Trudno powiedzieć, by którykolwiek z zespołów miał zdecydowaną przewagę. Okazji bramkowych nie brakowało. Raków Częstochowa oddał w całym meczu 16 strzałów, Widzew Łódź zaś - 10. Z ich celnością było jednak gorzej.
- Fajny mecz. Fajny stadion wypełniony po brzegi kibicami. Z naszej perspektywy zagraliśmy niezły mecz, ale byliśmy mocno nieskuteczni. Tracimy przez to punkty i jesteśmy niezadowoleni. Skuteczność musimy poprawić, jeśli chcemy punktować, bo tych sytuacji na wyjeździe stworzyliśmy wystarczająco dużo, by zdobyć jedną lub więcej bramek - powiedział Marek Papszun.
Szkoleniowiec wicemistrzów Polski miał jednak pretensje do sędziego Tomasza Kwiatkowskiego. Na początku drugiej połowy Martin Kreuzriegler nadepnął w polu karnym Widzewa Iviego Lopeza.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz nawet się nie ruszył. Gol "stadiony świata"!
- Zawsze się w takich sytuacjach roztrząsa sytuacje sędziowskie i tutaj można przytoczyć ewidentny faul w 47. minucie w polu karnym. Nie wiem, czemu nas szkolą, pokazują i ostrzegają o stemplach, bo to ma miejsce i to nie jest respektowane. To takie kogel-mogel, że nie wiadomo o co chodzi, szczególnie że jest VAR. To rzuciło cień, ale mam nadzieję, że to szczęście sędziowskie do nas kiedyś wróci - ocenił.
Trener częstochowian docenił postawę czerwono-biało-czerwonych w niedzielnym spotkaniu, a także pracę trenera Janusza Niedźwiedzia.
- To nie był autobus. Widzew wyszedł wysoko, chciał grać aktywnie oraz intensywnie, dotrzymać nam kroku, ale to nie jest łatwe. Jesteśmy drużyną grającą na dużej intensywności. Z drugiej strony łodzianie mądrze bronili się w drugiej połowie. W pewnym momencie zabrakło dokładności, pazerności, ale trzeba oddać przeciwnikom, że bronili zaciekle, z determinacją - zakończył.
Kilka minut później odwdzięczył się tym samym szkoleniowiec beniaminka PKO Ekstraklasy. Janusz Niedźwiedź liczył się z tym, że będzie to najbardziej wymagający fizycznie mecz w sezonie.
- Patrząc od początku, jak przygotowywaliśmy się na Raków, wiedzieliśmy, z kim będziemy się mierzyć. Szczególnie pod względem intensywności zdawaliśmy sobie sprawę, jak będzie trudno. Musieliśmy wznieść się na wyżyny pod kątem fizycznym. Postawiliśmy się drużynie, która jest głównym kandydatem do mistrzostwa Polski. W wielu momentach zneutralizowaliśmy go - powiedział na konferencji prasowej.
- Wynik myślę sprawiedliwy, bo zarówno my, jak i Raków mieliśmy swoje sytuacje. Żałuję tych naszych z końcówki, bo może gdyby Jordi Sanchez trafił, skończyłoby się z korzyścią dla nas. Życzę nam, byśmy kontynuowali tę pracę i pokazywali ten charakter. Myślę, że to było dobre spotkanie, pomimo że nie padła żadna bramka - dodał.
Widzewiacy po 11 kolejkach mają na koncie 17 punktów, co przekłada się na szóste miejsce w tabeli. Wygląda na to, że zespół nie przestraszył się wymagań w najwyższej klasie rozgrywkowej.
- Ten mecz pokazał, jak wiele trzeba włożyć trudu, by chociaż punkt wywalczyć w tej lidze. Widzimy po Miedzi Legnica czy Lechii Gdańsk, jakie mają problemy. My chcemy tych oczek mieć jak najwięcej, wykorzystać naszą formę wznoszącą z ostatnich tygodni i kontynuować to, bo przeciwników mamy teraz - tylko w teorii - ze średnich rejonów tabeli.
Raków Częstochowa w czwartek 6 października czeka teraz odrabianie zaległości z 2. kolejki i mecz z Piastem Gliwice. Z tą samą drużyną w następnej serii gier zmierzy się Widzew, a nastąpi to 10 października.
Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Sprawdź też: PKO Ekstraklasa: Raków nie wykorzystał wielkiej szansy. Zobacz tabelę