W minioną sobotę zakończyła się fantastyczna seria Bayernu Monachium 87 meczów Bundesligi ze zdobytą bramką. FC Augsburg zatrzymał mistrzów Niemiec (1:0), a Rafał Gikiewicz zdołał zachować czyste konto.
To nie przypadek, że monachijczycy wpadli w kryzys po transferze Roberta Lewandowskiego do FC Barcelony. Przez osiem lat odpowiedzialność spoczywała na barkach reprezentanta Polski, który strzelił łącznie 344 goli w oficjalnych spotkaniach Bayernu.
Zanim Lewandowski przeniósł się do Katalonii, zarząd klubu z Allianz Arena walczył o podpis Erlinga Haalanda. Starania Hasana Salihamidzicia spaliły na panewce, bo rewelacyjny Norweg porozumiał się z Manchesterem City, gdzie strzela jak na zawołanie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie do wiary! Zobacz, co wyprawiał ten bramkarz
- Co innego mogli zrobić? Przecież nie dało się zatrzymać na siłę Lewandowskiego. Trudno było znaleźć piłkarza o podobnej charakterystyce. Taką jakość zapewniłby tylko Haaland - ocenił Hansi Flick na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Zdaniem kolegi po fachu, Julian Nagelsmann może wyprowadzić drużynę z dołka. Przed sezonem wydawało się, że pierwsze skrzypce w Bayernie będzie grał Sadio Mane. W poprzedniej kolejce Bundesligi Senegalczyk zawiódł na całej linii.
- Bayern ma teraz Mane, który jest fenomenalnym piłkarzem. Nagelsmann musi to poukładać. Gra bez klasycznej dziewiątki to dla nich coś nowego - tłumaczył selekcjoner reprezentacji Niemiec i poprzednik Nagelsmanna.
Czytaj także:
Niemieckie media podkręcają atmosferę ws. Nagelsmanna
Nieoficjalne wieści z Ukrainy. UEFA wyrzuci Rosję z kolejnego turnieju