Ze Stadionu Miejskiego w Białymstoku Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty.
To był mecz o dwóch obliczach. Pierwsze bardzo słabe, momentami zniechęcające. Drugie już jednak świetne, wręcz porywające. Ich stosunek wynosił jakieś 60 do 30 minut, ale widzowie mogli być ostatecznie usatysfakcjonowani.
Jagiellonia Białystok długo prowadziła z Piastem Gliwice, ale sprawę zwycięstwa tak naprawdę załatwiła dopiero tuż przed końcowym gwizdkiem arbitra. Prawdziwe wejście smoka w doliczonym czasie gry zaliczył debiutujący Mateusz Kowalski. Kilkadziesiąt sekund po tym jak pojawił się na boisku dostał podanie na wolne pole od Marka Guala i samotnie ruszył na bramkę rywali od połowy boiska. Przed polem karnym nie dał się zepchnąć nadbiegającemu z tyłu Jakubowi Czerwińskiemu i niczym doświadczony napastnik pewnie umieścił piłkę w dolnym rogu.
Ta sytuacja była zwieńczeniem bardzo intensywnego i emocjonującego ostatniego kwadransa. To w tym okresie świetną okazję do wyrównania przez Piast miał wprowadzony w drugiej połowie Alberto Toril, ale jego strzał z kilku metrów instynktownie obronił Zlatan Alomerović. Sytuację Jagiellonii mógł zaś wcześniej uspokoić Tomas Prikryl, który po indywidualnej szarży trafił jednak tylko w słupek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: widać geny po ojcu. Tak strzela syn Beckhama
Wcześniej trzeba przyznać, że mecz nie zachwycał. Od początku jedni "badali" drugich. Oglądaliśmy sporo wymian podań z tyłu, nieudanych prób dośrodkowań i prostych błędów. W tym ostatnim brylowali gospodarze, ale goście nie kwapili się aby skorzystać. Co prawda w 18. minucie wyborną sytuację miał Czerwiński, który pobiegł za kontrą i dostał podanie przed bramkarza. Tak długo zbierał się jednak do strzału, że Bogdan Tiru zdążył wrócić i ofiarnym wślizgiem zablokować piłkę.
Jagiellonia w oficjalnym debiucie trenera Macieja Stolarczyka nie zachwycała. Można było pochwalić ją za wysoki i intensywny pressing zakładany na przeciwników oraz solidną pracę na dużym obszarze boiska, ale w oczy bardziej rzucały się problemy ze skonstruowaniem składnej akcji i dość częste łatwe pozbywanie się piłki. Ostatecznie jednak to wszystko poszło w zapomnienie po prawie pół godzinie gry. Wtedy to dośrodkowanie z rzutu rożnego przedłużył Andrzej Trubeha, a stojący na trzecim metrze Jesus Imaz tak zmienił tor lotu futbolówki, że ta odbiła się od zdezorientowanego Arkadiusza Pyrki i wpadła do siatki zaskakując bezradnego Placha.
Dopiero stracony gol sprawił, że gliwiczanie rzucili większe siły do ataku. Nisko wycofana obrona białostoczan przez długi czas dobrze oddalała jednak zagrożenie od własnej bramki. Próby z dystansu zaś albo mijały cel, albo były pewnie wyłapywane przez Alomerovicia. Tak to wyglądało przez długi czas.
Zmiany przeprowadzone przez obu trenerów po 60. minucie spotkania nieco zmieniły sytuację na boisku. W Piaście solidnie grę rozruszali Torril i Michael Ameyaw, którego zwinność mocno dawała się we znaki rywalom. W Jagiellonii sporo wniósł Gual, choć widać było u niego brak optymalnej formy fizycznej. Mecz zyskał na atrakcyjności. Dopiero jednak następne pokażą, które oblicze zespołów jest bliższe prawdy.
Jagiellonia Białystok - Piast Gliwice 2:0 (1:0)
1:0 - Jesus Imaz 29'
2:0 - Mateusz Kowalski 90+4'
Składy:
Jagiellonia Białystok: Zlatan Alomerović - Tomas Prikryl, Bogdan Tiru, Mateusz Skrzypczak, Michał Pazdan, Bartłomiej Wdowik - Martin Pospisil, Nene (62' Oliwier Wojciechowski) - Andrzej Trubeha (62' Fiodor Cernych), Jesus Imaz (90+2' Mateusz Kowalski) - Bartosz Bida (62' Marc Gual).
Piast Gliwice: Frantisek Plach - Ariel Mosór, Jakub Czerwiński, Tomas Huk - Arkadiusz Pyrka (61' Matthew Ameyaw), Grzegorz Tomasiewicz (88' Constantin Reiner), Tom Hateley, Michał Chrapek, Alexandros Katranis (78' Jakub Holubek) - Rauno Sappinen (61' Alberto Toril), Kamil Wilczek.
Żółte kartki: Tomas Huk, Michał Chrapek, Matthew Ameyaw - Jesus Imaz, Martin Pospisil, Marc Gual, Bogdan Tiru.
Sędzia: Daniel Stefański