Jaka przyszłość czeka FC Barcelonę? "To skomplikowane"

Getty Images / Eric Alonso  / Na zdjęciu: Joan Laporta i Robert Lewandowski
Getty Images / Eric Alonso / Na zdjęciu: Joan Laporta i Robert Lewandowski

- To nic innego, jak sprzedaż majątku Barcelony - mówi WP SportoweFakty Rafał Lebiedziński, były dziennikarz Canal + Sport. Tak ocenia ostatnie działania władz klubu z Katalonii.

[tag=720]

FC Barcelona[/tag] tego lata zszokowała cały piłkarski świat. Hiszpański zespół pomimo olbrzymich długów był w stanie przeprowadzić transfery za ponad 150 mln euro, a w perspektywie pół roku nawet 200 mln.

Do klubu z Katalonii trafiły gwiazdy pokroju Roberta Lewandowskiego czy Raphinhi. Zimą zespół wzmocnił także Ferran Torres, który przyszedł do Barcelony za ponad 50 mln euro. Jak to możliwe i jaka przyszłość czeka klub?

Rafał Sierhej, dziennikarz WP SportoweFakty: Czym są dźwignie finansowe FC Barcelony? Czy Joan Laporta nie użył trochę takiego zwrotu marketingowego, żeby przekonać ludzi, że to jest dobre? Tak naprawdę to wygląda na wyprzedaż przyszłości klubu. 
Rafał Lebiedziński, były dziennikarz Canal + Sport, obecnie mieszkający w Hiszpanii:

Tak, to jest sprzedawanie aktywów Barcelony na najbliższe kilkadziesiąt lat. Prawa telewizyjne sprzedane zostały na 25 lat, a są zdecydowanie najbardziej lukratywne dla klubu. Najwięcej można z nich zarobić i prawdopodobnie najbardziej wzrosną w najbliższym czasie, jeżeli Barcelona i La Liga dalej będą na topie.

To oczywiście jest ubierane w słowo dźwignia (z hiszp. palanca), to nie jest nic innego, jak sprzedaż majątku Barcelony. Wiadomo, że "Blaugrana" nie jest klubem prywatnym, nie jest spółką sportową, nie ma okropnie bogatego właściciela. Nie może zrobić kapitalizacji, żeby dorzucić nagle 150-200 mln euro i z tego pokryć dziurę budżetową, bo należy do socios (grupa kibiców, którzy są członkami klubu). Aby wzmocnić drużynę musieli sprzedać aktywa.

ZOBACZ WIDEO: Z Pierwszej Piłki #15: Lewandowski zadebiutował w Barcelonie! Co go teraz czeka?


Laporta w tej sytuacji podejmuje duże ryzyko i idzie all-in. Szczególnie jeśli spojrzymy na punkt biznesowy całej tej operacji. 

Tak, ryzyko jest spore. Sprzedaż 25 proc. praw telewizyjnych na najbliższe 25 lat, przy założeniu, że te prawa utrzymują się na poziomie 150-160 mln euro oznacza oddanie ponad 35 mln euro wpływu co roku funduszowi ze Stanów Zjednoczonych. Przy tych wydatkach i tym składzie Barca nie zacznie odnosić sukcesów sportowych zarówno na rynku krajowym (mistrzostwo Hiszpanii), jak i europejskim (półfinał/finał Ligi Mistrzów) przez najbliższe parę lat.

Za rok Barca przenosi się także z Camp Nou, gdyż rozpoczną się tam prace remontowe. To wszystko może spowodować, że przychody będą mniejsze. Co wtedy? Znowu trzeba będzie sprzedać aktywa? To wieczne dofinansowanie nie będzie trwać. Musimy pamiętać, że dług finansowy Barcelony wynosi na dziś 1,2 mld euro. Jeśli ta ryzykowna zagrywka nie wypali, to przychody będą mniejsze niż zakładano. Budowa Camp Nou także może się przedłużyć. Wtedy bardzo realny jest scenariusz, że Barcelona będzie musiała zostać odebrana socios i przekształcić się w spółkę sportową oraz wystawić na sprzedaż.

Camp Nou
Camp Nou

Czyli tak naprawdę, żeby to wszystko się ostatecznie opłaciło, drużyna pod wodzą Xaviego musi z miejsca zacząć wygrywać trofea. W innym wypadku konieczna może być sprzedaż klubu?

Tak. Wiadomo, że to nie będzie od razu tak, że Barcelona przekształci się w spółkę sportową wzorem Atletico Madryt i socios tracą wpływ na klub, który mają dzisiaj. W tej nowej strukturze na pewno Barca musiałaby utrzymać jakiś procent socios. Jednak przy przekształceniu w spółkę sportową decydować będzie nowy właściciel. On będzie ustalał zarząd, strategię itd. Możliwe, że zostałby wprowadzony jakiś model hybrydowy, trochę w stylu niemieckim.

Wówczas socios powinni mieć nieco większy wpływ na działania klubu. Trudno mi dziś wyrokować co będzie za 3-4 lata, ale taki scenariusz jest jak najbardziej możliwy. Banki nie będą wiecznie refinansować tego ogromnego długu. Trudno będzie, przy braku sukcesu sportowego, prowadzić kolejne negocjacje z korzystnymi procentami dla klubu. Jeśli nie będzie adekwatnych przychodów, aby utrzymać limit płac, który ma Barcelona (obecnie ok. 600 mln euro). Aby utrzymać taki limit, musisz mieć ponad miliard przychodu rocznie. To wszystko się spina, jeśli nie ma nieprzewidzianych sytuacji. Cała ta inżynieria finansowa jest na bardzo dużym limicie. Jeśli coś w planie Laporty się nie powiedzie, to wszystko może się bardzo szybko posypać.

Kibice też tego nie rozumieją. Jak to możliwe, że Barcelona mając 1,2 miliarda długów była w stanie zrobić transfery za ponad 200 mln euro w odstępie pół roku? To wygląda jak igranie ze śmiercią. Czy te słynne dźwignie nie powinny zostać najpierw wykorzystane na spłatę długów? 

Ja rozumiem takie podejście, że najpierw należałoby spłacić przynajmniej znaczącą część długów, a potem wydawać pieniądze na nowych piłkarzy. Z drugiej strony potrafię zrozumieć też, dlaczego Laporta poszedł inną drogą: zamiast wykorzystać pieniądze, które wpłynęły na konto, aby spłacić długi, udał się na zakupy.

Podstawą dla Laporty było wzmocnienie zespołu. On chce, żeby ta drużyna wróciła jak najszybciej na top i zaczęła wygrywać trofea. Wtedy cała ta machina ruszy i Barca będzie miała zdecydowanie większe przychody. Barcelona nie chciała być Arsenalem czy Milanem, nie mogli sobie pozwolić na bycie przeciętniakiem. Postawili wszystko na jedną kartę, oczekując, że wynik sportowy zapewni większe przychody. Jednak wizja tego, że Barca nagle zniknie, jest bardzo mało prawdopodobna. To byłby długi proces, który musieliby zaakceptować socios, zgadzając się na różne konieczne i trudne decyzje.

Xavi
Xavi

W tle wciąż pozostaje projekt Superligi. Wiadomo, że w niej pieniądze będą zdecydowanie większe. Laporta liczy na to, że te rozgrywki niedługo wystartują? To wiązałoby się z gigantycznym zastrzykiem gotówki. 

Myślę, że Florentino Perez przekonał już Laportę i wciąż go przekonuje, żeby w tym projekcie trzyklubowym dalej funkcjonować. Wiadomo, że tam pieniądze będą zdecydowanie większe. W szczególności dla tych trzech klubów, które wciąż pozostały przy tym projekcie. Oni mieliby większe przychody niż pozostałe zespoły, które do niej dołączą. To są pieniądze, które klub od razu by dostała i jest ich niewiele mniej niż te 717 mln, które wpłynęły na konta Barcy ze sprzedaży dźwigni tego lata.

Perspektywa, że Superliga odpali i Barcelona nagle dostanie 600 mln euro, jest kusząca. Oni już tak daleko zabrnęli, że trudno jest z tego projektu dziś wyjść. Wszystko teraz zależy od trybunału w Luksemburgu, który zajmuje się sprawą Superligi. Jeśli oni stwierdzą, że UEFA prowadzi rozgrywki, jako organizm monopolistyczny, to kluby mogą dostać większą decyzyjność także w rozgrywkach pod jej egidą. Wówczas to także wpłynie na większe przychody. Bardzo dużo zależy od decyzji sędziów w Luksemburgu. Gdy ona zapadnie, może otworzyć się wiele nowych scenariuszy. Przy negatywnej decyzji możliwe jest nawet, że presja socios doprowadzi do wycofania się Barcy z Superligi.

Przyszłe lato także wydaje się być niezwykle istotne dla Barcelony. Mówi się, że Barca obniżyła pensję Sergio Busquetsa oraz Gerarda Pique. Finalnie chodzi jednak o odroczenie zapłaty ponad 100 mln euro. To kolejny wielki problem. 

Tak, Barcelona jest winna Pique ponad 50 mln euro, a Busqetsowi równe 50. To nie są pensje obniżone, tylko odroczone w czasie. W trakcie pandemii obaj zgodzili się na wypłatę tych pensji za jakiś czas, aby klub mógł funkcjonować. Jest to duży problem. Barcelona z jednej strony chce rozłożenia tych wypłat na raty.

Masa płac zamiast się zmniejszać do tych oczekiwanych 400 mln, to kręci się nieustannie w okolicach 600. Dodatkowo cała ta sytuacja finansowa jest bardzo napięta. Jeśli przychody są koło miliarda euro, to wszystko jest pod kontrolą, ale gdy przyjdzie gorszy sezon, to znowu wrócimy do tego samego problemu i tej reguły 1/4 (żeby wydać jeden euro, trzeba zarobić cztery). Sytuacja jest skomplikowana.

Ostatnim transferem Barcy jak na razie jest Jules Kounde. Francuz wciąż nie został zarejestrowany do gry w La Liga. Co musi się stać, aby do tego ostatecznie doszło? 

Barca ma dwa wyjścia. Musi dogadać się z Pique i Busquetsem, żeby zeszli z tych pieniędzy, które powinni dostać w tym sezonie. Żeby zarejestrować Kounde, potrzebne jest pewnie 22-24 mln euro. Jeśli nie uda się z kapitanami, to muszą się pozbyć Memphisa Depaya, co da koło 12 mln z pensji. To jest połowa kwoty potrzebna do rejestracji. Drugą połowę może wypełnić odejście Pierre'a-Emericka Aubameyanga. Innej opcji nie widzę. Sam Depay nie wystarczy.

Rafał Sierhej, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz też: 
Wielki transfer Manchesteru United. Legenda Realu odchodzi z klubu
Kuriozalna historia w Hiszpanii. Dwie zmiany klubu w dwa dni

Źródło artykułu: