Wielki dzień Polaka! Czekał na to dni 486 dni

Getty Images / Boris Streubel / Na zdjęciu: Tymoteusz Puchacz
Getty Images / Boris Streubel / Na zdjęciu: Tymoteusz Puchacz

W przypadku Tymoteusza Puchacza cierpliwość się opłaciła. Reprezentant Polski nie jest ulubieńcem trenera Unionu Berlin, ale zakasał rękawy i zapracował na debiut w Bundeslidze.

Przechodząc do Unionu Berlin Tymoteusz Puchacz zdawał sobie sprawę, że poprzeczka będzie zawieszona bardzo wysoko. W połowie 2021 roku nasi zachodni sąsiedzi zapłacili Lechowi Poznań 2,5 miliona euro. Zresztą w tym samym czasie do stołecznego klubu dołączył Paweł Wszołek z Legii Warszawa.

Niestety, trener Urs Fischer nie brał Polaków pod uwagę przy ustalaniu składu na mecze Bundesligi. Puchacz grywał jedynie w Lidze Konferencji Europy i zaliczył nawet dwie asysty. Defensor był przyspawany do ławki rezerwowych Unionu Berlin, ale mimo to mógł liczyć na powołania do drużyny narodowej.

- To dziwna sytuacja o tyle, że jest dobrze, a nie jest dobrze. Myślę, że wszystko jest kwestią czasu. Ważne jest to, że trener Urs Fischer nie ma żadnych zarzutów do mnie. Czuję się fajnie, robię swoje cały czas i trener chce, żebym był gotowy - tłumaczył 23-latek na kanale youtube'owym "Foot Truck".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporce: stadiony świata. Tego gola można oglądać bez końca

Były gracz Lecha przez pół roku nie doczekał się debiutu w niemieckich rozgrywkach ligowych i w związku z tym zaczął się rozglądać za nowym zespołem. Rundę wiosenną spędził na wypożyczeniu w Trabzonsporze, gdzie zdobył pierwszy mistrzowski tytuł w swojej karierze.

Po krótkim, aczkolwiek udanym epizodzie w Turcji, Puchacz musiał latem wrócić do macierzystego pracodawcy. Zdecydowanie mniej cierpliwości miał Wszołek, który w lipcu postanowił wrócić do warszawskiej Legii, tym razem na zasadzie transferu definitywnego.

W trakcie okresu przygotowawczego kadrowicz nabawił się kontuzji i dopiero w połowie września zebrał pierwsze minuty w europejskich pucharach. Później na lewym wahadle wyższe notowania u Fischera mieli Niko Giesslemann i prawonożny Julian Ryerson.

Tymczasem berlińczycy rewelacyjnie rozpoczęli sezon 2022/23 Bundesligi. Przed 12. kolejką Union był sensacyjnym liderem tabeli i miał jednopunktową przewagę nad Bayernem Monachium. Szkoleniowiec stawiał prawie na tych samych zawodników, rezerwowy Puchacz musiał walczyć o swoją pozycję w drużynie.

Fischer wreszcie zaczął doceniać ambicję wychowanka Pogoni Świebodzin. - Jest częścią naszego zespołu i dlatego zawsze istnieje szansa, że zagra - przekonywał trener we wrześniu podczas konferencji prasowej.

Puchacz rozegrał 70 minut w meczu 1/16 finału Pucharu Niemiec i wykorzystał swoją szansę. Polak zdobył ładną bramkę, zaś jego Union wyeliminował FC Heidenheim (2:0). Zaskoczeniem był fakt, że nie wystąpił w dwóch kolejnych meczach ekipy prowadzonej przez Fischera.

Wahadłowy skorzystał na problemach Giesslemanna. Rywal Puchacza nie znalazł się w kadrze Unionu na niedzielne spotkanie z Borussią M'gladbach. Fischer nie miał innego wyboru, w tych okolicznościach trener po prostu musiał dać szansę reprezentantowi Polski.

Dokładnie 486 dni po podpisaniu kontraktu z Unionem, Puchacz oficjalnie zadebiutował w Bundeslidze. To dobry znak przed nadchodzącymi mistrzostwami świata. Zawodnik Unionu potrzebuje regularnej gry, aby znaleźć się w ostatecznej kadrze Biało-Czerwonych na wielki turniej.

Czytaj także:
Dziennikarz wytyka Lewandowskiemu słabsze mecze. "Nie było cię tam"
Dobre wieści dla FC Barcelony. Obyło się na strachu ws. kluczowych piłkarzy

Komentarze (2)
avatar
Sędzia Sądu Okręgowego
30.10.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Coś ten trener jest nie przekonany do Polska. Nie wierzę że ponad rok czasu , nie dawał mu szansy, bo miał innych. Czytaj całość
avatar
M.Christo
30.10.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Długo nie pograł...59min...