11 bramek w 8 meczach, gol co 57 rozegranych minut, a udział w bramce zespołu (13) co 48. W tym momencie w Europie skuteczniejszy od Roberta Lewandowskiego jest tylko spektakularny Erling Haaland (14). Jednak nawet Norweg nie strzela tak często co Polak, bo zdobywa bramkę co 59 spędzonych na boisku minut.
"Lewy" wszedł do Barcelony z drzwiami i futryną. Dość powiedzieć, że Duma Katalonii nie miała tak bramkostrzelnego debiutanta od 71 lat, kiedy pierwsze kroki na Camp Nou stawiał Laszlo Kubala (więcej TUTAJ). Johan Cruyff, Diego Maradona, Christo Stoiczkow, Romario czy Ronaldo startowali gorzej.
Po dublecie z Elche (3:0) licznik jego ligowych trafień wskazuje już osiem. W całej historii Primera Division, na tym etapie rozgrywek, nie było równie skutecznego nowicjusza-obcokrajowca. A skuteczniejsi od niego po szóstej kolejce byli tylko dwaj debiutanci-Hiszpanie: Pruden z Atletico Madryt (11) Manuel Olivares (8) z Alaves. 81 i 91 lat temu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie do wiary! Zobacz, co wyprawiał ten bramkarz
To pokazuje skalę fenomenu kapitana Biało-Czerwonych. Nawet Cristiano Ronaldo, który trafił do Realu Madryt w szczycie formy, jako zdobywca Złotej Piłki i najdroższy piłkarz świata, nie miał tak udanego wejścia do La Ligi. Pod tym względem Lewandowski przebił także Alfredo Di Stefano, Ferenca Puskasa czy Hugo Sancheza - najwybitniejszych zagranicznych strzelców Primera Division.
"Lewy" zapisuje się złotymi zgłoskami w historii Barcelony i La Ligi. To samo robił też w Bayernie i Bundeslidze, ale dopiero teraz wygląda na szczęśliwego jak nigdy. Każdy gol cieszy go jak pierwszy - to czysta radość spełniającego marzenia chłopca z Leszna. Każde jego zdjęcie po bramce nadaje się na plakat familijnego filmu ze szczęśliwym zakończeniem.
Z tego powodu transfer Lewandowskiego do Barcelony to najlepsze, co mogło spotkać polski futbol w przededniu mistrzostw świata w Katarze. "Lewy" tak szczęśliwy i spełniony nie był nigdy, a to doskonała informacja dla polskiej kadry, bo w przeszłości jego "humory" miały wpływ na drużynę narodową.
Wystarczy wspomnieć poprzedni mundial, kiedy Lewandowski był pochłonięty walką z Bayernem o zgodę na transfer do Realu. W Rosji był cieniem samego siebie, co rzutowało na postawę zespołu. Podobnie było w czerwcu tego roku, kiedy rozpoczął zgrupowanie kadry od wypowiedzenia wojny Bayernowi. Więcej TUTAJ.
Wtedy pozostali reprezentanci musieli mimowolnie dźwigać ten bagaż wraz z nim. W Katarze natomiast Polska może pofrunąć na szeroko rozpostartych skrzydłach swojego kapitana. Jak w eliminacjach Euro 2016, których początek zbiegł się z przenosinami "Lewego" do Bayernu.
Poza aktualną dyspozycją jego przejście do Barcelony ma jeszcze jeden ważny dla reprezentacji aspekt. Lewandowski inspiruje. Znów pokazuje, że "Polak potrafi" i że nie ma rzeczy niemożliwych. Także dla kogoś, kto urodził się między Bugiem a Odrą. Inni kadrowicze mogą patrzeć na niego i krzyczeć jak Jerzy Stuhr w kultowej "Seksmisji" na widok bociana: "Jak on może, to my też możemy!".
A przecież byli tacy, którzy odradzali mu transfer do Dumy Katalonii i radzili, by nadal dusił się w "złotej klatce" w Monachium. Miał nie pasować do stylu gry Barcelony, a dziś Camp Nou wzdycha z zachwytu po jego zagraniach. Miał nie wejść w buty Messieego, a dziś Xavi mówi, że nie zamieniłby go (sorry, Leo!) na żadnego innego piłkarza na świecie.
Miał zostać w Monachium w imię dobra reprezentacji. O to na łamach "Piłki Nożnej" apelował Antoni Piechniczek: - Dla Roberta to może być ostatni mundial, nie powinien zmieniać klubu kilka miesięcy przed turniejem. Żadna Barcelona! Przeprowadzka do Hiszpanii wiąże się ze zmianą życia zawodnika i jego rodziny, pojawi się stres, który przekłada się na formę sportową.
Legendarny trener bardziej pomylić się nie mógł. "Lewy" jest fizycznym fenomenem, ale ma jedną wadę - jest głuchy na podobne głosy. Nie słyszał ich, gdy przechodził z Borussii do Bayernu i nie dopuścił ich do siebie też teraz. Na szczęście, bo dzięki temu nie zabłądził w drodze na piłkarski szczyt.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty