Rozmawiał w Katarze Mateusz Skwierawski
Kamil Grosicki to jeden z weteranów reprezentacji Polski, dla którego mundial będzie najprawdopodobniej pożegnaniem z drużyną narodową.
W dniu meczu z Meksykiem (g. 17 polskiego czasu) 34-latek mówi wprost: - My na boisku musimy cierpieć, by osiągać dobre wyniki z lepszymi zespołami. Dla wszystkich najważniejszy jest wynik, dlatego styl schodzi na dalszy plan. Wolę wygrać 1:0, niż ładnie grać i przegrać.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Sławek Peszko mówił niedawno, że przekazał panu pałeczkę gościa od atmosfery w kadrze.
Kamil Grosicki, 87-krotny reprezentant Polski: Zawsze czułem się lubiany w drużynach, w których grałem. Sławek lubi sobie pożartować, ale dobrze wie, ile znaczy dla mnie reprezentacja. Ja się "atmosfericiem" nie czuję, jestem po prostu sobą. Różnica jest taka, że kiedyś grałem w pierwszym składzie kadry, a teraz częściej wchodzę z ławki. Ale spokojnie, nadal pokazuję atuty na boisku. Jestem gotowy na grę od początku i kto wie - to jest turniej, tu wszystko szybko się zmienia.
Dawno nie było takiego spokoju przed dużą imprezą wokół kadry.
To prawda, nie ma "pompki".
ZOBACZ WIDEO: Żywa dyskusja w studiu. "Mamy po prostu bałagan"
Lepiej wam z tym?
Niby tak, ale z drugiej strony - presja czy jej brak nie mogą mieć wpływu na naszą postawę. Jesteśmy od tego, żeby robić swoje na boisku bez względu na okoliczności. Ja mam spore doświadczenie i podchodzę do wszystkiego na chłodno. Byłem na górze, na dole, pamiętam zachwyty i rozczarowania. Ale oczy wszystkich znowu są skierowane na nas. Przypomniał nam to premier Mateusz Morawiecki.
Co dokładnie powiedział?
Premier odwiedził nas przed wylotem do Kataru. W pierwszej kolejności usiadł przy naszym stoliku, obok mnie, Grześka Krychowiaka, Kamila Glika, Roberta Lewandowskiego, Arka Milika, Wojtka Szczęsnego i trenera Michniewicza. Odbyliśmy fajną rozmowę, bez spięcia. Premier pytał, czy czegoś nam nie brakuje, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik w sprawach organizacyjnych. Na koniec dodał: "Cały kraj czeka na wasze sukcesy".
Czyli jednak pojawiła się presja.
Raczej motywacja. Nasz stolik jest na tyle świadomy tego, co się dzieje, że takie słowa nikogo nie paraliżują. Wiemy przecież dobrze, że dla wielu zawodników to już końcówka występów w kadrze. Może "starszyzna" zagra jeszcze na Euro 2024, ale jeżeli chodzi o mundial 2026 to - bądźmy szczerzy - dla wielu to ostatnie mistrzostwa. A na pewno dla mnie.
Kończy się pewna era.
Nikt może o tym głośno nie mówi, ale mamy taką myśl z tyłu głowy, dlatego chcemy się dodatkowo pokazać. Doceniamy też, jakie wsparcie otrzymaliśmy w Polsce. Przyjechał premier, otrzymaliśmy eskortę samolotów F16. To było coś. Poczuliśmy się wyjątkowo. To oczywiście dodatki, ale miło, że zostaliśmy w ten sposób podbudowani przed turniejem. Czasy nie są łatwe, jest wojna, dlatego chcielibyśmy dać Polakom trochę radości, zjednoczyć ich. I zostawić jakiś prezent na święta.
W Polsce już zaczęła się świąteczna atmosfera: był śnieg, są temperatury na minusie. A wy w Katarze walczycie z upałami.
Szczerze przyznam, że nie poczułem wielkiego uderzenia temperatur. Jest ciepło, ale tak jak w Polsce latem. Treningi mamy w dobrych porach - mniej więcej o godzinie 17.00, gdy jest już ciemno. Po zmroku wieje wiatr, więc jest przyjemniej. Nie słyszałem, żeby któryś z chłopaków narzekał na zmęczenie. Nikt nie mówił też, że ciężko się biega czy oddycha. Na początku było trochę duszno, ale przyzwyczailiśmy się. Różnica jest taka, że po prostu więcej się nawadniamy. Treningi mieliśmy nawet dłuższe niż ostatnio w Polsce.
Na mundialu zagramy defensywnie, brzydko? Tak sugeruje Grzegorz Krychowiak.
Rozumiem przekaz "Krychy". My na boisku musimy cierpieć, by osiągać dobre wyniki z lepszymi zespołami. Dla wszystkich najważniejszy jest wynik, dlatego styl schodzi na dalszy plan. Wolę wygrać 1:0, niż ładnie grać i przegrać.
Bez "cierpienia" się nie da?
Prawda jest taka, że nigdy nie byliśmy mocni w ataku pozycyjnym. Musimy się dobrze cofnąć, dobrze bronić. Każdy trener chciałby dominować, ale pomyślmy realnie, praktycznie. Po brzydkim meczu nikt nie będzie pamiętał stylu tylko wynik. Nie wiem, czym to jest spowodowane, ale pojęcie "ładna gra" nie istnieje w polskim systemie szkolenia. Za Sousy może lepiej to wyglądało stylistycznie, ale brakowało rezultatów.
Czyli mecz z Meksykiem może wyglądać podobnie jak spotkanie z Chile w Warszawie.
Oczywiście, najważniejsza będzie cierpliwość. Fajnie byłoby mieć kontrolę nad spotkaniem, ale nie pamiętam, żeby reprezentacja Polski dominowała w meczu z przeciwnikiem z wyższej półki. Zawsze cechowała nas dobra gra całego zespołu w defensywie i szybkie przejście do ofensywy, do kontrataków.
Takie mecze frustrują?
Na pewno, ale cóż. W ostatnim spotkaniu z Chile wszedłem na boisko na ostatnie 25 minut, a przez pierwsze 10 minut nie dotknąłem piłki, tylko biegałem. W takich sytuacjach najważniejsza jest reakcja zawodników, żeby jak najszybciej doskoczyć do rywala i odebrać piłkę.
Jeżeli mam porównywać, to Meksyk jest pewnie lepszy od Chile. To dość niski zespół, grający szybko, mający zawodników dobrze wyszkolonych technicznie. I jedna z najbardziej doświadczonych drużyn na turnieju. Dla kilku graczy Meksyk to czwarte lub piąte mistrzostwa. Wiemy jednak, gdzie możemy ich ukąsić.
Co wiecie?
Nawet to, kto miał z kim konflikt.
Jak to?
Trener zgromadził dużo materiału i wysłał nam paczkę informacji rodem z "Pudelka". Kto ma jaką żonę, co ostatnio przeskrobał, ile zarabia, co go denerwuje.
I co, macie ich zaczepiać na boisku?
To może mniej istotne rzeczy, ale ciekawe. Mogą robić niewielkie różnice, ale pokazują, w jakiej kondycji psychicznej jest rywal.
Wyjście z grupy to faktycznie plan minimum?
Pierwszy cel to dobry wynik z Meksykiem i myślę, że na tym powinniśmy się skupić. Chcemy wyjść z grupy, ale co wydarzy się później? O tym nie rozmyślamy. Terminarz w naszej grupie dobrze się ułożył i trzeba to wykorzystać.
Czuje pan głód?
Tak, jestem na głodzie reprezentacji. W klubie piłka szuka mnie z przodu, potrafię znaleźć się w dogodnych sytuacjach. Jestem dobrze przygotowany pod względem fizycznym. Nawet nasz analityk Hubert Małowiejski powiedział, że mam lepsze wyniki niż rok temu, mimo że jestem starszy. Ale gram regularnie i omijają mnie kontuzję.
A trudniej przestawić się panu na poziom reprezentacji przyjeżdżając z polskiej ligi? Wcześniej występował pan w zagranicznych klubach.
Jakość piłkarska się różni, no i myślenie - na kadrze trzeba szybciej podejmować decyzję. W Pogoni mamy dobre treningi, ale w reprezentacji jestem z najlepszymi zawodnikami w naszym kraju. Myślę, że jeszcze nie zardzewiałem i nadążam za resztą.
Jak godzi się pan z nową rolą w drużynie narodowej? W latach 2014-20 grał pan w niemal każdym meczu w pierwszym składzie.
Musiałem nauczyć się cierpliwości i trochę zmienić myślenie. Długo byłem zawodnikiem pierwszego składu. Trener Michniewicz zadzwonił do mnie, gdy został selekcjonerem, i zapytał, czy interesuje mnie rola rezerwowego. Zgodziłem się i czekam, jestem gotowy.
Na przykład przed meczem z Walią (1:0) w Lidze Narodów dostałem sygnał, że wystąpię w pierwszym składzie. Byłem "podjarany", ale na drugi dzień okazało się, że gramy jednak taktyką z wahadłowymi. W trakcie meczu też nie było sensu niczego zmieniać, bo prowadziliśmy. Po spotkaniu trener podszedł i mówi: "Grosik, sorry". Ale ja się nie obrażam. Odpowiedziałem: "Trenerze, ja czytam grę. Widziałem, jaka była sytuacja". Z Chile dostałem minuty i je wykorzystałem.
Jestem takim zawodnikiem, któremu nie trzeba mówić, czy wypadł dobrze czy źle. Wiem, że muszę wykorzystać każdą minutę na boisku. Bywa trudniej, gdy mam tego czasu mniej, bo na mojej pozycji trzeba się trochę rozkręcić, by zrobić zagrożenie.
Mówił pan niedawno, że rozważa pożegnanie z reprezentacją.
Zobaczymy, jak ułoży się obecny turniej. Musiałbym dobrze wypaść w mistrzostwach, żeby to miało sens i żebym dalej walczył o miejsce w kadrze.
Natomiast na skrzydłach są następcy. Michał Skóraś i Jakub Kamiński to będą pomocnicy na najbliższe lata. Kamiński przypomina mi Kubę Błaszczykowskiego. Gra odpowiedzialnie, inteligentnie, dba o defensywę i dokłada gaz z przodu. W Skórasiu widzę trochę siebie - ma dynamikę, szybkie zwroty, to podobny profil do mnie. Poznałem Michała, to fajny, wesoły i pracowity chłopak. Ja ich buduję, staram się pomóc podpowiedziami czy rozmową po meczu.
Powoli starszyzna ustępuje miejsca.
Ale jeszcze walczymy. Kamil Glik występuje za granicą, poza tym jest obrońcą, więc jeszcze trochę przed nim. Jeden mundial zagra na pewno Robert. On jest po prostu niesamowity.
Dużo rozmawiamy z "Lewym". Mówił mi ostatnio: "Znowu mamy skrzydłowych, a dwa miesiące temu tego nie było". Robert jest bardzo zadowolony ze Skórasia i Kamińskiego. Jest jeszcze Przemek Frankowski, Nikola Zalewski, no i ja. "Lewy" wie, że grał najlepsze mecze w kadrze, gdy skrzydła dobrze chodziły.
Transfer do Barcelony służy Lewandowskiemu?
Zmienił się - złapał większy luz. Robert wygrał wszystko, a jest dokładnie taki, jak go poznałem. Mało jest takich takich przypadków. Wiadomo - w jego karierze brakuje Złotej Piłki i sukcesu z reprezentacją. Może to ten czas? Na pewno życzę mu Złotej Piłki, zasłużył na nią.
Minął już okres, gdy nie mógł pan patrzeć na reprezentację.
W 60. minucie meczu ze Słowacją (1:2) na Euro 2020 wyłączyłem telewizor i wyniki kadry sprawdzałem już tylko w Internecie.
To był okres za kadencji Paulo Sousy.
Wtedy byłem pewniejszy wyjazdu na mistrzostwa Europy 2020 niż teraz na mundial. Sousa zabrał mnie na pierwsze zgrupowanie, "pompował". A później dowiedziałem się z internetu, że zostaję w domu. Umieścił mnie na liście rezerwowych, czym jeszcze bardziej mnie wkurzył. Arek Milik doznał kontuzji na zgrupowaniu i chłopaki zaczęli pisać do mnie sms-y: "Grosik, szykuj się, na sto procent jedziesz na turniej". A Sousa nikogo nie powołał, bo mówił, że zrobił świetną atmosferę.
Wtedy nie grał pan w Anglii, w West Bromie.
Dlatego nie dałem trenerowi argumentów. Oglądając mecz ze Słowacją, zacząłem mieć do siebie pretensje. Zastanawiałem się, co ja zrobiłem, dlaczego zostałem w West Bromie, przecież powinienem być w kadrze z chłopakami na boisku. Nie mogłem się pogodzić, że nie ma mnie na turnieju.
Dlatego latem podjąłem męską decyzję. Nie czekam na oferty z Turcji czy innych krajów. Byłem z rodziną nad morzem w Polsce, pewnego dnia obudziłem się i stwierdziłem – wracam. Zadzwoniłem do prezesa Dariusza Adamczuka, zaprosiłem na kawę. Powiedziałem, że chciałbym wrócić do Szczecina. Dałem szansę sobie i Pogoni. No i odżyłem. Musiałem podjąć trudne decyzje, żeby znowu znaleźć się w kadrze.
Trudno żyło się bez reprezentacji? Wrócił pan do kadry po prawie roku.
Zawsze ktoś przypominał mi o kadrze. Mnóstwo ludzi mnie zaczepiało, ludzie życzyli mi głównie jednego: dalszej gry w reprezentacji.
To teraz czego panu życzyć: setki? Stu meczów w reprezentacji?
Jest na to szansa, obecnie mam 87 występów w reprezentacji. To byłaby piękna liczba i podsumowanie lat spędzonych w reprezentacji. Jeżeli będę pomagał, to chętnie dalej powalczę o swoje miejsce w reprezentacji. Czuję pozytywne emocje. Że możemy namieszać w tym turnieju.
Rozmawiał w Katarze Mateusz Skwierawski
Bangladesz kocha Leo Messiego. Tylko nie wie, dlaczego
Katar zaczyna mundial. Wielka impreza pośrodku niczego