"Mes que un club" czyli "więcej niż klub" to motto bardzo często używane przez FC Barcelonę i jej kibiców. Zagadką jest jego geneza. Jedna wersja mówi o tym, że to słowa byłego prezydenta klubu. Inna - że to pomysł będący częścią kampanii marketingowej. Jednak niewątpliwie FC Barcelona od lat wykracza poza piłkarską rywalizację i odgrywała ważną rolę dla Katalonii, która przez lata domaga się niepodległości.
W latach dyktatury generała Francisco Franco, który zakazał używania języka katalońskiego, mecze FC Barcelony były świętem Katalończyków. Stadion był bastionem ich kultury i języka. Szczególny wymiar miała też wówczas rywalizacja z Realem Madryt, który był uznawany za klub dyktatora i do dziś walczy z tą łatką.
O mocnych związkach klubu piłkarskiego z domagającą się niepodległości Katalonią mówi w rozmowie z WP SportoweFakty prof. UAM dr hab. Filip Kubiaczyk. To hispanista i autor książek o historii Hiszpanii i fan futbolu. Tej dyscyplinie poświęcił jedną ze swoich publikacji: "Historia, nacjonalizm i tożsamość. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 93. minuta. Wynik? 0:0. I nagle coś takiego!
[b]
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: FC Barcelona nadal jest bastionem katalońskiej kultury czy to już jedynie mit?
[/b]
Filip Kubiaczyk, prof. UAM, hispanista: Ten klub był, jest i będzie symbolem Katalonii, katalońskości i katalonizmu. To się nie zmieni. FC Barcelona jest reprezentantem regionu w kraju i za granicą. Natomiast niektórzy podają w wątpliwość czy to nadal "mes que un club" (więcej niż klub). Po kadencji prezesa Josepa Marii Bartomeu pojawiło się wiele krytycznych głosów. Były ku temu powody. 1 października 2017 roku, kiedy w Katalonii odbyło się sprzeczne z hiszpańską konstytucją niepodległościowe referendum, FC Barcelona zagrała z UD Las Palmas. Władze Katalonii naciskały na Bartomeu, aby mecz został przełożony, ale on nie ugiął się. Piłkarze z trenerem Ernesto Valverde zdecydowali, że chcą grać, a prezes zarządził zamknięcie trybun. Zaprotestowali jedynie Gerard Pique i Sergi Roberto. Tamta sytuacja pokazała, że nie wszyscy piłkarze identyfikują się z niepodległą Katalonią, co dotyczy również władz klubu. Dlatego rozdzieliłbym te dwie kwestie. FC Barcelona zawsze będzie symbolem Katalonii, niemniej w ostatnim czasie wiele osób zwraca uwagę, że hasło "więcej niż klub" traci na znaczeniu i w pewien sposób się wyczerpało. Choć to dyskusyjna kwestia.
W działaniach następcy Bartomeu, Joana Laporty, zauważa pan chęć powrotu do korzeni? Do ponownego podkreślania wyjątkowości Katalonii?
Z cała pewnością dokonuje on rekatalonizacji klubu, ale nie robi tego w bezpośredni sposób. Teraz klub jest w instytucjonalnym, finansowym i tożsamościowym kryzysie i Laporta zdaje sobie sprawę z tego, że tylko sportowe sukcesy przełożą się na naprawienie problemów w wielu obszarach funkcjonowania klubu. Dlatego też jest ostrożniejszy niż w pierwszej kadencji. Wtedy wprost zdradzał swoje nacjonalistyczne poglądy i popierał dążenia do niepodległości Katalonii. Teraz nie może sobie na to pozwolić.
Mimo to stopniowo wraca do podkreślania odrębności. Przywrócił odgrywanie katalońskiego hymnu na Camp Nou, stało się to podczas El Clasico. Nie było tego za prezesury Bartomeu. Laporta zaprosił też Jordiego Pujola, prezydenta Generalitat w latach 1980-2003, na mecz z Espanyolem, w którym Xavi debiutował jako trener. Po opublikowaniu zdjęcia Laporty z Pujolem w mediach społecznościowych spotkał się z krytyką, że pokazuje się z kontrowersyjnym człowiekiem, który stworzył podstawy pod współczesny kataloński nacjonalizm, a dziś kojarzy się głównie z oskarżeniami o malwersacje finansowe i korupcję. Z kolei podczas ostatniego meczu z Realem na Bernabeu, Barca wygrała 4:0 występując w strojach imitujących katalońską flagę. To był wymowny symbol.
Na razie prezydent FC Barcelony działa w dyplomatyczny sposób. Jest powściągliwy w okazywaniu swoich poglądów. Ale kiedy uda mu się wyciągnąć klub z kryzysu, to myślę, że zacznie pozwalać sobie na więcej. Jestem pewien, że jego poglądy na Katalonię i jej związki z FC Barceloną się nie zmieniły. Laporta daje nadzieję na powrót Barcy do zwycięstw i europejskiej czołówki, a po cichu wysyła sygnały, że era unikającego polityki Bartomeu skończyła się.
Skąd wzięły się dążenia Katalończyków do niepodległości?
To nie jest tak, że cała Katalonia i wszyscy Katalończycy chcą niepodległości. A takie stwierdzenia bardzo często pojawiają się w medialnym dyskursie i wielu publikacjach, również naukowych. Najnowsze sondaże z 2022 roku pokazują, że 53,3 procent badanych Katalończyków wcale nie domaga się niepodległości. Z kolei zwolennicy oddzielenia się od Hiszpanii stanowią „tylko” 38,8 procent. To nie jest nawet połowa. Abstrahując od sondaży, można stwierdzić, że umownie społeczeństwo jest podzielone na pół. Zastanowiłbym się też, skąd bierze się pragnienie niepodległości wśród Katalończyków. Czy z nacjonalizmu opierającego się na manipulowanej, fałszowanej i deformowanej historii? Czy z przekonania, że Katalończycy mają odrębny język, zwyczaje i są inni od Hiszpanów? Czy też dlatego, że uważają, iż pracują najwięcej w całej Hiszpanii, w odróżnieniu zwłaszcza od Andaluzyjczyków, których uznają za leni? Zresztą zestaw tożsamościowych różnic, podkreślających odmienność Katalończyków, też nie jest do końca prawdziwy.
Od 2012 roku katalońscy politycy obrali wyraźny kurs na oderwanie się od Hiszpanii, choć zdają sobie sprawę, że to niemożliwe pod względem prawnym. Mimo to przekonują do tego katalońskie społeczeństwo. To ważne pytanie - na ile ta chcąca niepodległości część społeczeństwa chce tego sama z siebie a na ile z powodu wiary w zmanipulowaną historię, w której obwinia się Hiszpanię za całe zło spotykające Katalończyków. Znam rdzennych Katalończyków, którzy nie chcą niepodległości. Znam też imigrantów, którzy nauczyli się katalońskiego i domagają się oderwania od Hiszpanii. To niesamowite. W tym kontekście pojęcia "Katalonia" i "Katalończycy" są dzisiaj nieostre, bo uogólniają cały region i społeczeństwo, choć nie mówi ono jednym głosem.
Na jakich fundamentach opiera się ta zmanipulowana historia Katalonii?
Przede wszystkim na ukazywaniu historii Katalonii w kategoriach krzywdy. W wizji tej ofiarą jest Katalonia a oprawcą Kastylia/ Hiszpania. Temu schematowi podporządkowany został proces zniekształcania i deformowania określonych wydarzeń z przeszłości Katalonii. Katalonia nigdy nie była niezależnym państwem, nie istnieli też królowie Katalonii. Jednym z przykładów tych deformacyjnych działań jest obsesyjna wręcz katalonizacja postaci historycznych. Zgodnie z tą praktyką za Katalończyków „zostali” uznani Krzysztof Kolumb, Miguel de Cervantes, Leonardo da Vinci, Bartolome de Las Casas i Erazm z Rotterdamu. A to nie koniec listy.
Jaki jest obecnie stosunek Katalończyków do polityków, którzy w 2017 roku zarządzili referendum, a potem - wbrew konstytucji - proklamowali niepodległość Katalonii?
Mieli status bohaterów, nazywano ich "więźniami politycznymi", choć z prawnego punktu widzenia byli to politycy, którzy trafili do aresztu. W Barcelonie odbyło się wiele manifestacji nawołujących rząd do ich uwolnienia. Dochodziło do starć z policją i bójek. W 2019 roku FC Barcelona oficjalnie skrytykowała kary więzienia, które otrzymali i zaapelowała o dialog, aby rozwiązać konflikt. Rząd obecnego premiera, Pedro Sancheza, ułaskawił ich, ale nie przełożyło się to na stosunek tzw. indepes czyli katalońskich zwolenników niepodległości do madryckiego rządu. Dalej palili flagi Hiszpanii.
Czego nie zrobiłby Madryt, rozmowy z indepes są niemożliwe. Katalonia tkwi w zawieszeniu między czekającymi na dialog a tymi, którzy uważają, że po 2017 roku nie ma żadnych szans na negocjacje z Madrytem i dalej trzeba walczyć o niepodległość. Obecne manifestacje wprawdzie nie mają takiej siły jak pięć lat temu, ale ci najbardziej radykalni secesjoniści nadal głośno nawołują do niepodległości. Z kolei obecny prezydent Generalitat, Pere Aragones, czeka na dialog z rządem, za co krytykują go oponenci.
Czy ruchy FC Barcelony na transferowym rynku i hitowe przyjście Roberta Lewandowskiego pobudza wyobraźnię Katalończyków?
Z pewnością. Sukcesy FC Barcelony to sukcesy Katalonii. Zawsze tak było. Nawet kiedy grał Lionel Messi, który choć jest Argentyńczykiem, to został symbolem dla wielu Katalończyków. Strzelał gole dla klubu, czyli zapewniał sukcesy Katalonii. W podobny sposób Laporta działa z transferami. Ściąga nowych piłkarzy, w tym nową wielką gwiazdę Roberta Lewandowskiego, by wrócić do zwycięstw i głosić chwałę Katalonii.
Sam Lewandowski znalazł się w ciekawej sytuacji. Katalońska prasa pisze o nim "l senyor del gol" (z hiszp. pan gol), który ma dać klubowi nową duszę i zapewnić sukcesy. To bardzo duże oczekiwania. Na każdym kroku podkreśla się też wdzięczność za to, że chciał przyjść do FC Barcelony i zostać częścią projektu Xaviego. Zobaczymy, jak Polak poradzi sobie z tą sytuacją. W żadnym innym klubie na starcie nie wywierano na nim takiej presji. On tego nie pokazuje, bo jest profesjonalistą i świetnym piłkarzem świadomym swoich umiejętności. Ale spotkałem się z takimi głosami, że Xavi bardzo liczy na jego umiejętności. Że Lewandowski w pojedynkę będzie potrafił mu wygrać mecz. To dla niego nowa rzeczywistość. Trafił do jednego z najbardziej rozpoznawalnych klubów na świecie i ma być ojcem nadchodzących sukcesów sportowych FC Barcelony, które będą sławić Katalonię. Nie wątpię w to, że Robert odpali i zobaczymy kolejny dowód na to, jak wspaniałego piłkarza się doczekaliśmy.
Czyli Lewandowski ma przydomek "pan gol" a nie "el polaco", który jest też przypisany Katalończykom?
Ten słynny termin "los polacos", którym Hiszpanie, głównie z Madrytu nazywają Katalończyków, to obelga stopniowalna w swoim negatywnym wydźwięku. Generalnie wszyscy Katalończycy są nazywani w Hiszpanii Polakami. Z kolei nacjonalistów będących zwolennikami niepodległości Katalonii określa się równie pejoratywnym mianem "catalufos". Nie znamy genezy pojęcia "los polacos", choć jest wiele hipotez na ten temat. Pewne jest to, że dopiero z czasem zaczęło być odnoszone do Katalończyków. Co istotne, sami Katalończycy nadali mu inne, tj. pozytywne znaczenie w kontekście Polski i Polaków, których nazywają w swoim języku polonesos.
Czy Katalończycy lubią Polaków?
Tak. Nie wiem, czy bierze się to właśnie z określenia "los polacos", ale podczas każdego pobytu czuję się w Katalonii bardzo dobrze. Warto dodać, że w całej Hiszpanii my, Polacy, mamy dobrą opinię. Katalonia nie jest wyjątkiem. Wydaje mi się, że po przyjściu Lewandowskiego relacje polsko-katalońskie nabiorą nowego, jeszcze lepszego znaczenia. "Lewy" napisze do nich kolejny rozdział.
Jak pan się przedstawia w Hiszpanii, skoro Polak to w ich języku Katalończyk?
Miałem taką historię w 2006 roku na sympozjum w Saragossie, którą odebrałem jako żart. Przedstawiono mnie tam jako "Polaka z Polski" a nie z Katalonii, co wszystkich rozbawiło.
rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Wielka kasa dla małego klubu. Liczą na "efekt Lewego"
Pożegnanie Lewandowskiego. "Legendy tak nie odchodzą"
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)