Dzięki niemu rodzice stali się młodsi. "Dostał dar od Boga"
- Łez nie było. Wyrośliśmy z tego. Trochę ładnych i ważnych goli syn strzelił. Ale ciśnienie z niego zeszło - mówią rodzice Piotra Zielińskiego.
Gdy piłka zatańczyła Robertowi Lewandowskiemu na nodze i za chwilę doleciała na środek pola karnego, kobieta z jasnymi falującymi włosami i krępy mężczyzna z siwizną błyskawicznie poderwali się z krzesełek. Za chwilę niewielka grupka polskich kibiców wpadła w szał, a z ławki rezerwowych wyskoczyli zawodnicy.
W górze podskakiwały ręce. Dłonie blondynki od razu rzuciły się w oczy ze względu na charakterystyczny znak. Przed turniejem kazała sobie namalować numer na biało-czerwonym kolorze paznokci. "Dwudziestkę" miał widzieć każdy, bo ma ją na koszulce najmłodszy syn.
Jego nazwisko wykrzyczeli wszyscy kibice w Polsce wrzeszczący w swoich domach. Gdy gwar ucichł na stadionie szęść tysięcy kilometrów dalej, spiker odczytał strzelca gola. Do bramki Arabii Saudyjskiej trafił Piotr Zieliński, Polska prowadziła 1:0.
Sił nam przybyło
- Co czuliśmy? - rodzice piłkarza spojrzeli na siebie i w tym samym momencie szeroko się uśmiechnęli. Oczy zaczęły błyszczeć, na chwilę zamilkli. Znowu zobaczyli ten obrazek: chłopaka kopiącego piłkę mocno pod poprzeczkę. Siedzieli już w innym miejscu, w restauracji przy Souq Waqif w Doha pijąc kawę i sok, ale myślami znaleźli się ponownie w Al Riyadh na Education Stadium.
Bogusław: - Zrobiliśmy się jakby młodsi, zaczęliśmy skakać. Przytulać się - ojciec piłkarza wspomina pierwsze reakcje po golu. Beata: Siły nam przybyło! A już trochę lat mamy. Bogusław: Ogólnie nie ma znaczenie, kto strzela. Ważne żeby kadra wygrywała. No ale... byliśmy bardzo szczęśliwi - twarz ojca zawodnika zdradza, że dalej siedzą w nich silne emocje.Beata i Bogusław Zielińscy rzadko kiedy wyjeżdżają z rodzinnego miasta. Od dwudziestu lat opiekują się dziećmi po przejściach. To młodzież ze schorzeniami, a także z różnych środowisk - często patologicznych. Początkowo Zielińscy przyjmowali dzieci w ramach pogotowia rodzinnego we własnym domu do momentu wyjaśnienia przez sąd ich sytuacji prawnej.
Od 2015 roku Beata i Bogusław prowadzą dwa domy dziecka - w Targowicach i Ząbkowicach Śląskich, które z własnych pieniędzy sfinansował Piotr Zieliński. Rodzice zawodnika SSC Napoli opiekują się grupą kilkunastu dzieci od trzech lat wzwyż. Pomagają w lekcjach, gotują. Zabierają do dentysty, wyprawiają urodziny, jedną dziewczynkę ochrzcili. To praca na dwa etaty. Przez te wszystkie lata przeszło przez ich ręce kilkadziesiąt dzieci.W domu Zielińskich na pierwszym miejscu od zawsze są: pomoc innym i gra w piłkę. Beata i Bogusław mają trzech synów. Tomek grał w Miedzi Legnica w starej drugiej lidze. Paweł to piłkarz Widzewa. Piotr jest dziś gwiazdą Seria A.
- Z Piotrka też ciśnienie spada po golach, bo wiadomo, ile nosi na plecach - Bogusław Zieliński wraca jeszcze do 64. minuty meczu z Arabią. - Oczekiwania wobec niego są duże - dopowiada Beata.
- Ale już lepiej je znosi - kontynuuje mama zawodnika. Tata ma inne spojrzenie. - Czy ja wiem? Piotrek zawsze był mocny. Do Włoch wyjechał sam mając 17 lat i dał radę - przypomina Bogusław. Beta stoi przy swoim. - Boguś, on czuje oczekiwania, czuje - przekonuje.
Zawodnik ma już 76 meczów w kadrze, od lat jest jednym z najważniejszych graczy reprezentacji. Ma wszystko: technikę, drybling, uderzenie dwoma nogami i wizję gry na poziomie najlepszych. To od niego wymaga się najwięcej po Robercie Lewandowskim. "Zielek" jednak często pozostawia niedosyt. Kibice i eksperci chcą, by w każdym meczu decydował o wyniku.
Beata: Zawsze mówisz mu, żeby uderzał - mama zawodnika patrzy na męża.
Bogusław: Ja go oceniam po liczbie oddanych strzałów na bramkę, a tego mu brakuje. Powtarzam: korzystaj z tego, bo to jest marnotrawstwo.
Beata: A liczby dużo zmieniają.
Bogusław: Teraz mówią o Piotrku, że lepiej gra, bo częściej strzela gole. To nie jest tak, że on się wcześniej chował - tłumaczy ojciec zawodnika.
Beata: To się bierze z tego, że zawsze myślał o innych. Zasady z życia przenosi na boisko - twierdzi mama piłkarza.
Bogusław: Od dziecka to ma. Pamiętam: mijał trzech, był sam na sam z bramkarzem, ale szukał kolegi, żeby ten trafił do "pustaka". Piotrek nigdy nie był samolubem.
To jego oryginalność
Beata: On cały czas dużo pomaga - mówi mama. - Jak zaczął chodzić do szkoły, to mieliśmy w domu obce dzieci. Braliśmy je do siebie na święta. Piotrek prosił później, żeby ich nie odwozić, żeby z nami zostały - opowiada.
- Nie zmienił się - kontynuuje Bogusław Zieliński. - Jest zwykłym, prostym chłopakiem z małej miejscowości, to jego oryginalność - opisuje syna. - Przyjeżdża do Ząbkowic Śląskich, idzie na stadion pobiegać, pogra ze mną w tenisa. Z każdym zrobi sobie zdjęcie. Ja tylko daję znajomym "cynk". Mówię: "O tej godzinie będzie na stadionie, ale ode mnie tego nie wiecie" - puszcza oko Bogusław.
Beata: Piotrek tylko się uśmiecha. - "Co mi znowu zorganizowaliście?" - pyta nas.
- Dostał dar od Boga - Bogusław Zieliński mówi o umiejętnościach syna. - Ostro trenował, nie odpuszczaliśmy mu, ale zawsze miał szybkie nóżki i technikę - opowiada.
- Za żonglowanie słabszą nogą mu płaciliśmy - śmieje się mama. - Najpierw drobne, później więcej, ale gdy doszedł do stu złotych, to przestaliśmy - wspomina Beata. - Podobali mu się lewonożni zawodnicy i zawziął się na lewą nogę - wtrąca Bogusław.
- Ale czy mogło być inaczej? - kobieta zaczepia męża.
Bogusław już wie, o co żonie chodzi. - U nas się gra nawet w wigilię, w sylwestra - kontynuuje. - Jest pasterka, jest i piłka. Chodzimy na orlika przed rozpoczęciem świątecznej kolacji - mówi Bogusław. - Nieraz choinki się zapomni ubrać, ale mecz musi być rozegrany - Beata potwierdza i wcale nie ma pretensji. Wręcz przeciwnie - wyrzuty pojawiłyby się, gdyby było inaczej.
- A w szkole to co robił? - mama piłkarza szturcha męża.
- Jak Piotrek poszedł do pierwszej podstawówki, to zapomniał o lekcjach - mężczyzna przypomina rodzinną historię.
- Dyrektor był naszym sąsiadem. Przyszedł i mówi: "Słuchajcie, nie ma Piotrka w szkole". A my: Jak to?! Przecież go zaprowadziliśmy! - zaczęliśmy się z Beatką zastanawiać. Okazało się, że Piotrek był w szkole, tylko na boisku. Zapomniał o lekcjach - mówi Bogusław.Ostatni rok wydaje się być przełomowy dla piłkarza o niesamowitym potencjale. Zieliński wygląda, jakby dojrzał do roli lidera drużyny. W Napoli napędzą zespół, który jest rewelacją tego sezonu Serie A (są na pierwszym miejscu). Z drużyną świetnie prezentują się także w Lidze Mistrzów.
W reprezentacji Zieliński od dawna wiele znaczy, ale długo mu czegoś brakowało. Może zdecydowania, odwagi, a może taktyka zabijała jego największe atuty. Ostatnio jednak w ważnych momentach to piłkarz z dwudziestką na plecach wychodzi przed szereg.
Tak było w meczu ze Szwecją (2:0) w barażach o mundial (gol na 2:0) czy w spotkaniu z Arabią Saudyjską. Zieliński z piłką przy nodze zawsze czuł się jak we własnym domu - w dresach i kapciach. Ale teraz cieszy się rolą gospodarza: oprowadza, puści muzykę, pożartuje.
- Piotrek czuje się liderem - rodzice mówią zgodnie. Ale ojciec piłkarza nie widzi wielkich zmian w zachowaniu syna w stosunku do ostatnich lat.
- Wdać stały postęp u Piotrka, z roku na rok - mówi. - Ustabilizował formę, ale czy coś się zmieniło? Myślę, że nie - twierdzi. - To nie jest jego sufit choć i tak nie jest źle - analizuje.
Mama piłkarza wraca do tematu presji. - Odradzaliśmy, żeby o sobie czytał, ale na pewno to robił - przypomina. - Wystarczy, że my jesteśmy wobec niego krytyczni, nie musi przeglądać prasy - śmieje się Bogusław. - Teraz już tak nie wydzwaniamy. Piotrek ma rodzinę i pierwszymi emocjami dzieli się z żoną - opowiada ojciec zawodnika Napoli.
A Beata Zielińska śmieje się z często powtarzanej kwestii. Okazuje się, że nisko opuszczone getry zawodnika nie są wcale efektem przemiany mentalnej. - Z niczego się to nie wzięło. Cisnęły go. Zawsze je sobie naciągał za kolana, to żeśmy się śmiali, że zawija jak "baba" pończochy - puszcza oko kobieta.Rodzice wiedzą, na co stać ich syna, ale styl gry reprezentacji nie ma dla nich znaczenia. - Piotrka szkoda, ale najważniejsze są punkty i awans - mówi Beata. - Dla kibiców najważniejszy jest wynik - zgadza się ojciec zawodnika.
Bogusław wyciąga telefon, pokazuje zdjęcie na gorąco po meczu. - Wysłałem je wszystkim znajomym - mówi dumnie. - Mocno się wyściskaliśmy. Pierwszy gol na mistrzostwach świata syna, ale łez nie było. Wyrośliśmy z tego. Trochę ładnych i ważnych goli Piotrek strzelił - komentuje Beata.- Zdajemy sobie z tego sprawę - mówią zgodnie. Mama szeroko się uśmiecha. - I jest to super uczucie - mówi radośnie. - Zawsze powtarzałem: on może zagrać w każdej drużynie i w każdej reprezentacji. Do każdej coś by wniósł - kończy Bogusław Zieliński.
Mecz Polska - Argentyna w środę 30 listopada o godzinie 20.00.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Jak gra Argentyna? Da się ich zatrzymać
Konkretny głos z reprezentacji. Tak chce grać kadra
Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)