Głównym problemem związku, zdaniem Sylwii Gruchały, jest alkohol. - Dajmy na to, że wyjeżdżamy na mistrzostwa świata. Jadą z nami wszyscy działacze związku, ludzie, bez których można by się obejść. Tuż przed naszymi startami robią sobie głośne imprezy. Nie raz było tak, że przed ważnymi walkami budziły nas odgłosy libacji. Na to wszystko patrzył prezes i nie reagował. W normalnym związku, prezes nie pozwoliłby na to. Podobnie, jeśli widziałby, że trener przychodzi pijany na zajęcia, odsunąłby go od pracy - zdradziła florecistka dodając, że nazwisk nie będzie wymieniać publicznie.
Florecistka narzeka również, że związek nie zapewnia zawodniczkom i zawodnikom fizjologa czy masażysty. - Kiedy jestem zmęczona, fizjolog byłby w stanie doprowadzić mnie szybciej do pełnej dyspozycji. Byłoby także mniej kontuzji. Podobnie jest z masażem. W związku są ograniczenia finansowe i trener woli zamiast masażystę zabrać zawodniczkę. Nieraz na zawodach PŚ musieliśmy prosić o pomoc lekarza innej ekipy, kiedy nam coś się stało. To dziadowanie - powiedziała Gruchała w rozmowie z Dziennikiem.