Od reprezentacji Polski mamy prawo oczekiwać więcej [FELIETON]

Rozmowa dwóch kibiców po wtorkowym meczu z Belgią. - Ograli nas swoim drugim garniturem - mówi pierwszy kibic. - No... I jeszcze grali tak, jakby trzymali ręce w kieszeniach tego garnituru. W chodzonego - pada odpowiedź.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Kamil Glik i Michy Batshuayi Getty Images / Peter De Voecht / Na zdjęciu: Kamil Glik i Michy Batshuayi
Trudno się nie zgodzić, że mecz na Stadionie Narodowym z Belgią (0:1) toczył się w tempie nieporównywanym do tego, jakie widzieliśmy w pierwszym spotkaniu w Brukseli. Tam gospodarze zabrali Biało-Czerwonych na karuzelę. W Warszawie - bez kilku czołowych piłkarzy - grali tak, jakby byli pewni, że wygrają samą swoją jakością piłkarską oraz wyższą kulturą gry. I rzeczywiście tak się stało, bo kontrolę nad meczem stracili dopiero w ostatnich pięciu minutach, kiedy do szaleńczych ataków rzuciła się reprezentacja Polski.

I właśnie ta końcówka pokazała, że mamy w drużynie większy potencjał niż to, na co wskazują wyniki meczów z Belgią. Poza tymi zawodnikami, o których wszyscy wiemy, że stanowią fundament kadry (Lewandowski, Szczęsny, Krychowiak, Zieliński, Glik) doskoczyło jeszcze kilku, którzy występami w Lidze Narodów potwierdzili swoją jakość. Naprawdę jest na kim budować: Nicola Zalewski, Matty Cash, Jakub Kiwior, Szymon Żurkowski, Sebastian Szymański, Karol Świderski, Przemysław Frankowski, Bartosz Bereszyński. To wygrani tego zgrupowania. A przecież są jeszcze Arkadiusz Milik czy Krystian Bielik, których teraz nie zobaczyliśmy z powodu kontuzji.

Na pewno nie możemy dać sobie wmówić, że z rywalami tak dobrymi jak Belgia to musimy przegrywać (nawet wysoko), bo to drużyny z wyższej półki niż my, czyli są poza zasięgiem. Takie myślenie doprowadziłoby do absurdalnego myślenia, że na mundialu Argentyna też będzie poza naszym zasięgiem i nic zrobić się nie da.

ZOBACZ WIDEO: Wieteska unika oceniania swojego debiutu. "Ciężko mi"

Ten pierwszy mecz z Belgią, w Brukseli, Michniewicz rozegrał naiwnie. Otwarta gra z niesamowicie mocnym przeciwnikiem była błędem selekcjonera i musiała się skończyć katastrofą. Przed rewanżem wyciągnął wnioski i od razu było lepiej. Gdyby od początku spotkania w Warszawie dołożyć element agresywnego doskoku do rywala, mogliśmy cieszyć się z przynajmniej remisu. Zabrakło odwagi. Pojawiła się dopiero w końcówce meczu, w akcie desperacji, gdy nie mieliśmy już nic do stracenia.

Niestety pierwsza połowa meczu była pod tym względem zmarnowana. To pewnie jeszcze efekt mentalny lania z Brukseli, bo to 1:6 w głowach zawodników i trenera zostało. Przed przerwą przegraliśmy kompletnie środek pola. To stamtąd Belgowie swobodnie, bez żadnego problemu, rozrzucali piłki w naszą strefę obrony. Nicola Zalewski męczył się na lewym wahadle, bo jego zadania ograniczały się głównie do bronienia. To wychodziło mu średnio (to za jego plecami najczęściej lądowały piłki i stamtąd szły ataki Belgów), a jednocześnie trudno było nie mieć poczucia, że potencjał ofensywny Zalewskiego - który przecież widzieliśmy w meczu z Holandią - pozostaje niewykorzystany.

Ten chłopak, gdy ma za plecami Bartosza Bereszyńskiego, daje drużynie tak dużo w ataku, że szkoda go marnować na obronę. Skoro ten układ (Bereszyński/Zalewski) działał w Rotterdamie, to po co go było zmieniać? Mam też przekonanie, że po drugiej stronie boiska "podparcie" Matty'ego Casha Przemysławem Frankowskim w ustawieniu z klasycznymi skrzydłowymi dałoby drużynie więcej, niż ustawienie taktyczne z trzecim stoperem. Co potwierdziło się przy utracie bramki: mimo że w polu karnym mieliśmy aż trzech środkowych obrońców, to i tak żaden z nich nie zablokował Batshuayia - i straciliśmy gola. Zresztą wystawienie obok siebie dwóch stoperów o tak podobnej charakterystyce jak Kamil Glik i Mateusz Wieteska to prosty przepis na sportowe samobójstwo. Dość powiedzieć, że obaj sprinterami nie są i nasi rywale też o tym wiedzą.

Mecz z Belgią na Narodowym traktuję jako zmarnowaną szansę na przynajmniej jeden punkt, bo remis był w zasięgu. Pewnie, że możemy się cieszyć nawet z tego, że przegraliśmy nieznacznie, jedną bramką, ale to kwestia oczekiwań wobec reprezentacji. Ja mam przekonanie, że od tej drużyny mamy prawo wymagać więcej.

- Nie koloryzujmy rzeczywistości. W środku pola zagraliśmy dziś słabo, dlatego żadnego z pomocników nie oceniłbym pozytywnie. Z taką grą nie mamy czego szukać na mistrzostwach świata - mówił po meczu w studiu Polsatu Dariusz Dziekanowski. A Jerzy Engel namawiał, żeby nie zmieniać po raz kolejny systemu gry, bo piłkarze potrzebują czasu, żeby nauczyć się danej taktyki i tego, jak w niej funkcjonować. Wtórował mu Dziekanowski, podkreślając, że część z eksperymentów selekcjonera w czerwcowych meczach Ligi Narodów absolutnie nic nie wnosiło i były niepotrzebne.

Osobiście uważam, że mamy prawo wymagać od trenera, żeby dawał więcej gry Karolowi Świderskiemu. To jest na dzisiaj nasz drugi napastnik w hierarchii po Lewandowskim, a pozostała trójka (Milik, Buksa, Piątek) ma do niego bardzo daleko. Sprowadzenie Świderskiego do roli jedynie jokera, który wchodzi na boisko na kilka minut, jest błędem. Jest marnowaniem potencjału tego chłopaka i potencjału drużyny. Kiedy reprezentacja gra na dwóch napastników, to więcej swobody ma także Robert Lewandowski.

On akurat nie zagrał wielkiego meczu we wtorek (widać po nim zmęczenie trudnym sezonem), ale bądźmy wobec niego uczciwi: stworzył kolegom dwie sytuacje stuprocentowe. W ostatniej minucie pierwszej połowy Zalewski uderzył z woleja tuż obok bramki, a z kolei w ostatniej minucie całego meczu Świderski trafił w słupek. Z tych akcji "Lewy" powinien mieć dwie asysty.

Mamy też prawo wymagać, by ze sfery deklaracji do sfery czynów przeszła zapowiedź Jana Bednarka, że mecz z Holandią w Rotterdamie wyznaczył niezbędny, konieczny poziom zaangażowania i agresji w każdym następnym spotkaniu reprezentacji. W konfrontacji z Belgami na Narodowym znów tak nie było. Daliśmy rywalom ogromny komfort w rozgrywaniu piłki. Znów byliśmy zbyt pasywni. Kiedy nie ma na boisku ani Grzegorza Krychowiaka ani Jacka Góralskiego, nasza drużyna robi się nieakceptowalnie miękka.

Biegamy za piłką, ganiamy rywali, ale nie przerywamy gry. Nad konstrukcją środka pola selekcjoner musi się jeszcze trochę nagłowić. We wtorek tę strefę boiska straciliśmy aż do momentu wejścia na boisko Góralskiego. Oczywiście nie przeceniam go, bo jego deficyty wszyscy znamy. Ale bez odbiorów w środku boiska odkrywamy miękkie podbrzusze tej drużyny, łatwo nas zranić.

Do mundialu zostały 3-4 mecze (z Holandią, Walią, Chile i być może jeszcze jednym rywalem) i 13 treningów. Czas eksperymentów się skończył. Na wrześniowe spotkania Ligi Narodów Michniewicz nie może już powołać prawie czterdziestki piłkarzy. To już czas rozstrzygających decyzji. Plac budowy trzeba już sprzątać, na wrzesień potrzebujemy już skończonego projektu. Na razie na pewno taki nie jest.

Dariusz Tuzimek 
WP SportoweFakty

Czytaj także:
Mancini zaskoczył po klęsce Włochów. "Myślałem, że wysoko przegramy już u siebie"
To wtedy Lewandowski ma pojawić się w Barcelonie! Padła data

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×