Reprezentant Polski o upragniony awans walczył do ostatniej próby eliminacyjnej. Wcześniejszy wynik (20,38 m.) sprawiał, że Konrad Bukowiecki zajmował 13. miejsce - pierwsze, które nie gwarantowało występu w finale.
Taką samą odległość osiągnął Andrei Rares Toader. Rumun miał jednak lepszy drugi rezultat, więc był sklasyfikowany przed Polakiem, który miał ostatnią okazję, by poprawić swoje osiągnięcie.
ZOBACZ WIDEO: Niesamowita scena podczas spotkania. Dziewczyna podeszła do polskiej mistrzyni
Bukowiecki pchnął powyżej 20 metrów, ale sędzia uznał, że zawodnik spalił tę próbę. Z taką interpretacją nie zgadzał się reprezentant Polski. Jego ustny sprzeciw przyniósł skutek po kilkunastu minutach i arbiter zmienił werdykt.
- Od razu wiedziałem, że nie spaliłem. Nic nie poczułem. Nie mam pretensji, bo wyszło na moje. Sędzia też człowiek i ma się prawo pomylić. W tym wypadku to był ewidentny jego błąd. Oprotestowałem jednak to pchnięcie, które okazało się decydujące w awansie do finału - powiedział Bukowiecki cytowany przez Interię.
Ostatecznie zmierzono odległość 20,28 m, która dała mu 12. miejsce, ponieważ był to lepszy wynik, niż drugie najlepsze podejście Raresa Toadera. Kierownik polskiej kadry w rozmowie z Interią przyznał, że miał już przygotowany oficjalny protest, który na szczęście nie był konieczny.
- Czekałem, jaka będzie decyzja po ustnym proteście Konrada. Ale procedury zagrały. Miałam już wpisany protest, ale jeszcze nie wysłałem do momentu, aż nie zakończyli procedury ustnego protestu. Więc nie musiałem w pełni interweniować. Tylko kontrolowałem przebieg i wynik protestu - przekazał Filip Moterski.
Zachowajcie powagę!!