Czuję duży niepokój przed mistrzostwami świata w Katarze i nie nastawiam się na nic więcej, niż rozegranie trzech meczów polskiej kadry w fazie grupowej. Spotkanie z Holandią (0:2) w Lidze Narodów kolejny raz pokazało, że nasza kadra nie ma podejścia do poważnego futbolu.
A taki prezentują zawodnicy choćby Meksyku i Argentyny - naszych grupowych rywali w Katarze. To zespoły grające bardzo techniczny futbol, lubiące grać piłką, pieczołowicie rozgrywać akcje. Nasza drużyna ma z tym raczej problem. Dobitnie pokazał to mecz z Holandią. Nikt nie spodziewał się wygranej czy porywającej gry, wiedzieliśmy o różnicy klas. Czwartkowy wieczór pokazał jednak, że drużynowo - niestety już od dłuższego czasu - stoimy w miejscu.
Nie kupuję wypowiedzi płynących z zespołu (między innymi Piotra Zielińskiego), że kadra nawiązała walkę w meczu z Holendrami. Nasza kadra przeprowadziła jedna groźną akcję, którą zmarnował Arkadiusz Milik. I nic więcej.
ZOBACZ WIDEO: Meksykanie nie przyjechali na zwiady. "Liczył się tylko jeden temat"
Kolejne miesiące lecą, a my dalej mamy głównie negatywne wnioski. Do mundialu zostały już tylko dwa miesiące i dwa mecze do rozegrania (z Walią i Chile).
Z taką grą nie mamy czego szukać na mistrzostwach i nie piszę tego złośliwie. Dobitnie pokazały to występy Polaków na poprzednich turniejach - MŚ 2018, Euro 2020, a od kadencji Paulo Sousy nie widać postępu. Indywidualnie spora grupa kadrowiczów zrobiła duży skok jakościowy i pokazują to grając świetnie w klubach, a w reprezentacji ten błysk zanika.
Oprócz boiskowej rzeczywistości martwi też co innego - coś niedobrego dzieje się z tą grupą ludzi. W większości są to oczywiście świetni sportowcy osiągający sukcesy poza granicami naszego kraju. Godnie reprezentują Polskę na arenie międzynarodowej i przynoszą nam wielką dumę, ale chyba ci sami ludzie zapomnieli, czym się zajmują - dostarczają rozrywki kopiąc piłkę.
Nie zwalnia to ich z prezentowania dobrych manier. Często powtarza się ten sam schemat - w przypadku dobrych wyników widzimy szerokie uśmiechy, fajni są kibice i media. Ale gdy przychodzą niepowodzenia, to nagminnie pojawiają się fochy. Najlepiej schować się w autokarze i jeszcze pokręcić nosem, że ktoś ma do drużyny o coś pretensje.
Po meczu z Holandią zachowanie pewnej grupy zawodników było naprawdę żenujące. Zdecydowana większość piłkarzy opuściła stadion bocznymi drzwiami, nie przechodząc przez strefę wywiadów. Nie chodzi o to, że my, media, bez tych rozmówek zginiemy - otóż nie. Są to przecież najczęściej podobne, wyświechtane i wyuczone formułki powtarzane przez zawodników.
Dziwi jednak, że piłkarze po niepowodzeniach nie czują odpowiedzialności, by wytłumaczyć nam i kibicom, dlaczego w taki sposób prezentowali się na boisku. Bo to, że było słabo - każdy widział. Ale dlaczego? O tym mówić niewygodnie. W Polsce najwięcej dyskutuje się na temat trenerów, głównie ich się wini. A na końcu to zawodnicy serwują na murawie - mówiąc w żargonie - ogromną "koninę".
Zatem - jedni wybrali boczne wyjście, a ci, którzy mijali w czwartek dziennikarzy w strefie wywiadów, jeszcze dobitniej machnęli ręką. Jeden ostentacyjnie rozmawiał przez telefon, drugi nawet nie zareagował na pytanie o komentarz, choć przechodził w zasięgu ręki. Inny burknął "nie". Część grupy wykorzystała, że w nowych dresach od sponsora jest kaptur i po prostu nałożyła go na głowę. To savoir vivre dzisiejszych czasów. Jeżeli taki jest charakter obecnej reprezentacji, to jest z nią naprawdę kiepsko.
Piłkarzami, którzy dobrowolnie stanęli do wywiadów, byli Robert Lewandowski oraz Grzegorz Krychowiak i co by nie mówić o ich występie - oni nie pękli. Byli też rzecz jasna tacy, którzy rozmawiali przed kamerami Telewizji Polskiej i Polsatu, ale pamiętajmy, że obligowały ich do tego zapisy w kontrakcie z nadawcą meczów kadry.
Mniejsza o wywiady, to tylko dodatek, choć dużo obrazujący. Jeżeli ta drużyna nie weźmie się w garść, to w listopadzie wróci dobrze nam znane uczucie z niedawnych dużych imprez - ogromnego rozczarowania.
Polacy brutalnie sprowadzeni na ziemię. Czerwony alarm przed mundialem