Jasna deklaracja Roberta Lewandowskiego, że nie przedłuży kontraktu z Bayernem Monachium, odbiła się szerokim echem w Niemczech, Hiszpanii, Polsce, ale i wielu innych krajach.
Szybciej zaczęły też bić serca kibiców Barcelony, bo właśnie tam ma kontynuować karierę polski napastnik.
Jak więc sytuacja wygląda w tym momencie? WP SportoweFakty zajrzały za kulisy, sprawdzając, potwierdzając lub negując poszczególne informacje/plotki, które krążą w kilku krajach. A zatem po kolei.
W Niemczech pojawiły się ostatnio sugestie, że Bayern jednak zaproponował umowę Lewandowskiemu, ale ten ją odrzucił. Z naszych informacji wynika, że to nieprawda. Do tej pory Polak nie dostał żadnej nowej propozycji i już nie chce jej dostać. Jak informował "Bild", "Lewy" poinformował władze Bayernu, że nowej oferty i tak nie przyjmie.
"Lewy" zaskoczył działaczy Bayernu
Dla działaczy Bayernu to było, a przynajmniej wszystko na to wskazuje, spore zaskoczenie. Polak poinformował ich o swojej decyzji przed zebraniem Rady Nadzorczej, która miała między innymi wypracować stanowisko i de facto sformułować nową ofertę dla strzelca 312 goli w Bundeslidze.
ZOBACZ WIDEO: Z Pierwszej Piłki #8: co dalej z Lewandowskim? Transfer na horyzoncie
Tyle że teraz proponowanie nowej umowy straciło już sens. A zatem co dalej? Lewandowski chce odejść jak najszybciej, jeszcze tego lata. Czy to jednak możliwe, skoro Bayern ustami kilku najważniejszych działaczy zapewnia, że Polak wypełni kontrakt? Jak czytać te słowa szefów mistrza Niemiec?
Niewykluczone, że to jednak gra. Działacze Bayernu dostali mocno po głowie od kibiców za przespanie sprawy Lewandowskiego (i szerzej za politykę transferową). Deklaracje o tym, że Polak zostanie na kolejny sezon mają więc choć częściowo odbudować ich reputację, a zarazem jest to próba kupienia czasu. Żeby znaleźć następcę.
Dwa kluczowe momenty
I tu dochodzimy do kluczowego momentu, który tak naprawdę zadecyduje o najbliższej przyszłości kapitana polskiej kadry. W niemieckich mediach co chwila pojawiają się nowe nazwiska potencjalnych następców Roberta. Dla Lewandowskiego to... dobrze. Bo im więcej rozmów przeprowadzi Bayern tym szansa, że znajdzie kogoś na miejsce RL9 jest większa.
Ostatnie doniesienia zza zachodniej granicy są takie, że za Lewandowskiego miałoby przyjść być może nawet dwóch napastników. Bayern zmieniłby styl gry, a poza tym, jak to mówią, co dwóch to nie jeden. Im bliżej mistrzowie Niemiec będą więc zakontraktowania nowego napastnika, tym bardziej elastyczni mogą się okazać na rozmowy z Hiszpanami.
Lada moment pierwsze rozmowy
I tu dochodzimy do bardzo ważnego punktu, a w sumie nawet najważniejszego w tym momencie. Z różnych źródeł docierają informacje, że jeszcze w tym tygodniu Barcelona nawiąże pierwszy, bezpośredni kontakt z Bayernem w sprawie polskiego napastnika. To absolutnie kluczowy moment całej operacji. Bo jeśli Niemcy powiedzą stanowcze "nein" i odmówią negocjacji, to z odejściem Polaka faktycznie może być kłopot.
Jeśli jednak Bawarczycy pozostawią furtkę, wtedy... możemy zostać tego lata świadkami polskiego rekordu transferowego. Bo Katalończycy - jak można usłyszeć choćby właśnie w Barcelonie - mają przygotowane na Lewandowskiego około 40 milionów euro. A polski rekord transferowy (Krzysztof Piątek z Genoi do Milanu) to około 35 mln. Przy okazji transferu Lewandowski pobiłby więc kolejny rekord w karierze.
Prawo Webstera? To oznacza wojnę, a wojny nikt nie chce
Idźmy dalej. W teorii nawet odmowa Bayernu nie musiałaby zamykać sprawy, bo jest jeszcze tak zwane Prawo Webstera (wykupienie ostatniego roku kontraktu danego piłkarza w klubie, zespół pozyskujący go wpłaca równowartość rocznej pensji zawodnika). Aby je zastosować musi być spełnionych kilka warunków. W teorii Lewandowski je spełnia, ale w praktyce oznaczałoby to coś na kształt "wojny" Barcelony z Bayernem, a tego kataloński klub z pewnością nie chce.
W tym momencie warto jednak odwrócić role. Bo gdyby jednak Bayern nie zgodził się na transfer, to tak naprawdę podejmuje ogromne ryzyko. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: będzie miał przez najbliższy sezon sfrustrowanego piłkarza, który poczuje się bardzo źle potraktowany po tym co zrobił dla tego klubu.
Bayern dużo ryzykuje
Bayern miałby więc w szatni kogoś, kto myślami byłby już gdzie indziej, a 1 stycznia 2023 roku formalnie może nawet podpisać umowę z nowym pracodawcą. Oczywiście, obowiązującą od lata. Ale w takim przypadku myśli zawodnika byłyby przez ostatnie pół roku jeszcze dalej od Monachium.
I jeszcze dwie kwestie. Pierwsza: jeśli Bayern zablokowałby przejście Lewandowskiego do Barcelony, to Polakowi może ta szansa przepaść na zawsze. Barcelona może na niego nie zaczekać i sprawa zostanie zamknięta. Co, jak nietrudno przewidzieć, jeszcze bardziej zirytowałoby polskiego napastnika.
To nie będzie tak jak w przypadku Borussii
I druga sprawa: niektórzy w Monachium myślą, że możemy mieć do czynienia z deja vu. Lewandowski już raz był w takiej sytuacji, gdy związał się z Bayernem, a jeszcze sezon grał w Borussii. I dawał z siebie wszystko, prezentował się znakomicie. Ale to złudne porównanie. Wtedy "Lewy" miał 25 lat i ujmując to kolokwialnie: dużo czasu. Bo cała kariera była przed nim i jeden sezon nie miał aż tak wielkiego znaczenia. Poza tym, o czym nie każdy wie, na ostatni rok jego kontrakt w BVB i tak został wtedy podniesiony.
8 lat później Polak wie, że jeśli odchodzić do innego wielkiego klubu, to najlepiej właśnie teraz. A Bayern? Prędzej czy później i tak będzie musiał znaleźć jego następcę. Zatrzymanie Lewandowskiego sprawiłoby, że relacje piłkarza z klubem, które już są chłodne, w ostatnim sezonie byłyby zapewne lodowate.
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty
Prezes Lecha tłumaczy co śpiewał
Vuković: U mnie Boruc już nie zagra