W 36. kolejce rozgrywek (trzeciej od końca) liderująca Unia spotkała się u siebie z Kotwicą Kórnik, która zajmowała wtedy 2. miejsce w tabeli ze stratą trzech punktów do głównego przeciwnika.
Mecz był dramatyczny. Goście prowadzili po bramce Radosława Jasińskiego w pierwszej połowie i utrzymywali ten wynik aż do doliczonego czasu. Dopiero w 96. minucie wyrównał Radosław Barabasz.
Uciekli spod topora, a potem nagła radość
To wyrównanie wydawało się kluczowe, bo gdyby Kotwica utrzymała skromne 1:0 do końca, wskoczyłaby na 1. miejsce w tabeli (przy równej liczbie punktów decydowałby bilans meczów bezpośrednich, a wcześniej ekipa z Kórnika wygrała z Unią 2:0 u siebie).
Remis oznaczał status quo w czołówce. Podopieczni Tomasza Bekasa wciąż mieli trzy punkty przewagi i walczyliby o zapewnienie sobie awansu w dwóch ostatnich kolejkach. Ostatecznie jednak nie muszą tego robić, bowiem dzień po meczu wynik hitu IV ligi został zweryfikowany jako walkower na ich korzyść.
ZOBACZ WIDEO: Będzie produkcja o polskim piłkarzu. "Rozmowy są bardzo zaawansowane"
Kuriozalny błąd
Kotwica została ukarana za to, że w jej składzie pojawił się Maurycy Niemczyk, który miał na koncie osiem żółtych kartek i powinien w Swarzędzu pauzować. Kierownik drużyny Wiktor Stempowski wpisał go jednak do protokołu, bo założył, że tych napomnień jest siedem.
Powodem całego zamieszania jest sytuacja jeszcze z rundy jesiennej. Wilki Wilczyn, które wycofały się z rozgrywek, nie rozegrały połowy wymaganych meczów, a w takich sytuacjach, po ich rezygnacji, nie orzeka się walkowerów, lecz spotkania już rozegrane z udziałem tej drużyny uznano za niebyłe.
I właśnie w tym spotkaniu jedną z kartek obejrzał Niemczyk. W Kórniku założono, że skoro mecz się oficjalnie nie odbył, napomnienia w nim pokazane się nie liczą. Tu popełniono błąd, bo Wielkopolski Związek Piłki Nożnej zalicza do statystyk zarówno bramki, jak i kartki. Po pierwsze, nie chce krzywdzić strzelców, po drugie, nie chce dopuścić do sytuacji, by zawodnik, który np. otrzymał w takiej potyczce czerwoną kartkę za jakieś brutalne zagranie, uniknął kary.
Efekty są dla Kotwicy druzgocące. Wysiłek z całego sezonu poszedł na marne, a remis w Swarzędzu zweryfikowano na rezultat 3:0 dla gospodarzy, którzy dzięki temu mogą się cieszyć z awansu do III ligi (po tej decyzji mają już lepszy bilans bezpośrednich spotkań z ekipą z Kórnika).
To już druga taka sytuacja
Unia wraca na czwarty poziom rozgrywkowy po rocznej nieobecności. Co ciekawe, poprzedni awans na ten szczebel wywalczyła w 2020 roku w równie dziwnych okolicznościach jak teraz. Wtedy była na finiszu wiceliderem, a IV ligę w Wielkopolsce wygrał LKS Gołuchów, lecz nie otrzymał licencji ze względu na problemy infrastrukturalne.
Awans Unii to także osobisty sukces Tomasza Bekasa. 47-letni szkoleniowiec (w przeszłości piłkarz Lecha i Warty), cieszy się z takiego wyczynu już po raz czwarty. Wcześniej dwukrotnie wchodził do IV ligi z Wełną Skoki, jednak największe osiągnięcie świętował w 2016 roku, wprowadzając do II ligi, czyli na szczebel centralny, Wartę Poznań, która dziś jest już w PKO Ekstraklasie.
Czytaj także:
Grzegorz Lato zaskoczył po losowaniu. "Grupa z Katarem byłaby trudniejsza"
Polska poznała rywali na MŚ w Katarze! Mocna grupa i wielkie emocje