25-letni dziś Dawid Kownacki był w przeszłości uznawany za ogromny talent. To o nim pierwszym mówiono "nowy Lewandowski". Chodziło nie tylko o ogromny potencjał - takie porównania ułatwiało to, że obaj jako młodzi piłkarze wypłynęli na szerokie wody z Lecha Poznań.
Miał 20 lat, kiedy za 4 mln euro przeszedł do Sampdorii - w podobnym wieku i za zbliżoną kwotę "Lewy" odszedł do Borussii Dortmund. Na tym jednak podobieństwa się kończą.
W Genui nie potrafił wyjść z roli zmiennika, ale po półtora roku Sampdoria sprzedała go Fortunie z dużym zyskiem. Niemcy zapłacili za Polaka blisko 7 mln, bijąc swój transferowy rekord.
ZOBACZ WIDEO: Komentator oszalał, gdy to zobaczył. Ta reakcja to prawdziwe złoto
W Duesseldorfie jednak też rozczarował. W najlepszym sezonie (2020/21) strzelił 7 goli, a przy 5 asystował. Gasł w oczach. Doszło do tego, że 4,5 roku po wyjeździe do Genui wrócił do Poznania. Z Kolejorzem zdobył mistrzostwo Polski, ale latem wrócił do Niemiec.
Wrócił odmieniony
Pojawiały się głosy, że tylko po to, by spakować dobytek i na dobre wrócić do Lecha. Niemcy głosili, że jego dni w klubie są już policzone. Kownacki zaskoczył jednak wszystkich. Dziennikarz "Bilda", który nazwał go "wielką wtopą", niedługo może wycofywać się z tych słów.
- Zaskakujące było to, że Dawid był bardzo ambitny od pierwszego dnia. Wszyscy w Fortunie myśleli, że nie widzi już swojej przyszłości w Duesseldorfie. Ale na treningach prezentował się bardzo dobrze - mówi WP SportoweFakty Pascal Biedenweg, dziennikarz "Rheinische Post".
Już w sparingach Polak pokazał, że chce się liczyć w walce o pierwszą "jedenastkę", a na początku nowego udowodnił, że za szybko go skreślono. Na inaugurację rozgrywek asystował, a w drugiej kolejce sam zdobył bramkę. I spłynęły na niego pochwały.
- W pierwszych dwóch meczach pokazał pasję i ducha walki. Dużo biega i pracuje dla zespołu. Kiedy strzelił gola przeciwko Paderbornowi, pokazał również, że potrafi zachować spokój przed bramką rywala. Wypożyczenie do Lecha dodało mu ogromnej pewności siebie - kontynuuje Biedenweg.
Czy rzeczywiście można nazwać to "zmartwychwstaniem" Kownackiego? Tak część dziennikarzy za naszą zachodnią granicą pisała już po sparingach (więcej przeczytasz TUTAJ). Dzięki świetnemu początkowi sezonu apetyty rosną nie tylko w Duesseldorfie, ale też w Polsce, bo Kownacki rzutem na taśmę mógłby się zmieścić w kadrze na mundial. Czesław Michniewicz doskonale wie, na co go stać po wspólnej pracy w "młodzieżówce".
Za wszelką cenę
A kibice Fortuny pamiętają kapitalny start naszego napastnika w Fortunie. Kiedy klub grał jeszcze w Bundeslidze, a Kownacki trafił tam na wypożyczenie, w pierwszych dziesięciu spotkaniach zdobył cztery bramki, co zaważyło o późniejszym transferze definitywnym.
W wychowanka Lecha mocno wierzy także trener ekipy z Duesseldorfu - Daniel Thioune. Co ciekawe, obaj panowie nie mieli okazji ze sobą wcześniej współpracować, ponieważ w lutym Lech sprowadził Kownackiego kilka dni przed tym, jak Thioune zastąpił w Fortunie Christiana Preussera.
- Zmiana trenera była dla Dawida bezwzględnie decydująca. Dawid zawsze chwali Thioune'a. Musi poczuć, że trener mu ufa. Tylko wtedy może udowodnić swój pełny potencjał. Pod skrzydłami Thioune'a czuł się komfortowo od pierwszego dnia. A teraz odwdzięcza się trenerowi, pokazując się z dobrej strony na boisku - przyznaje nasz rozmówca.
Co dalej z Kownackim? Jego kontrakt wygasa z końcem tego sezonu. Fortuna nie chce tracić go na zasadzie wolnego transferu, ale celem nadrzędnym klubu jest powrót do Bundesligi.
- Thioune chce zatrzymać Dawida za wszelką cenę i planuje z nim współpracować. Jedyną trudnością jest to, że jego kontrakt wygasa, a transfer bezgotówkowy zaszkodziłby Fortunie finansowo. Z drugiej strony szanse na awans do Bundesligi są z nim większe. Więc Fortuna prawdopodobnie zaryzykuje, żeby po sezonie mógł opuścić klub za darmo - kończy Biedenweg.
Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty