Pogoń Szczecin najpierw ratowała się w czasie doliczonym do drugiej połowy spotkania golem Luki Zahovicia na 2:2, a następnie kilkakrotnie jeden fałszywy ruch dzielił Portowców od porażki w konkursie rzutów karnych. Ostatecznie zremisowali 3:3 w 120 minutach i pokonali trzecioligowy Rekord Bielsko-Biała 12:11 w jedenastkach po ponad trzech godzinach od rozpoczęcia meczu.
- To był dla nas bardzo brutalny mecz, ale ze szczęśliwym zakończeniem. Ten mecz pokazał, czym charakteryzuje się puchar. Rekord świetnie walczył, harował w obronie na całym boisku. Zagrał kapitalne spotkanie do ostatnich minut. To sprawiało nam dużo trudności - powiedział Jens Gustafsson.
- Wszystko mogło pójść w obie strony. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że to my awansowaliśmy. Takie spotkanie może nam pomóc rosnąć jako zespół i jako ekipa. Cała drużyna była zaangażowana do końca w mecz. Każdy jest nam potrzebny do tego, żeby osiągnąć sukces - dodał Szwed.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to może być samobój roku. Aż złapał się za głowę
Trzecioligowcy mieli powód do dużego rozczarowania, ponieważ duży wysiłek nie został nagrodzony awansem. Sprawienie niespodzianki przez Rekord wisiało w powietrzu, ponieważ po godzinie miał dwubramkowe prowadzenie, a w konkursie rzutów karnych kilkakrotnie zdobywał przewagę.
- Pewnie już nie doświadczę takiej dawki emocji w moim życiu. Moi piłkarze zaprezentowali się fantastycznie i wznieśli się na wyżyny możliwości. Graliśmy w niskiej obronie, ponieważ z takim przeciwnikiem jak Pogoń, nie mogliśmy pozwolić sobie na otwartą grę. Musieliśmy zmienić nasz dominujący styl, który prezentujemy w lidze ze względu na rangę meczu i jakość przeciwnika - tłumaczył Dariusz Mrózek, trener Rekordu.
- Gdyby ktoś przed meczem powiedział mi o takim scenariuszu, to brałbym go w ciemno, ale mimo wszystko czuję mały niedosyt - podsumował szkoleniowiec bielszczan.
Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"
Czytaj także: Pogoń obudziła się za późno. Cuda pod bramką Piasta