Przełomowa dla polskiej inauguracji trzeciej edycji Ligi Narodów okazała się 72. minuta i podanie Tymoteusza Puchacza do byłego klubowego kolegi, Jakuba Kamińskiego. 19-latek zakręcił rywalami w polu karnym, przełożył piłkę na prawą nogę i oddał precyzyjny strzał. Piłka poszła w stronę dalszego słupka i wpadła do bramki. Akcja na wyrównanie wyniku z Walią, jakimi imponował w Lechu Poznań, teraz dała Biało-Czerwonym tlen i napędziła do walki o gola na wagę zwycięstwa.
- Kamiński to odkrycie nie tylko tego meczu. Miał przecież bardzo dobry sezon. Może zrobić wielką karierę i pokazał, że można na niego liczyć. Okazało się, że nie tylko Robert Lewandowski jest naszym wybawieniem - zachwycał się w naszym programie Michał Listkiewicz, były prezes PZPN i sędzia międzynarodowy.
Młody piłkarz szybko zmazał plamę po rozczarowującym debiucie. We wrześniu po raz pierwszy zagrał w seniorskiej kadrze w meczu eliminacji mundialu z San Marino (7:1). Rozegrał całe spotkanie, ale nie potrafił przełożyć dobrej formy z występów w ekstraklasie na starcie z drużyną amatorów. Po tamtym meczu Paulo Sousa już go nie powołał.
ZOBACZ WIDEO: Kto pojedzie na mundial? Listkiewicz: Modlę się, żeby wyskoczył jakiś rodzynek
Dopiero przyjście Czesława Michniewicza przyniosło nowe otwarcie dla Kamińskiego w reprezentacji. Przed czerwcowymi meczami trener zadzwonił do niego. Przekazał, że chce go sprawdzić.
Skrzydłowy został powołany na zgrupowanie i wzorowo wykorzystał pierwszą szansę od nowego selekcjonera. Wszedł w drugiej połowie, ożywił grę kolegów, wyrównał wynik i napędzał do kolejnych, skutecznych ataków. I pokazał, jak mylili się wszyscy, którzy skreślili go po grze z San Marino.
- To nie był dobry mecz. Zdaję sobie z tego sprawę. Cieszę się, że wyciągnąłem wnioski, odpowiednio dojrzałem do tego, by być w tej drużynie i ten drugi występ okazał się lepszy - mówił zaraz po starciu z Walijczykami.
Wyjazdy do Monachium czy Dortmundu
- Wpłynęło na to wiele rzeczy, pewnie też pozycja na boisku. W debiucie grałem na prawym wahadle. Teraz byłem na swojej nominalnej pozycji, na której grałem cały sezon. Myślę, że to było główną przyczyną - tłumaczył swoją lepszą formę skrzydłowy Wolfsburga.
To tam będzie kontynuował karierę po zdobyciu mistrzostwa z Lechem Poznań. Dał słowo, że wyjedzie do Niemiec po wygraniu ligi i tak się stało. Do przedostatniej kolejki jego zespół zacięcie walczył o tytuł z Rakowem Częstochowa i Pogonią Szczecin. W przyszłym sezonie będzie grał na stadionach Bayernu Monachium czy Borussii Dortmund.
- Byłem przekonany do Bundesligi. Zasugerowałem menedżerowi, że ta liga mnie interesuje i chciałbym się w niej spróbować. Były opcje z Włoch i Anglii, ale najbardziej interesowała mnie Bundesliga - tłumaczył swoją decyzję w Viaplay.
- Niemcy to dla niego tylko przystanek. Ja go widzę w lidze angielskiej - wyznał na Gali Ekstraklasy trener Lecha Maciej Skorża.
Za Kamińskiego Niemcy zapłacili około dziesięć mln euro. To gigantyczne jak na ekstraklasę pieniądze. - Dynamika, szybkość, umiejętności gry jeden na jeden, młody wiek i uniwersalność. To są cechy Kamińskiego, które przekonały nas do niego - wyjaśnił w rozmowie z WP SportoweFakty Marcel Schafer, dyrektor Wolfsburga.
Wyścig szczurów
Zaczyna się piękny sen Polaka, który zaczął realizować już od 13. roku życia. Wtedy wyjechał do Akademii Lecha z rodzinnych Szombierek. Tak wcześnie rozstał się z rodzicami, którzy trenowali akrobatykę.
- Zachwalałem rodzicom naszych trenerów z danych roczników, opowiadałem, co Kubę czeka w naszym klubie. Skauci innych drużyn szaleli. To trochę wyścig szczurów, nie jest łatwo go wygrać - mówił nam Tadeusz Jaros, skaut Lecha, który wygrał wyścig o utalentowanego gracza.
Skaut opowiadał, że już w tak młodym wieku mijał rywali na bardzo dużej szybkości. Do tego był dynamiczny i niezwykle ambitny. Nie odpuszczał.
Patrząc na jego niezwykłą dojrzałość poza boiskiem i talent podczas gry, trudno uwierzyć, że lekarze nie dawali jego rodzicom żadnych szans na udany poród.
"Lekarze twierdzili, że dzieci nie będzie. Jola przeszła ciężką operację i kilka razy poroniła. Gdy wydawało się, że w końcu marzenia się spełnią, pierwszy synek Kamińskich przyszedł na świat w piątym miesiącu ciąży i przeżył minutę. Ale Jola była uparta. Jak w wieku czterdziestu lat urodziła Kacpra, to lekarze gratulowali. I jednocześnie ostrzegali, żeby z drugim dzieckiem dać sobie spokój, bo jeszcze jakieś nieszczęście z tego będzie" - czytamy w reportażu Dariusza Farona i Dariusza Dobka. Trzy lata później rodził się Jakub.
O tym, jak dojrzałym jest człowiekiem pokazały kolejne lata. Poradził sobie w akademii daleko od rodziców. A kiedy na dobre przebił się do pierwszej drużyny Lecha, zmarła jego mama.
- Żona od lat miała problemy z nałogiem alkoholowym, który doprowadził do marskości wątroby. Próbowaliśmy z tym walczyć. Była nawet w szpitalu, gdzie znajomy lekarz tłukł jej do głowy, że sama się niszczy. Robiliśmy, co mogliśmy, ale nie potrafiliśmy jej pomóc - mówił Onetowi Paweł Kamiński, ojciec Jakuba.
Kilka miesięcy później "Kamyk" strzelił dwa gole w meczu ze Śląskiem Wrocław, które zadedykował 82-letniej opiekunce. Akurat oglądała go na trybunach.
- Urzeka jego normalność. Pierwszy przychodził na trening, ostatni schodził. Mimo że pojawili się w grupie młodsi od niego, zawsze pomagał zbierać sprzęt - wspominał nam Dariusz Żuraw, który dał mu pierwszą szansę w dorosłym zespole.
Kamiński ma szansę zagrać w najbliższych meczach reprezentacji z Belgią (8 i 14 czerwca) i Holandią (11 czerwca). A pierwszy trening z Wolfsburgiem odbędzie pod koniec czerwca.
Lepszego przełomu wiosny i lata pewnie nie mógł sobie wymarzyć. Po mistrzostwie z Lechem jednym z kolejnych marzeń jest wyjazd na mundial w Katarze. Na to pracuje teraz i w najbliższych tygodniach grając w Bundeslidze.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty