Godzina do pierwszego gwizdka, a oni już bawią się i ściągają wokół siebie resztę idących na stadion. To pięcioosobowa ekipa dwudziestoparolatków z Ukrainy. Od czterech lat mieszkają w Krakowie. Dziś mają już pracę lub swoje firmy. Gdy czas pozwala, jeżdżą za ukraińskimi zespołami. Byli na kwietniowym meczu Legii z Dynamem, teraz przyjechali kibicować im do Łodzi. Z całej paczki najaktywniejszy jest Denis z flagą Dynama na plecach. Kolega obok niego zwraca na siebie uwagę starą koszulką, na której zbiera autografy piłkarzy.
Żałują, że nie ma z nimi bliskich, którzy zostali w kraju. - To patrioci. Nie ruszą się ze swojej ziemi za żadne skarby - tłumaczą krótko.
"Kto nie skacze, ten Moskal"
Zanim skasują bilety i wejdą na stadion, rozkręcają doping już na bramkach. Śpiewają, robią sobie zdjęcia, pomagają zrobić też je innym, którzy chcą upamiętnić wyjątkowy moment. Wśród takich są Olga i Lina, dwie koleżanki z Mikołajewa. Po wybuchu wojny przyjechały do Łodzi z trójką dzieci. - Tam było i jest bardzo źle - opowiadają. Mężowie zostali, pilnują domów. Żony z dziećmi wyjechały, bo jest zbyt niebezpiecznie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 93. minuta. Wynik? 0:0. I nagle coś takiego!
Wszyscy w spontaniczny sposób dopingowali Dynamo podczas środowego meczu II rundy eliminacji Ligi Mistrzów z Fenerbahce w Łodzi. Te polskie miasto stało się drugim domem ukraińskich drużyn - gościło już reprezentację Ukrainy podczas czerwcowych meczów Ligi Narodów, teraz jest domem mistrza Ukrainy z ostatniego, rozegranego do końca sezonu.
"Kto nie skacze, ten Moskal!" - hasło znane już z protestów na Euromajdanie rzuciło najpierw kilkunastu kibiców, a potem podchwyciła to reszta i niemal cały stadion w Łodzi zaczął skakać. Wielu ubranych w narodowe barwy, inni pomalowali je sobie na policzkach lub przyszli z flagami. W oczy rzucała się przede wszystkim kilkudziesięcioosobowa grupa za bramką na stadionie, która przez ubrane koszulki tworzyła na trybunie żywą ukraińską flagę.
Zaczęło się od hymnu, z trybunami odśpiewali go piłkarze ubrani we flagi, a potem zaczął się pierwszy od grudnia mecz Dynama w oficjalnych rozgrywkach. Ich powrót do gry o ligowe punkty po zimowej przerwie przerwała rosyjska inwazja.
- Razem nie graliśmy od bardzo dawna. Długo czekaliśmy na ten moment - przyznaje Tomasz Kędziora, obrońca Dynama, który rundę wiosenną poprzedniego sezonu rozegrał na wypożyczeniu do Lecha Poznań.
Ponad 11 tysięcy osób na trybunach
Grupę fanów gospodarzy próbowali zagłuszyć kibice Fenerbahce. Oni też byli wyraziści. Zdecydowana większość w klubowych koszulkach, a jak krzyknęli, to wprawili w osłupienie cały stadion. Ich okrzyki były równie głośne co dużo liczniejszej grupy skandującej "Dynamo, Dynamo!". Takiego oddania swojej drużynie i energii może zazdrościć Turkom większość Europy. - My się urodziliśmy w strojach Fenerbahce - rzuca zgodnie turecka delegacja. Mieszkają w Monachium, ale serca zostawili w Stambule.
Efektowny doping ponad 11 tysięcy osób pobudził oba zespoły, które od pierwszych sekund toczyły zaciętą walkę o piłkę. Tak efektownie wyglądało to do końca pierwszej połowy. Później wśród piłkarzy dominował pragmatyzm i chęć utrzymania czystego konta za wszelką cenę. Dynamo i Fenerbahce zrealizowały cel. Spotkanie w Łodzi zakończyło się bezbramkowym remisem.
- Ze względu na to, że Polacy tak pomagają Ukrainie, właśnie tu rozgrywamy mecze Dynama. Cieszę się, że tak im pomagamy. Nie wiadomo, co może się dziać dalej, gdyby coś stało się z Ukrainą - podkreśla Kędziora po spotkaniu.
Po meczu na piłkarzy czekały tłumy kibiców. Każdy mecz w bezpiecznym miejscu to dla nich okazja, by na nowo się zjednoczyć. Po wspólnych zdjęciach i rozdaniu autografów wrócili do Uniejowa, gdzie do poniedziałku mają swoją bazę.
- Polacy przyjęli nas bardzo ciepło. Podobnie było, kiedy graliśmy towarzysko z Legią i podczas meczów naszej reprezentacji w Łodzi. Każdy wie, jakie teraz są relacje między naszymi krajami. Polska bardzo nam pomaga - mówił po przyjeździe do uzdrowiska Serhij Sydorczuk, kapitan Dynama.
Po bezbramkowym remisie w Łodzi, Dynamo i Fenerbahce rozegrają rewanż w Stambule. Drugi mecz II rundy eliminacji Ligi Mistrzów między drużynami z Ukrainy i Turcji odbędzie się w następną środę 27 lipca.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Mistrz olimpijski przygarnął ponad setkę dzieci z Ukrainy. Teraz sam potrzebuje pomocy
Urodził się w Austrii, drużynę Rapidu Wiedeń zna na wylot. Obrońca Lechii ma sposób na rywala