Z Polski do Ligi Mistrzów. "Dzieci w końcu nie słyszą syren"

Ruch Lwów przeniósł swoją akademię do Polski i walczy o Ligę Mistrzów. - Wszystko po to, by dzieci dalej miały marzenia - tłumaczy nam pracownik klubu.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Zawodnicy Inhułeci i Ruchu na boisku w Sanoku (fot Ruch Lwów - Instagram) WP SportoweFakty / Zawodnicy Inhułeci i Ruchu na boisku w Sanoku (fot. Ruch Lwów - Instagram)
Piłkarze różnych kategorii wiekowych z Ruchu Lwów zostali rozlokowani po polskich miastach. Trenują między innymi w Tarnowie i Legnicy. Najstarszy zespół - do lat 19, kończy natomiast rozgrywki ligowe w Sanoku. Ruchowi zależało, by rozegrać zaległe mecze, bo pierwsze miejsce w tabeli da drużynie awans do młodzieżowych rozgrywek Ligi Mistrzów.

Stąd pomysł, by ligę do lat 19 dograć w Polsce. - Ze Lwowa do Sanoka jechaliśmy około 2 godzin autokarem, na granicy nie było kolejek. U was mamy wszystko na najwyższym poziomie. Przede wszystkim jednak, wrócił uśmiech. Chłopcy znowu poczuli, że żyją - opowiada nam Andriej Niklowicz, jeden z pracowników akademii. - W Ukrainie jest obecnie zakaz rozgrywania oficjalnych meczów. We Lwowie jest wojsko, w kraju trwa wojna. To nie czas, by zajmować się futbolem - tłumaczy.

Nie słyszeć syren

Ruch walczy o Ligę Mistrzów w specyficznych warunkach. Do Sanoka przyjechały także dwie inne drużyny: Inhułeć Petrowe i Kołos Kowaliwka. Tylko te zgodziły się dokończyć rozgrywki. Ruch wygrał pierwsze spotkanie 6:1, w piątek gra z Kołosem.

ZOBACZ WIDEO: Glik jak Robocop. Wrócił szybciej i gra o kolejny awans
- Oczywiście, mogliśmy zostać w kraju, ale widzieliśmy, jak dzieciaki reagowały na wojnę - kontynuuje nasz rozmówca. - Napięcie psychiczne odbijało się na ich zdrowiu, częściej łapali kontuzje. Zdecydowaliśmy się zabrać nasze roczniki, od U-12 do U-19, do innych krajów: Polski czy Rumunii. Wszystko po to, by chłopcy nie słyszeli codziennie dźwięku syreny przeciwbombowej i nie wypatrywali, czy z nieba spada pocisk. A tak było - opowiada Niklowicz.
Zawodnicy Inhułeci i Ruchu na boisku w Sanoku (fot. Ruch Lwów - Instagram) Zawodnicy Inhułeci i Ruchu na boisku w Sanoku (fot. Ruch Lwów - Instagram)
Prezes ośrodka "Wiki Sanok", Jerzy Domaradzki, towarzyszy ukraińskim drużynom codziennie, od tygodnia. - Przyjechali do nas trochę na wariackich papierach, ale najważniejsze, że wszyscy są zadowoleni - opowiada. - Przyznam, że fajnie się na te mecze patrzy. Chłopcy walczą, prezentują wysoki poziom. Cieszę się, że pomogliśmy im choć na chwilę zapomnieć o tych wszystkich traumach - dodaje Domaradzki.

"Polacy dali nam uśmiech"

Nie wszystkim w Ukrainie podoba się pomysł dokończenia rozgrywek w trakcie trwania wojny. Niklowicz stara się to wytłumaczyć. - Pamiętajmy, że to młodzi ludzie, w zasadzie mentalnie są dziećmi. Mają swoje marzenia. W tym wieku każdy chce zostać drugim Lewandowskim czy Szewczenką. Robimy wszystko, by nie przestali wierzyć, bo najgorzej, to stracić sens życia. Dziś te marzenia dają chłopcom dodatkową moc. Chcę, by za kilka lat z dumą reprezentowali barwy Ukrainy - komentuje.
Zawodnik akademii Ruchu Lwów (fot. Ruch Lwów - Instagram) Zawodnik akademii Ruchu Lwów (fot. Ruch Lwów - Instagram)
W piątek wszystkie ukraińskie zespoły wracają do kraju. - Będziemy chcieli tu jeszcze wrócić - kontynuuje nasz rozmówca. Jest bowiem duża szansa, że nowy sezon rozgrywek do lat 19 zostanie rozegrany w Polsce. - Przywróciliście nam uśmiech na twarzach - mówi Niklowicz. - Czujemy się u was, jak w domu. Podobny język, kultura, niesamowita gościna i troska. Spotkaliśmy tu super ludzi. Dziękujemy - dodaje pracownik akademii Ruchu Lwów.
Koszulka Kołosu z autografami drużyny Koszulka Kołosu z autografami drużyny
Legenda Wisły Kraków mówi o wielkim bólu. Kazimierz Kmiecik zwrócił się do kibiców
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×