Lwy w końcu bez kagańców. Anglicy z uwolnionym potencjałem

Getty Images / Liu Lu/VCG  / Na zdjęciu: Jude Bellingham (z lewej) i Jordan Henderson
Getty Images / Liu Lu/VCG / Na zdjęciu: Jude Bellingham (z lewej) i Jordan Henderson

W gronie faworytów wymienia się ich przy okazji każdego turnieju. Do Kataru polecieli jednak po spadku z najwyższej dywizji Ligi Narodów, ale okazało się, że zdjęcie z nich presji okazało się zbawienne. Anglia ponownie celuje w medal mundialu.

Szybka prasówka angielskich gazet w przededniu turnieju pokazała, że w Londynie, Manchesterze czy Birmingham doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że drużyna Garetha Southgate'a nie jest tak mocna jak chociażby podczas Euro 2020, kiedy udało się jej dojść do finału.

Presja mniejsza niż zwykle

Spory wpływ na to miały oczywiście wyniki, a właściwie ich brak w Lidze Narodów, ale także sama osoba selekcjonera, który wylatywał do Kataru z poczuciem, że to może być jego ostatnia wielka impreza. Patrząc na to wszystko z boku, można było się dziwić, ponieważ mowa o trenerze, pod którego wodzą Anglicy na dwóch kolejnych turniejach meldowali się minimum w półfinałach.

W Katarze dołożono do tego przynajmniej kolejny ćwierćfinał, jednak nie tylko wynik jest w całej tej układance zadowalający. Anglicy imponują także stylem, momentami bawiąc się na boisku, co przed ćwierćfinałowym starciem z Francuzami wcale nie stawia ich w roli outsidera.

ZOBACZ WIDEO: "To będzie się za nim ciągnąć". Dyskusja o przyszłości Michniewicza

To, co jest również znamienne, to decyzje personalne samego selekcjonera, który po miesiącach trzymania swoich piłkarzy na uwięzi, w końcu spuścił ich ze smyczy, uwalniając tak długo skrywany ofensywny potencjał.

Ściągnięty kaganiec

Tłamszenie przez Southgate'a kreatywnej strony Trzech Lwów było zresztą głównym zarzutem pod jego adresem w miesiącach przed mundialem. Anglia grała bowiem zachowawczo, całkowicie nie wykorzystując faktu posiadania zawodników, którym zdecydowanie bliżej do atakowania, niż zadowolenia się odrysowanym od linijki minimalizmem.

Ten kaganiec został zdjęty i już podczas meczu z Iranem, którym Anglicy zainaugurowali zmagania w grupie, było widać, że piłkarze tylko na to czekali. Ich głód został zamieniony na sześć goli, a co ważne podkreślenia - w całym dotyczasowym turnieju, bramki dla Wyspiarzy strzelało aż ośmiu zawodników.
W tym miejscu można by się właściwie zatrzymać, bo skoro selekcjoner znalazł swój złoty środek, a całość funkcjonowała jak należy, to dalsze majstrowanie i ulepszanie mogło przynieść skutek wręcz odwrotny. Cóż, nie w tym przypadku.

Southgate po spotkaniu z Iranem wciąż miał spore rezerwy, szczególnie jeśli spojrzało się na ławkę rezerwowych, gdzie można było znaleźć takich graczy jak Marcus Rashford, Phil Foden czy Jack Grealish. Pierwszy, choć ma za sobą znakomity mecz z Walią i trzy bramki na koncie, musi się godzić z rolą jokera, natomiast drugi po dwóch spotkaniach, które zaczynał poza składem, w dwóch kolejnych był już zawodnikiem pierwszego wyboru.

Wytrych

Bogactwo Anglików w ofensywie jest ogromne, dlatego kilku zawodników musiało czekać na swoje szanse, a inni musieli przełknąć gorzką pigułkę w postaci utraty miejsca w składzie. Selekcjoner bowiem cały czas szukał i wydaje się - choć może to teza zbyt odważna - że w trakcie starcia z Senegalem w 1/8 finału trafił w samo sedno.

Kluczem do wszystkiego okazała się linia pomocy, gdzie do pewniaków w postaci Declana Rice'a i znakomitego na tym turnieju Jude'a Bellinghama, już w trakcie dołączył Jordan Henderson. Zanim jednak o doświadczonym pomocniku Liverpoolu, kilka słów warto poświęcić jego dużo młodszemu koledze... kto wie, być może niedługo nawet koledze z jednej klubowej szatni.

Jude Bellingham
Jude Bellingham

Gdyby bowiem dziś wymienić nazwiska piłkarzy, o których już niedługo będą się bić największe kluby na świecie, to Bellingham zdecydowanie znajduje się na szczycie takiej listy. 19-latek stał się najmłodszym angielskim strzelcem na mundialu od czasu Michaela Owena z 1998 roku i najmłodszym „asystentem” przy trafieniu kolegi w całej historii, mając zaledwie 19 lat i 158 dni.

Podczas pierwszego meczu tej dwójce partnerował operujący nieco wyżej Mason Mount, jednak to właśnie jego zmiana na wspomnianego Jordana Hendersona otworzyła przed Anglią nowe możliwości, a co ważniejsze dodał drużynie pierwiastek lidera. 32-latek jest bowiem na boisku przedłużeniem głosu trenera, dyscyplinuje, pozwala utrzymywać odpowiedni rytm, a kiedy trzeba - tak jak w starciu z Senegalem - sam bierze sprawy we własne ręce i wyręcza w zdobywaniu goli swoich bardziej ofensywnie usposobionych kolegów.

Oh, Harry…

A skoro już przy golach jesteśmy, to w odróżnieniu od poprzedniego mundialu, gdzie Anglia doszła aż do półfinału, ciężar ich zdobywania rozkłada się inaczej. W Rosji prym w tym elemencie wiódł oczywiście Harry Kane, który finalnie został królem strzelców imprezy. Na tegorocznym turnieju snajper Tottenhamu także był jednym z faworytów do zdobycia Złotego Buta, jednak jego rola nieco ewoluowała.

Tak jak w klubie, Kane bardziej pracuje dla zespołu. Widzi więcej, częściej podaje i nawet jeśli to nie on finalnie dokłada nogę, to można w ciemno zakładać, że bramkowa akcja Anglików przeszła pod jego stopą - na tym, czy innym etapie.

Pomyliłby się jednak ten, kto widziałbym w ekipie Wyspiarzy tylko jednego klasowego piłkarza o imieniu Harry. Tym drugim jest rzecz jasna Maguire, który rozgrywał przecież najgorszy sezon w życiu, tracąc miejsce w składzie Manchesteru United. Kolejne błędy i skazujący wyrok wydany przez opinię publiczną nakazywały zakładać, że Maguire może nawet nie pojechać na mundial. Gareth Southgate nie porzucił jednak w boju swojego wiernego żołnierza, nie tylko wysyłając mu zaproszenie na pokład samolotu do Kataru, ale także czyniąc z niego lidera formacji defensywnej.

I co? I jak się okazało Maguire z klubu, a Maguire z reprezentacji to dwaj zupełnie inni piłkarze i najlepszy dowód na to jak wiele może zdziałać zaufanie, którym stoper Anglików jest budowany od pierwszego grupowego starcia z Iranem.

Wszystkie zabrane przez Southgate’a puzzle zostały przez niego ułożone w Katarze w jedną całość. W grze reprezentacji Anglii nie widać przypadków, nerwów czy braku pomysłu. Pytanie, czy to wystarczy na coś więcej niż ćwierćfinał? Przekonamy się już podczas spotkania z Francją, która wyrasta na największy jak do tej pory hit mundialu.

Mecz 1/4 finału mundialu Anglia - Francja w sobotę o godz. 20. Transmisja w TVP 1 i TVP Sport oraz na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa w WP SportoweFakty.

Grzegorz Garbacik

Komentarze (0)