- Zszedłem na chwilę z boiska, bo poczułem ból w plecach. Teraz mam je całe sklejone, żeby mięśnie się trzymały - powiedział w rozmowie z dziennikarzem Gazety Wyborczej Sebastian Świderski. Zniewolony bólem westchnął, że nawet "nie chce mu się o tym gadać', ponieważ kolejny raz rozpoczyna turniej z bólem. - Chyba zbiłem mięsień międzyżebrowy przy obronie - tłumaczył. Jak poważna jest to kontuzja, okaże się w poniedziałek, gdy mięśnie ostygną. Zawodnik ma jednak nadzieję, że lekarze szybko się uporają z jego dolegliwością i w następnym meczu będzie już całkiem zdrowy.
Oceniając mecz z Niemcami zauważył, że przede wszystkim udało się wyeliminować ich główną broń, czyli zagrywkę. - Nie chcę mówić, że przyjmowaliśmy rewelacyjnie, ale przede wszystkim pozwoliliśmy im na niewiele asów, których im się zdarza - jak widzieliśmy w sparingach - czasem nawet kilkanaście w meczu.
Dodał, że kluczowe dla przebiegu meczu było rozpracowanie taktyczne rywali i wyłączenie z gry wszystkich podstawowych zawodników. - Kończyli spotkanie niemal samymi rezerwowymi - zwrócił uwagę nasz przyjmujący.
Sebastian Świderski wierzy, że Polacy będą grać jeszcze lepiej, a jeśli wyeliminują niektóre błędy, będą w stanie pokonać każdego. - Byle wytrzymały głowy, byle nie było waśni w trudnych chwilach, bo to tak naprawdę zawsze nas niszczyło - przypomniał. Jak kłótnie czy niesnaski szkodzą nawet największym, widzieliśmy, zdaniem Świderskiego w Rio de Janeiro na przykładzie Brazylijczyków. - Niby się cieszą z gry, ale w finale Ligi Światowej było widać, że im też się zdarzają awantury na ławce i kończą się one źle.