Pomogło dobre słowo od kolegów - rozmowa z Damianem Pawlakiem, napastnikiem Warty Poznań

Damian Pawlak w pierwszym zespole Warty Poznań zadebiutował w sezonie 2006/2007 i znacznie przyczynił się do awansu na zaplecze ekstraklasy. Potem dostawał tylko sporadyczne szanse gry w pierwszej drużynie. Przeciwko Sandecji Nowy Sącz wybiegł na boisko w podstawowym składzie. Początkowo sprawiał wrażenie zagubionego, ale po przerwie zagrał bardzo dobrze i zaliczył asystę przy bramce Marcina Klatta.

Michał Jankowski
Michał Jankowski

Michał Jankowski: Jak podsumujesz mecz z Sandecją?

Damian Pawlak:
Był to bardzo trudny mecz. Sandecja ma czym powojować w lidze. Spotkanie było dość wyrównane w pierwszym kwadransie, ale potem to my doszliśmy do głosu. Z gry byliśmy lepszym zespołem i odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo. Cieszą trzy punkty, bo były nam bardzo potrzebne, skoro chcemy piąć się w górę tabeli. Kibice na pewno są zadowoleni ze zwycięstwa.

Nie da się jednak ukryć, że wynik 1:0 to najniższy wymiar kary.

- W ostatnich minutach mieliśmy trzy-cztery sytuacje stuprocentowe. Wynik mógłby być wyższy, ale cieszmy się chociaż z tego 1:0. Gdyby mecz zakończył się remisem lub porażką, musielibyśmy pluć sobie w brodę. Ważne są trzy punkty, bo pozwalają piąć się w górę tabeli.

Zwycięstwo jest bardzo istotne, bo wreszcie zajmujecie pozycję w górnej części tabeli. W tym sezonie gracie dobrze i chyba właśnie tam jest wasze miejsce, choć straciliście sporo głupich punktów.

- Nie był to rewelacyjny mecz w naszym wykonaniu, ale myślę, że zasłużenie wygraliśmy. Potrzebujemy strasznie tych punktów. Chcemy walczyć o jak najwyższe cele, bo potencjał w drużynie jest bardzo duży.

Po dłuższej przerwie otrzymałeś szansę gry od pierwszej minuty. Jesteś z siebie zadowolony?

- Nie do końca. Nie grałem najlepszego spotkania, szczególnie w pierwszej połowie, gdy zmarnowałem świetną okazję. Byłem trochę roztargniony, bo ostatni mecz o punkty w podstawowym składzie zagrałem kilka miesięcy temu. Pomogło mi dobre słowo w przerwie od kolegów z drużyny i myślę, że w tej decydującej sytuacji zachowałem się poprawnie i dobrze dograłem piłkę do Marcina Klatta.

Jesteś mocno poobijany, bo rywale dość ostro cię traktowali. Musiałeś zejść z boiska w 66. minucie.

- Rywale nigdy nie oszczędzają moich nóg. Z Sandecją nie było aż tak tragicznie. Mam poobijane kolano i dlatego trudno mi było kontynuować grę z ciągłym bólem.

Liczysz, że teraz będziesz dostawał więcej szans?

- Trudno powiedzieć. Ocena należy do Sławomira Najtkowskiego, który pełni w ostatnim czasie funkcję trenera. Myślę, że w drugiej połowie złapałem ogranie i zaprezentowałem się lepiej. Na pewno będę dostawał szanse jako joker, bo po tym spotkaniu to mi się należy. Zdaję sobie sprawę, że potencjał w naszej drużynie jest wielki, mamy świetnych zawodników i gdy do składu wrócą Marcin Wojciechowski oraz Paweł Iwanicki, to na pierwszą jedenastkę nie mam szans.

Jak wpływa na was absencja trenera Bogusława Baniaka, który miał zawał serca?

- Każdy w klubie zadaje sobie pytania: "co z nim?", "czy będzie mógł wrócić do pracy?". Nie jest łatwo, chociaż trener Najtkowski wykonuje kawał dobrej roboty i jesteśmy z niego zadowoleni. Niektórzy zawodnicy znają go długo, bo w Warcie pracuje od trzech lat. Myślę, że dobrze się dogadujemy i świetnie zastępuje trenera Baniaka, któremu życzymy szybkiego powrotu do zdrowia i na ławkę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×