Sezon 2014/15 FC Barcelona zakończyła z triumfem w Lidze Mistrzów, mistrzostwem Hiszpanii i Pucharem Króla. Ponad miesiąc później w klubie odbyły się wybory, które wygrał Josep Maria Bartomeu. Wtedy niewielu spodziewało się, że nowy prezydent doprowadzi klub do finansowej ruiny.
- Barcelona była martwa, od lat przynosząca straty. Otrzymaliśmy bardzo trudny spadek - powiedział Joan Laporta po zastąpieniu Bartomeu w marcu 2021 roku.
Sytuacja ekonomiczna klubu była tak trudna, że Lionel Messi nie mógł podpisać nowego kontraktu i musiał znaleźć sobie innego pracodawcę. - Budżet płacowy wynosi teraz 110 proc. przychodów. Nie mamy żadnego marginesu działania. Stan faktyczny jest gorszy niż przewidywaliśmy - tłumaczył Laporta.
ZOBACZ WIDEO: To będzie decydujący tydzień. Chodzi o transfer Lewandowskiego
Klub zanotował straty za sezon 2020/21 w wysokości 487 mln euro. To kwota ponad dwukrotnie większa niż zakładano. Należy także pamiętać o długu "Blaugrany", który jest ponad miliardowy. I teraz ten zadłużony po uszy klub chce wyciągnąć z Bayernu jej największą gwiazdę. Dla Bawarczyków to policzek, tym bardziej że sami od czterech dekad zawsze są na plusie.
Zarządzanie kryzysem
Dzięki odpowiednim działaniom nowego zarządu na czele z Laportą udało się opanować kryzysową sytuację. - Jesteśmy samochodem Formuły 1 bez paliwa i z uszkodzonym silnikiem. W takich przypadkach spółka zostaje rozwiązana lub wspólnicy wnoszą wkłady pieniężne. My mamy siłę, by znaleźć rozwiązania - zapewniał prezydent.
- Zrestrukturyzowaliśmy zadłużenie, zaoszczędziliśmy na kosztach, które były poddane rygorystycznej kontroli, znacznie zmniejszyliśmy pensje zawodnikom, a także znaleźliśmy sponsorów na całym świecie - dodał Laporta, który porozumiał się między innymi z firmą Spotify, nowym sponsorem koszulkowym Dumy Katalonii.
Jego plan naprawczy jest jasny - sprzedaż praw telewizyjnych, jakimi klub dysponuje do LaLiga na najbliższe 25 lat. Firma inwestycyjna Sixth Street za ich 10 proc. przeleje 207,5 mln euro. Mówi się o oddaniu w jej ręce kolejnych 15 proc., co zapewniłoby następne 300 milionów.
W grę wchodziła także sprzedaż 49,9 proc. akcji sieci handlowej Barca Licensing & Merchandising. Zgodzili się na to socios, ale działacze uważają taki ruch za ostateczność, zwłaszcza że po pandemii kibice znowu ochoczo kupują koszulki i gadżety. Według ekonomicznego dziennika "Expansion", zakończony 30 czerwca sezon Barcelona ma wreszcie zamknąć z zyskiem.
To jeden z dwóch warunków, aby 26-krotni mistrzowie Hiszpanii przestali być zależni od "reguły 1/3", którą zostali objęci. W tej chwili za każde zarobione 3 euro mogą wydać tylko jedno. Drugim kamieniem milowym jest dodatni kapitał własny. 31 lipca prawnicy Javiera Tebasa ocenią, czy zostały one spełnione, wyliczając limit wynagrodzeń na najbliższy sezon.
Najlepsze nadchodzi
Środki finansowe ma przynieść także sprzedaż niepotrzebnych graczy. Najwięcej mówi się o odejściu Frenkiego de Jonga, bo przyniosłoby ono do stolicy Katalonii zdecydowanie największą możliwą ofertę (około 80 mln). Jego śladem mogliby też pójść Francisco Trincao, Memphis Depay, Martin Braithwaite czy Oscar Mingueza.
Przyszłość na Camp Nou maluje się w coraz jaśniejszych barwach. Barcelona już sprowadziła na zasadzie wolnych transferów Francka Kessiego i Andreasa Christensena, a blisko sfinalizowania jest zakup Raphinhi z Leeds United. Niektórzy dziennikarze informują także o chęci ściągnięcia Bernardo Silvy czy Julesa Kounde.
Wisienką na torcie, symbolem, że Duma Katalonii wraca do gry o najwyższe cele, ma być oczywiście przyjście Roberta Lewandowskiego, Piłkarza Roku FIFA 2020 i 2021. Zawodnika o takim statusie Barca dotąd nigdy nie sprowadziła. Więcej TUTAJ.
Barcelona znów jest łączona z wielkimi nazwiskami i wydaje się, że tym razem uważa się ją za poważnego gracza na rynku transferowym. Wiceprezydent Eduard Romeu mówił, że przypływ 700 mln euro pozwoliłby mu się zrelaksować. Kibice poczują to, gdy zobaczą w bordowo-granatowym stroju kapitana reprezentacji Polski.
Tomasz Chabiniak, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Drugi transfer Pogoni Szczecin. Ta pozycja prosiła się o wzmocnienie
Lech Poznań leci do Azerbejdżanu. Ma bardzo napięty grafik