prowadzący badanie był w werdykcie bezlitosny: "Pele to osobowość infantylna. Brakuje mu ducha walki. Jest zbyt młody, by odczuwać potrzebę agresji. Nie rozumie zasad gry zespołowej ani odpowiedzialności za swoje działania w drużynie. Zdecydowanie nie nadaje się do gry w piłkę nożną". Feola ostatecznie miał w nosie werdykt doktora. Dzięki temu po zwycięskim finale Pele mógł na środku boiska rozryczeć się niczym... dziecko.
Mbappe jest atletą. Niewiele wyższy od Pelego, nie tak mocny i sprężysty w nogach, ale szybszy i fizycznie jednak bez zarzutu. Siła, dynamika, technika - wszystko na najwyższym poziomie. Być może tylko bardziej sfokusowany na sobie - Brazylijczyk więcej widział. Mówiono, że to ze względu na specyficznie osadzone oczy, poszerzające mu perspektywę. On sam wolał mówić o intuicji, czuciu boiska i partnerów, o tym, że trzeba myśleć i wiedzieć, zanim otrzyma się piłkę, ale przeprowadzone badania medyczne wykazały, że faktycznie król miał wyjątkowo szerokie pole widzenia.
W sezonie, którego ukoronowaniem są mistrzostwa świata, Mbappe rozegrał ponad 50 meczów - spora dawka w tym wieku. Pele w Santosie zadebiutował, nie mając 16 lat. Francuz w dorosły futbol wszedł o rok starszy. Nie jest tak mocno eksploatowany jak mistrz. Ten, mając 19 lat, będąc gwiazdą reprezentacji i Santosu, niczym cyrkowiec obwożony był po całym świecie, bo wszyscy chcieli na nim zarobić. W 1959 roku rozegrał 103 mecze! Podczas europejskiego tournee 22 w półtora miesiąca!
Człowiek, który nie dogoni
- Kiedy zobaczyłem, jak gra 17-letni Pele, chciałem skończyć karierę - powiedział francuski napastnik Just Fontaine, król strzelców MŚ ’58, zdobywca 16 bramek w sześciu meczach na turnieju przed 60 laty. Co myśleli Gonzalo Higuain, Kun Aguero i Leo Messi, patrząc na wyczyny Mbappe?
W fantastycznym meczu 1/8 finału, który wyniósł Francuza, a zdegradował Argentynę, niewiele jednak brakowało, by Deschamps przedwczesnymi zmianami pogrzebał szanse drużyny. Francja ostatecznie sobie poradziła, bo Messi (bez gola w ośmiu meczach fazy pucharowej MŚ) nie dokonał cudu. Nie grał źle, zaliczył przecież w tak ważnym meczu dwie asysty, ale to nie wystarczyło. Za kluczowe podania (do Jorge Burruchagi w finale Mexico ’86 czy Claudio Caniggii w 1/8 finału Italia ’90) Diego Maradonę wynoszono na ołtarze, z Messim tak nie będzie. Pod wieloma względami tegoroczny mundial wykazał wyższość jednego nad drugim. Każdy ma oczywiście prawo do własnej oceny, fanów Messiego, obiektywnie najwybitniejszego piłkarza XXI wieku, ta teoria zapewne nie przekona.
Obrońcy Leo podnoszą argument o drużynie. To znaczy - Maradona miał z kim grać, Messi nie. Argentyna ’86 faktycznie tworzyła drużynę, ale drużynę, która formowała się w boju i w trakcie turnieju. Pamiętajmy, że w eliminacjach szło im jak po grudzie, nie mieli doświadczenia w takich próbach (’78 - gospodarz, ’82 - obrońca tytułu). Zbudował ich mundial, podobnie jak samego Maradonę.
Diego jako nowy kapitan zespołu (w kadrze był obrażony Daniel Passarella, stary dowódca, którego zmogła ponoć choroba wirusowa, lecz tak naprawdę przegrał z Diego, któremu na forum drużyny zarzucał ćpanie) nie znaczył w światowym futbolu więcej niż obecny Messi; przeciwnie - znaczył mniej. Nie mógł się równać liczbami i osiągnięciami do Leo, bo dzisiejszy bóg futbolu ma na co dzień za sobą znakomitą Barcelonę, a stary bóg miał przeciętne Napoli, z którym dopiero za chwilę, rok po Meksyku, miał dokonać cudu.
A w reprezentacji? No i tu właśnie zdania są podzielone. Na pewno stara Argentyna miała wyrazistego trenera, który przy 3:2 w finale z RFN nie bał się głośno mobilizować samego Maradony, zarzucając mu - cytat - opier…nie się na boisku. Wyobraźcie sobie podobny układ Messiego z Sampaolim. Na pewno obecna Argentyna nie ma bramkarza i obrońców, nie jest właściwie zbilansowana, przez co tak genialny futbolista jak Messi cierpi. A 32 lata temu? Głos ma Maradona (za autobiografią „El Diego”): - Byliśmy drużyną, która miała wszystko - technikę i zadziorność. Jeden z dziennikarzy argentyńskich, Juvenal, świetnie to określił: europejska dynamika z kreolskim zacięciem. Tacy byliśmy, bardzo dobrze uporządkowani taktycznie, z niezwykle nowatorską obroną...
Niemniej koledzy z mistrzowskiej drużyny Maradony nie byli gwiazdami wielkich europejskich klubów i ani wcześniej, ani potem nie podbili Europy, nawet jeśli Valdano grał w Realu (wszakże innym od tego, który znamy dziś). Kolejny bohater finału Mexico '86 Burruchaga występował już tylko w Nantes, a zdecydowana większość mundialowej kadry w lidze argentyńskiej. Bartłomiej Rabij, wybitny znawca tematu, nie bez słuszności zauważa, że takie były czasy. W Europie obowiązywały limity zatrudniania obcokrajowców, w Ameryce Południowej piłkarze cieszyli się statusem idoli i byli świetnie opłacani. To akurat prawda, bo o ile na początku lat 80. na Starym Kontynencie można było najwięcej zarobić w Bundeslidzie, to i tak gaża Maradony w Boca Juniors była kilkukrotnie wyższa i przekraczała milion dolarów rocznie. Z drugiej strony za tytuł mistrza świata Diego dostał 33 tysiące dolarów premii, a Włosi cztery lata później tylko za półfinał - po 220 tysięcy. Z upływem lat w Europie poluzowywano limity zatrudnienia, a podnoszono gaże. Tymczasem nawet po triumfie Argentyńczycy nie zalali Półwyspu Apenińskiego, a przecież Serie A prawdziwych kozaków by nie przegapiła. Czy zatem na pewno piłkarsko byli lepsi od dzisiejszych gwiazd Manchesteru City lub Juventusu? Trudno to zmierzyć.
Trudno jednak pominąć argument, że koledzy potrafili wykorzystać znakomite zagrania Maradony, a Higuain w finale przed czterema laty psuł podania Messiego. Może więc najbliższy prawdy (leżącej pośrodku) jest Hernan Crespo, który ostatnio po meczu Albiceleste z Islandią powiedział: - Oczywiście, oczekujemy od Leo więcej, ale on nie jest Diego Maradoną. Nie wygra mundialu sam. W pierwszej kolejności muszą to zrozumieć kibice, a następnie jego koledzy z zespołu.
Istotne jest jeszcze co innego. Messi sprawia wrażenie introwertyka, choć przemawia w przerwie, to jakby brakowało iskry niczym w mowie kumpla zagrzewającego do boju ferajnę. Maradona to wulkan emocji - nienawidzi, ale i kocha na zabój. O swoich kompanach mówił w książce "El Diego":
Sergio Daniel Batista - wydawał się ośmiornicą, jakby przyciągał przeciwników, a oni oddawali mu piłkę... Przede wszystkim przyjaciel.
Pedro Pablo Pasculli - brat na boisku, doskonały kolega...
Ricardo Enrique Bochini - był moim idolem... Pamiętam, że powiedziałem: "To tak, jak grać z Bogiem".
Jorge Alberto Valdano - wspaniały człowiek...
Claudio Paul Caniggia (ale to z MŚ ’90) - kocham go jak brata. Od chwili, kiedy go zobaczyłem, poczułem potrzebę chronienia go.
Wydaje się zatem, że to niekoniecznie byli lepsi piłkarze od obecnych, natomiast niewątpliwie tworzyli silne, zgoła rodzinne więzi. Poza wszystkim teza, że Diego, w przeciwieństwie do Leo, miał wokół siebie silną ekipę, ma jeden słaby punkt. Bo skoro faktycznie tak było, to gdzie ona się schowała, że musiał sam okiwać całą Anglię i Belgię? I gdzie byłaby, gdyby tego nie zrobił?
ZOBACZ WIDEO Mundial w Katarze wyznaczy nowe trendy? "Gwarantuję, że to będzie unikalny turniej"
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)