Z Kataru Mateusz Skwierawski
Gdy piłka zatańczyła Robertowi Lewandowskiemu na nodze i za chwilę doleciała na środek pola karnego, kobieta z jasnymi falującymi włosami i krępy mężczyzna z siwizną błyskawicznie poderwali się z krzesełek. Za chwilę niewielka grupka polskich kibiców wpadła w szał, a z ławki rezerwowych wyskoczyli zawodnicy.
W górze podskakiwały ręce. Dłonie blondynki od razu rzuciły się w oczy ze względu na charakterystyczny znak. Przed turniejem kazała sobie namalować numer na biało-czerwonym kolorze paznokci. "Dwudziestkę" miał widzieć każdy, bo ma ją na koszulce najmłodszy syn.
Jego nazwisko wykrzyczeli wszyscy kibice w Polsce wrzeszczący w swoich domach. Gdy gwar ucichł na stadionie szęść tysięcy kilometrów dalej, spiker odczytał strzelca gola. Do bramki Arabii Saudyjskiej trafił Piotr Zieliński, Polska prowadziła 1:0.
Sił nam przybyło
- Co czuliśmy? - rodzice piłkarza spojrzeli na siebie i w tym samym momencie szeroko się uśmiechnęli. Oczy zaczęły błyszczeć, na chwilę zamilkli. Znowu zobaczyli ten obrazek: chłopaka kopiącego piłkę mocno pod poprzeczkę. Siedzieli już w innym miejscu, w restauracji przy Souq Waqif w Doha pijąc kawę i sok, ale myślami znaleźli się ponownie w Al Riyadh na Education Stadium.
Bogusław: - Zrobiliśmy się jakby młodsi, zaczęliśmy skakać. Przytulać się - ojciec piłkarza wspomina pierwsze reakcje po golu.
Beata: Siły nam przybyło! A już trochę lat mamy.
Bogusław: Ogólnie nie ma znaczenie, kto strzela. Ważne żeby kadra wygrywała. No ale... byliśmy bardzo szczęśliwi - twarz ojca zawodnika zdradza, że dalej siedzą w nich silne emocje.
20 lat pomocy
Beata i Bogusław Zielińscy rzadko kiedy wyjeżdżają z rodzinnego miasta. Od dwudziestu lat opiekują się dziećmi po przejściach. To młodzież ze schorzeniami, a także z różnych środowisk - często patologicznych. Początkowo Zielińscy przyjmowali dzieci w ramach pogotowia rodzinnego we własnym domu do momentu wyjaśnienia przez sąd ich sytuacji prawnej.
Od 2015 roku Beata i Bogusław prowadzą dwa domy dziecka - w Targowicach i Ząbkowicach Śląskich, które z własnych pieniędzy sfinansował Piotr Zieliński. Rodzice zawodnika SSC Napoli opiekują się grupą kilkunastu dzieci od trzech lat wzwyż. Pomagają w lekcjach, gotują. Zabierają do dentysty, wyprawiają urodziny, jedną dziewczynkę ochrzcili. To praca na dwa etaty. Przez te wszystkie lata przeszło przez ich ręce kilkadziesiąt dzieci.
Robi to od dziecka
W domu Zielińskich na pierwszym miejscu od zawsze są: pomoc innym i gra w piłkę. Beata i Bogusław mają trzech synów. Tomek grał w Miedzi Legnica w starej drugiej lidze. Paweł to piłkarz Widzewa. Piotr jest dziś gwiazdą Seria A.
- Z Piotrka też ciśnienie spada po golach, bo wiadomo, ile nosi na plecach - Bogusław Zieliński wraca jeszcze do 64. minuty meczu z Arabią. - Oczekiwania wobec niego są duże - dopowiada Beata.
- Ale już lepiej je znosi - kontynuuje mama zawodnika. Tata ma inne spojrzenie. - Czy ja wiem? Piotrek zawsze był mocny. Do Włoch wyjechał sam mając 17 lat i dał radę - przypomina Bogusław. Beta stoi przy swoim. - Boguś, on czuje oczekiwania, czuje - przekonuje.
Zawodnik ma już 76 meczów w kadrze, od lat jest jednym z najważniejszych graczy reprezentacji. Ma wszystko: technikę, drybling, uderzenie dwoma nogami i wizję gry na poziomie najlepszych. To od niego wymaga się najwięcej po Robercie Lewandowskim. "Zielek" jednak często pozostawia niedosyt. Kibice i eksperci chcą, by w każdym meczu decydował o wyniku.
Beata: Zawsze mówisz mu, żeby uderzał - mama zawodnika patrzy na męża.
Bogusław: Ja go oceniam po liczbie oddanych strzałów na bramkę, a tego mu brakuje. Powtarzam: korzystaj z tego, bo to jest marnotrawstwo.
Beata: A liczby dużo zmieniają.
Bogusław: Teraz mówią o Piotrku, że lepiej gra, bo częściej strzela gole. To nie jest tak, że on się wcześniej chował - tłumaczy ojciec zawodnika.
Beata: To się bierze z tego, że zawsze myślał o innych. Zasady z życia przenosi na boisko - twierdzi mama piłkarza.
Bogusław: Od dziecka to ma. Pamiętam: mijał trzech, był sam na sam z bramkarzem, ale szukał kolegi, żeby ten trafił do "pustaka". Piotrek nigdy nie był samolubem.
To jego oryginalność
Beata: On cały czas dużo pomaga - mówi mama. - Jak zaczął chodzić do szkoły, to mieliśmy w domu obce dzieci. Braliśmy je do siebie na święta. Piotrek prosił później, żeby ich nie odwozić, żeby z nami zostały - opowiada.
- Nie zmienił się - kontynuuje Bogusław Zieliński. - Jest zwykłym, prostym chłopakiem z małej miejscowości, to jego oryginalność - opisuje syna. - Przyjeżdża do Ząbkowic Śląskich, idzie na stadion pobiegać, pogra ze mną w tenisa. Z każdym zrobi sobie zdjęcie. Ja tylko daję znajomym "cynk". Mówię: "O tej godzinie będzie na stadionie, ale ode mnie tego nie wiecie" - puszcza oko Bogusław.
Beata: Piotrek tylko się uśmiecha. - "Co mi znowu zorganizowaliście?" - pyta nas.
- Od małego był wrażliwy. To może w sporcie nie pomaga, ale zawsze chcieliśmy, żeby najpierw pokazywał ludzką twarz - dopowiada Bogusław.
Nie ma go w szkole
- Dostał dar od Boga - Bogusław Zieliński mówi o umiejętnościach syna. - Ostro trenował, nie odpuszczaliśmy mu, ale zawsze miał szybkie nóżki i technikę - opowiada.
- Za żonglowanie słabszą nogą mu płaciliśmy - śmieje się mama. - Najpierw drobne, później więcej, ale gdy doszedł do stu złotych, to przestaliśmy - wspomina Beata. - Podobali mu się lewonożni zawodnicy i zawziął się na lewą nogę - wtrąca Bogusław.
- Ale czy mogło być inaczej? - kobieta zaczepia męża.
Bogusław już wie, o co żonie chodzi. - U nas się gra nawet w wigilię, w sylwestra - kontynuuje. - Jest pasterka, jest i piłka. Chodzimy na orlika przed rozpoczęciem świątecznej kolacji - mówi Bogusław. - Nieraz choinki się zapomni ubrać, ale mecz musi być rozegrany - Beata potwierdza i wcale nie ma pretensji. Wręcz przeciwnie - wyrzuty pojawiłyby się, gdyby było inaczej.
- A w szkole to co robił? - mama piłkarza szturcha męża.
- Jak Piotrek poszedł do pierwszej podstawówki, to zapomniał o lekcjach - mężczyzna przypomina rodzinną historię.
- Dyrektor był naszym sąsiadem. Przyszedł i mówi: "Słuchajcie, nie ma Piotrka w szkole". A my: Jak to?! Przecież go zaprowadziliśmy! - zaczęliśmy się z Beatką zastanawiać. Okazało się, że Piotrek był w szkole, tylko na boisku. Zapomniał o lekcjach - mówi Bogusław.
Mówiliśmy: nie czytaj
Ostatni rok wydaje się być przełomowy dla piłkarza o niesamowitym potencjale. Zieliński wygląda, jakby dojrzał do roli lidera drużyny. W Napoli napędzą zespół, który jest rewelacją tego sezonu Serie A (są na pierwszym miejscu). Z drużyną świetnie prezentują się także w Lidze Mistrzów.
W reprezentacji Zieliński od dawna wiele znaczy, ale długo mu czegoś brakowało. Może zdecydowania, odwagi, a może taktyka zabijała jego największe atuty. Ostatnio jednak w ważnych momentach to piłkarz z dwudziestką na plecach wychodzi przed szereg.
Tak było w meczu ze Szwecją (2:0) w barażach o mundial (gol na 2:0) czy w spotkaniu z Arabią Saudyjską. Zieliński z piłką przy nodze zawsze czuł się jak we własnym domu - w dresach i kapciach. Ale teraz cieszy się rolą gospodarza: oprowadza, puści muzykę, pożartuje.
- Piotrek czuje się liderem - rodzice mówią zgodnie. Ale ojciec piłkarza nie widzi wielkich zmian w zachowaniu syna w stosunku do ostatnich lat.
- Wdać stały postęp u Piotrka, z roku na rok - mówi. - Ustabilizował formę, ale czy coś się zmieniło? Myślę, że nie - twierdzi. - To nie jest jego sufit choć i tak nie jest źle - analizuje.
Mama piłkarza wraca do tematu presji. - Odradzaliśmy, żeby o sobie czytał, ale na pewno to robił - przypomina. - Wystarczy, że my jesteśmy wobec niego krytyczni, nie musi przeglądać prasy - śmieje się Bogusław. - Teraz już tak nie wydzwaniamy. Piotrek ma rodzinę i pierwszymi emocjami dzieli się z żoną - opowiada ojciec zawodnika Napoli.
A Beata Zielińska śmieje się z często powtarzanej kwestii. Okazuje się, że nisko opuszczone getry zawodnika nie są wcale efektem przemiany mentalnej. - Z niczego się to nie wzięło. Cisnęły go. Zawsze je sobie naciągał za kolana, to żeśmy się śmiali, że zawija jak "baba" pończochy - puszcza oko kobieta.
"Może grać w każdej drużynie"
Rodzice wiedzą, na co stać ich syna, ale styl gry reprezentacji nie ma dla nich znaczenia. - Piotrka szkoda, ale najważniejsze są punkty i awans - mówi Beata. - Dla kibiców najważniejszy jest wynik - zgadza się ojciec zawodnika.
Bogusław wyciąga telefon, pokazuje zdjęcie na gorąco po meczu. - Wysłałem je wszystkim znajomym - mówi dumnie. - Mocno się wyściskaliśmy. Pierwszy gol na mistrzostwach świata syna, ale łez nie było. Wyrośliśmy z tego. Trochę ładnych i ważnych goli Piotrek strzelił - komentuje Beata.
Na pytanie o skalę umiejętności syna i fakt, że być może drugiego takiego w polskiej piłce nie ma, rodzice tylko kiwają głowami.
- Zdajemy sobie z tego sprawę - mówią zgodnie. Mama szeroko się uśmiecha. - I jest to super uczucie - mówi radośnie. - Zawsze powtarzałem: on może zagrać w każdej drużynie i w każdej reprezentacji. Do każdej coś by wniósł - kończy Bogusław Zieliński.
Mecz Polska - Argentyna w środę 30 listopada o godzinie 20.00.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Jak gra Argentyna? Da się ich zatrzymać
Konkretny głos z reprezentacji. Tak chce grać kadra
ZOBACZ WIDEO: To on może sprawić Polakom najwięcej problemów. I nie jest to Leo Messi