Polak zachował twarz dopiero w końcówce meczu. Lewą stroną w 84. minucie popędził Ansu Fati i dośrodkował w pole karne, gdzie czekał Robert Lewandowski. Napastnik zachował się przytomnie. Nie kombinował, nie grał egoisty, tylko piętą oddał piłkę wbiegającemu za nim Ferranowi Torresowi. Bramkarz stracił czujność, a Hiszpan spokojnie trafił do niepilnowanej bramki. To był gol na otarcie łez i dodanie nadziei, bo Barca była w niedzielę tłem dla Realu Madryt.
Mimo przepięknego zagrania przy akcji bramkowej, "Lewy" miał przykre deja vu z meczów reprezentacji Polski, w których skupiał na sobie większość uwagi rywali, a koledzy wcale nie zdejmowali z niego presji. W swoim pierwszym oficjalnym El Clasico w barwach Barcy miał tylko jedną okazję na strzelenie gola.
W 25. minucie prawą stroną ruszył Raphinha i dośrodkował w pole karne. Nogi nie dostawił Frenkie de Jong, a akcję zamykał Lewandowski. Polak wprawdzie zdążył czubkiem buta oddać strzał, ale piłka po jego uderzeniu kilka metrów od bramki poleciała za wysoko. To był moment, który mógł odmienić losy spotkania. Barcelona przegrywała 0:1, a piłkarze nie wykorzystali jedynej tak świetnej szansy w meczu. Był to też jeden z niewielu momentów, kiedy "Lewy" zdążył zgubić kryjących go na plaster Edera Militao i Davida Alabę.
ZOBACZ WIDEO: Ciekawa teoria spiskowa. Bayern zemści się za Lewandowskiego?
Potem miał kilka błysków. Choćby takich jak chwilę po tamtym strzale, kiedy jednym dotknięciem piłki uruchomił na prawej flance Sergiego Roberto. Kibice mogli się za to wystraszyć kilkadziesiąt sekund później, kiedy niebezpiecznie zderzył się z Alabą. Skończyło się na strachu. Potem - w 74. minucie urwał się w pole karne i w kontrowersyjnych okolicznościach powstrzymał go Dani Carvajal. Hiszpan zaatakował nogi rywala, jednak sędzia nie dostrzegł przewinienia. To sytuacja, która będzie analizowana jeszcze długo po ostatnim gwizdku.
Polak pokazał, że gra jak na zawodnika Barcy przystało. Problem w tym, że koledzy nie dotrzymali mu kroku.
Na Estadio Santiago Bernabeu przez większość czasu rządzili gospodarze, którzy od pierwszej minuty dyktowali warunki gry. Toni Kroos przeżywał tej niedzieli drugą młodość. 32-latek odsyłany wcześniej na emeryturę był obecny w każdym miejscu na boisku. A najlepszą akcję przeprowadził w 12. minucie. Mimo nacisku ze strony kilku rywali ostatkiem sił podał na lewą stronę do Viniciusa. Jego strzał obronił Marc-Andre ter Stegen, ale Karim Benzema wykorzystał dobitkę i dał Realowi prowadzenie.
W pierwszych minutach po premierowej w tym spotkaniu bramce Barcelona odzyskała inicjatywę. Real zszedł na swoją połowę, ale goście w żaden sposób nie potrafili skruszyć muru. Pewności siebie nie dodawał im fakt, że bramki Realu bronił zmiennik, 23-letni Andrij Łunin. Thibaut Courtois nie zdążył wrócić do gry po kontuzji.
Barcelona przegrywała sama ze sobą. Presja spętała im nogi i pokazała to druga bramka Realu. Obrońcy stali jak wryci, kiedy atakowali Vinicius, Aurelien Tchouameni i Fede Valverde. Urugwajczyk z dystansu huknął jak z armaty. Ter Stegen był bez szans i było 2:0 dla zespołu z Madrytu.
I choć goście złapali wiatr w żagle w końcówce po bramce kontaktowej, to Real ruszył po kolejnego gola. Po faulu Erica Garcii w polu karnym "jedenastkę" wykorzystał Rodrygo. Kibice w Madrycie oddali się euforii, Ancelotti stał niewzruszony, a Barca ma problem. W ciągu tygodnia niemal przekreśliła swoje szanse na awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów i przegrała jeden z najważniejszych meczów sezonu.
Ostatni - rozegrany w marcu - klasyk dał Barcelonie duże nadzieje. Ekipa Xaviego rozbiła Real 4:0 i dała trenerowi mandat do bycia architektem projektu pod tytułem "powrót do wielkiej rywalizacji". Prezydent Joan Laporta stanął na głowie, by ściągnąć mu wszystkich wymarzonych piłkarzy. Jednak ten sezon weryfikuje plany klubu i w połowie października drużyna jest w poważnych problemach. Musi głowić się, jak załatać finansowe dziury, gdyby nie udało się wyjść z grupy Ligi Mistrzów, a w La Liga musiała uznać wyższość największego rywala. To Real jest liderem i ma nad nią trzy punkty przewagi.
Real Madryt - FC Barcelona 3:1 (2:0)
1:0 - Karim Benzema 12'
2:0 - Fede Valverde 35'
2:1 - Ferran Torres 83'
3:1 - Rodrygo 90+1' (rzut karny).
Real: Andrij Łunin - Dani Carvajal (88. Antonio Ruediger), Eder Militao, David Alaba, Ferland Mendy - Luka Modrić (78. Eduardo Camavinga), Aurelien Tchouameni, Toni Kroos - Fede Valverde, Karim Benzema (88. Marco Asensio), Vinicius (85. Rodrygo).
Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Sergi Roberto, Jules Kounde, Eric Garcia, Alejandro Balde (60. Jordi Alba) - Frenkie de Jong, Sergio Busquets (60. Gavi), Pedri (83. Franck Kessie)- Raphinha (60. Ferran Torres), Robert Lewandowski, Ousmane Dembele (73. Ansu Fati).
Żółte kartki: Vinicius i Modrić (Real) oraz Gavi i Kessie (Barcelona).
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)