Mocne słowa Papszuna. "Polska piłka jest okaleczona"

- Przepis o obowiązku gry młodzieżowca jest zwyczajnie głupi. Nie rozwija tych chłopaków. Okalecza polską piłkę - mówi Marek Papszun. Trener Rakowa Częstochowa przyznaje, że prędzej klub zapłaci karę, niż na siłę wypełniał limit minut graczy U-21.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Marek Papszun WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Marek Papszun

Marek Papszun należy do ludzi, którzy w język specjalnie się nie gryzą. Choć nie do końca jest jasne, dlaczego nie chce otwartym tekstem powiedzieć, że Raków Częstochowa jest faworytem do wywalczenia mistrzostwa Polski. A przecież jest. Na drużynie publicznie presji więc nie wywiera, czego nie można powiedzieć o... szefach klubu spod Jasnej Góry.

Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Kac po odpadnięciu z europejskich pucharów minął?

Marek Papszun, trener Rakowa Częstochowa: Niedosyt i wkurzenie były duże. Nie było jednak czasu na zanurzanie się w smutku, należało poskładać drużynę. Jako trener nie mogłem choćby zasugerować drużynie, że ta porażka mnie "zabiła", bo jak ja bym natychmiast się nie podniósł, to zespół tym bardziej. Mecz we Wrocławiu wygraliśmy zdecydowanie, powróciliśmy na odpowiedni poziom mentalny. Dziś już o spotkaniu w Pradze nie myślimy.

Po pożegnaniu się z Europą, Raków cztery mecze w lidze wygrał i jeden przegrał, czyli międzynarodowa rywalizacja wcale nie musi być dla polskiej drużyny pocałunkiem śmierci.

Nie musi, bo to można pogodzić - jeśli klub jest odpowiednio przygotowany do rywalizacji na trzech frontach. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest to łatwe, natomiast jest to jak najbardziej do zrealizowania. W poprzednim sezonie doszliśmy do ostatniej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji, podobnie stało się teraz - ani przed rokiem, ani teraz mecze w Europie nie odcisnęły się na formie drużyny w rozgrywkach krajowych. Czyli nie mówimy tu o przypadku, a o konsekwentnym, przemyślanym działaniu. Więcej, względem poprzedniego sezonu zrobiliśmy postęp, wówczas nie czuliśmy tak dużego rozczarowania, niedosytu po porażce w Belgii, gdyż rywal był zdecydowanie lepszy od nas, teraz czuliśmy, że w dwumeczu przewaga należała do nas.

ZOBACZ WIDEO: Czy Grzegorz Krychowiak powinien grać w kadrze? "Tak, ale inaczej"

Czego nauczyło pana drugie podejście do europejskich pucharów?

To nie dotyczy tylko mnie, to nauka dla całej organizacji, którą jest Raków Częstochowa. Klub to nie tylko drużyna i sztab szkoleniowy, to też dyrektor sportowy, prezes, właściciel, dział skautingu i pozostałe departamenty - każdy dostał lekcję, każdy musi rozwinąć się o kolejne dziesięć, dwadzieścia procent.

W szczegóły nie chciałbym wchodzić, zrobiliśmy jednak podsumowanie występów w Europie, ale nie wyłącznie z punktu widzenia czystego wyniku sportowego, bo także innych istotnych elementów składających się na awans bądź jego brak. Nie jesteśmy w stanie przeskoczyć każdej przeszkody, choćby na rozstawienie w losowaniu nie mamy jeszcze wpływu, musimy jednak myśleć o tym, co my możemy zrobić, by awansować do fazy grupowej.

Krótko mówiąc - niedociągnięcia były.

Owszem, nie wszystkie sprawy nas jednak zaskoczyły. Musimy zrozumieć, że część rzeczy jest najzwyczajniej niezbędna, by myśleć o skutecznej rywalizacji w europejskich pucharach. Skoro zdobywamy doświadczenie w Europie, trzeba je wykorzystać, bo jeśli pewnych kwestii nie rozwiążemy, będziemy dalej biadolić, że nie gramy w fazie grupowej. Raków jest beniaminkiem na poziomie międzynarodowym, doszedł dwa razy do ostatniego etapu kwalifikacji Ligi Konferencji, jest więc dobrze. Na pewno nie jest jednak super.

Nie chce pan mówić o innych, proszę więc powiedzieć o pana działce - czego pana nauczyło drugie podejście do europejskich pucharów?

W kontekście działań bojowych, czyli przebiegów meczów, pokazaliśmy, że Raków już przewyższa organizacją i dyscypliną gry drużyny klasy Slavii Praga. Zabrakło nam jednak ogrania w dużych spotkaniach, tego nie kupimy. Dlatego tak ważne są regularne występy w europejskich pucharach, nie tylko w rozumieniu awansu z ligi, ale w rozumieniu dużej liczby meczów w nich rozgrywanych. Ostatnie starcie toczyliśmy na terenie wroga. Trybuny w Pradze reagowały niesamowicie, przez cały mecz było czuć, że tu się decyduje z punktu widzenia czeskiego klubu coś niesłychanie istotnego. Jakby walczył o byt. My traktujemy awans do fazy grupowej w kategoriach wartości dodanej, dla nich to gra o życie.

A nie jest tak, że do transferu na przykład Bartosza Nowaka doszło za późno, piłkarz nie był w stanie w pełni pomóc drużynie w europejskich zmaganiach?

Bartek dołączył do Rakowa w trakcie kwalifikacji, zmniejszyło to może szanse na awans o dwa procent. Tyle że to wcale nie jest mało, byliśmy o włos od wejścia do fazy grupowej, być może właśnie o te dwa procent. Budowa kadry na europejskie puchary jest kluczowa. Zwłaszcza w przypadku Rakowa, gdzie zawodnicy muszą się przystosować do wielu zasad obowiązujących poza boiskiem, ale przede wszystkim na nim. Transfery muszą być przeprowadzane wcześniej. Zdecydowanie.

Czyli w obecnym sezonie najważniejszych wzmocnień Rakowa na kolejne rozgrywki należy spodziewać się zimą?

Tak powinno być, kadra musi być zabezpieczona, bo dziś jeszcze nie jesteśmy w tym względzie na właściwym poziomie. Akurat latem żaden istotny zawodnik nie odszedł z Rakowa, prawda jednak jest taka, że prędzej czy później będziemy zmuszeni się z tym zmierzyć, zatem o zastępstwie już należy myśleć. Jednocześnie musimy też pamiętać o szkielecie drużyny, piłkarzach teraz zdobywających międzynarodowe ogranie, wokół którego konstruowana będzie reszta jedenastki.

Ma pan na myśli zastępstwo dla Iviego Lopeza? Hiszpan przedłużył kontrakt z Rakowem, co nie znaczy, że musi go wypełnić.

Szkielet drużyny to Tomas Petrasek, Andrzej Niewulis, Zoran Arsenić, Fran Tudor, Patryk Kun, Janis Papanikolau. Ivi dołączył do tego grona później - i właśnie po to podpisał długi kontrakt w Częstochowie, by był filarem drużyny przez kilka sezonów. Nie wydaje mi się, żeby prędko odszedł z Rakowa.

A co z Vladanem Kovaceviciem?

Też przedłużył kontrakt do 2026 roku, sytuacja jest jednak inna, to piłkarz młodszy, jego potencjał sprzedażowy jest większy.

W kontekście budowy kadry na przyszły sezon, jakie znaczenie ma niejasna przyszłość przepisu o młodzieżowcu, bo jeśli zimą Raków zamierza budować zespół na kolejne kwalifikacje europejskich pucharów, rozsądnym byłoby wiedzieć, jak kształtować politykę transferową?

Obecnie nie ma obowiązku gry młodzieżowcem, nie jest więc to sprawa kluczowa, choć im szybciej sytuacja będzie jasna, tym lepiej. Zresztą, strategia stawiania na młodych polskich zawodników obowiązuje w każdym ligowym klubie. Ja przynajmniej nie znam takiego klubu albo trenera, który nie chciałby korzystać z młodych, dobrych polskich piłkarzy.
Marek Papszun prowadzi Raków od 2016 roku Marek Papszun prowadzi Raków od 2016 roku
Raków w klasyfikacji minut rozegranych przez młodzieżowców w tym sezonie zajmuje drugie miejsce, ale od końca...

Bo chęć stawiania na młodzież to jedno, a umiejętności piłkarskie to drugie. Z wielką przyjemnością będę wystawiał młodzieżowców, pod warunkiem jednak, że będą prezentowali się lepiej niż zawodnicy starsi. W innym przypadku byłoby to niesprawiedliwe, zabijałoby rywalizację. W kadrze Rakowa nie ma zbyt wielu zawodników spełniających wymogi przepisu, ponieważ nie posiadamy odpowiedniej liczby piłkarzy w tym wieku o określonej jakości.

Akademia klubu jeszcze w tym momencie ich nie dostarcza, z kolei pozyskanie gotowego do gry w Rakowie młodzieżowca z zewnątrz jest piekielnie trudne, gdyż piłkarze wybierają opcje zagraniczne. Proszę mi wierzyć, wiem, o czym mówię, z wieloma rozmawialiśmy. I wcale się nie poddaliśmy, nadal szukamy także młodych graczy gotowych do występów w Rakowie, bez względu na to czy przepis będzie, czy nie będzie obowiązywał.

Taka jest strategia klubu. Myśli pan, że w Częstochowie nie chcemy grać młodymi piłkarzami, nie chcemy ich rozwijać, nie chcemy zarobić dobrych pieniędzy na ich sprzedaży? Co nie zmienia faktu, że przepis o obowiązku gry młodzieżowca jest zwyczajnie głupi. Nie rozwija tych chłopaków. Okalecza polską piłkę.

Czyli rozumiem, że Raków zapłaci karę w tym sezonie i po kłopocie.

Patrzy pan na dziewięć kolejek z tego sezonu, a nie na całokształt naszej gry w Ekstraklasie. Proszę sobie przypomnieć, w pierwszym sezonie stawialiśmy nawet na trzech młodzieżowców w wyjściowej jedenastce. Sezon sezonowi nie jest równy. Raków ma strategię, ale jest ona rozpisana na lata, nie na dziewięć ostatnich kolejek w lidze. Tymczasem w Polsce patrzymy właśnie przez pryzmat ostatnich tygodni, działamy tu i teraz, zamiast wykonywać ruchy długofalowe.

W Częstochowie mamy określone cele sportowe. Szalenie trudno jest znaleźć młodego zawodnika, który będzie dysponował jakością piłkarską wymaganą w Rakowie, połączenie stawiania na młodych graczy z wynikiem to nie jest prosta sprawa. Mnie piękne slogany nie interesują. Jeden z klubów krzyczał, że przepis o obowiązku gry młodzieżowca musi zostać utrzymany, a obecnie nie wypełnia limitu. Jak się pali, jak nie ma wyników, młodzieżowiec przestał być już tak istotny.

Właściciel czy prezes Rakowa nie będą mieli problemu, gdy klub będzie musiał zapłacić karę za brak wypełnienia limitu minut młodzieżowców? (więcej o tym TUTAJ)

Strategia klubu jest przejrzysta, została ustalona z właścicielem, jestem tylko jej wykonawcą - mam wystawiać najsilniejszy w danym momencie skład. To właśnie robię.
Szymon Czyż doznał poważnej kontuzji kolana Szymon Czyż doznał poważnej kontuzji kolana
Ale co z karą?

Nie wykluczam, że przyjdzie moment w sezonie, w którym trzeba będzie wziąć kalkulator i sprawdzić ile minut i do czego nam brakuje. Raków potrzebuje pieniędzy na rozwój, skądś muszą się brać, klubu nie stać na płacenie kar. Niemniej nie chciałbym, aby do tego doszło, nie chciałbym, abym był zmuszony przepisem do wystawiania w wyjściowej jedenastce słabszego zawodnika. Inna sprawa, że kontuzja Szymka Czyża komplikuje sprawę, musimy liczyć się z koniecznością zapłaty.

Jest pan trenerem, który rozmawia z piłkarzami, słucha ich uwag?

A w jakim celu, skoro nie mają o piłce pojęcia? Żartuję. Trener, który nie rozmawia z zawodnikami, nie ma szans prowadzić drużyny z sukcesami przez dłuższy czas.

Po wiosennym meczu z Wartą Poznań zwrócił pan uwagę Illji Szkurynowi, że w kilku sytuacjach mógł zachować się na boisku inaczej, piłkarz miał inne spojrzenie, więcej już w Rakowie nie zagrał.

Bzdury.

Nie doszło do takiej sytuacji?

Coś było, nie pamiętam czy rozmawialiśmy, czy swoje uwagi przedstawił w pomeczowym raporcie. Gdyby jednak takie historie decydowały o być albo nie być w klubie, to chyba nikt by w Rakowie nie grał. Ja nie kasuję zawodników po jednym meczu, nawet gdyby był bardzo słaby w ich wykonaniu. Chłopak przegrał rywalizację i tyle. Musiał odejść z klubu, jak wielu innych, nie pełnił żadnej roli w drużynie. Nie było tu drugiego dna. Powiem więcej, nawet ostatnio po wygranym meczu dwóch zawodników miało inną optykę niż ja. Grają nadal. A ja miałem spore uwagi, wymiana zdań była ostra, mimo że pokonaliśmy wtedy Legię Warszawa. 4:0, tak?

Kokietuje pan czy podkreśla, że nawet po wysokim zwycięstwie można wymagać więcej?

Zawsze należy wymagać więcej i być w kontakcie z drużyną, wyjaśniać pewne kwestie. Temu między innym służą wspomniane raporty wysyłane przez zawodników - są formą komunikacji. Piłkarze oceniają w nich kilka obszarów: działania zespołowe we wszystkich fazach gry, jeśli piłkarz pojawił się na boisku, to działania indywidualne, oceniają przygotowanie motoryczne, mentalne, opisują również, co chcieliby poprawić w swojej grze, czy na co sztab szkoleniowy powinien zwrócić uwagę. Na koniec wystawiają sobie noty w skali 1-10.
Matek Papszun zadaje piłkarzom prace domowe Matek Papszun zadaje piłkarzom prace domowe
Często są to dziesiątki?

Nie przypominam sobie, by choć raz przez tyle lat mojej kariery trenerskiej jakikolwiek zawodnik wystawił sobie najwyższą notę. Zresztą, jako sztab też nikomu dziesiątki nie wystawiliśmy.

Piłkarze chętnie wypełniają raporty?

Świadomi nie mają z tym problemu. Natomiast zawodników, którzy podchodzą do meczu na zasadzie pokopania sobie piłki, pobiegania, a potem powrotu do domu i pooglądania telewizji, w dłuższej perspektywie w Rakowie nie ma. Jednego pan przed chwilą wymienił. Jeśli ktoś nie ma ochoty wypełniać raportów, wcale nie musi grać w piłkę w Częstochowie. Nie ma obowiązku dostosowania się do moich wymagań, Raków to przecież nie jest jedyny klub na świecie.

Kto jest faworytem do mistrzostwa Polski i dlaczego nie odpowie pan, że Raków?

Bo nie mam poczucia, że my jesteśmy faworytem. Trzeba mieć bowiem do tego mocne podstawy, Raków nie tylko nie ma ich w tym sezonie, co nie będzie miał ich jeszcze przez kilka lat – mam na myśli choćby zaplecze infrastrukturalne.

Czemu ma służyć przekierowanie presji na rywali?

Ja się w gierki nie bawię, realnie oceniam rzeczywistość. To nie działa tak, że ja powiem, iż Raków jest faworytem i tak się stanie. Jakieś podstawy ku temu muszą być. Oczywiście, dwa razy zajmowaliśmy drugie miejsce w lidze, zachowujemy ciągłość pracy, to sprzyjające okoliczności do kolejnej walki o tytuł. Mogę w mediach opowiadać różne rzeczy, natomiast w gruncie rzeczy, jakie to ma przełożenie na naszą pracę? Żadne. Ja nie uciekam przed presją, klub nie ucieka przed presją, zawodnicy też nie uciekają. Sami ją na siebie nakładamy.

Rozmawiamy o przyszłości, tymczasem pana kontrakt wygasa z końcem sezonu, na jakim etapie jesteście, jeśli chodzi o przedłużenie umowy?

Na żadnym, jeszcze nie rozpoczęliśmy rozmów. Spokojnie. Wskazane jest zaczekanie na koniec rundy jesiennej. Mamy dużo czasu. Zobaczymy w jakim miejscu jesteśmy w Ekstraklasie, zobaczymy czy klub nadal będzie rozwijał się w aktualnym tempie, w którym kierunku będzie zmierzał. Chodzi o kolejny krok, postęp. To jest dla mnie bardzo ważne. A przede wszystkim to, czy klub będzie chciał kontynuować ze mną współpracę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×