Raul Lozano: Wygranie mundialu byłoby dla Argentyńczyków jak łyk świeżego powietrza

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Raul Lozano
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Raul Lozano

- Cieszę się, że polscy arbitrzy poprowadzą finał mistrzostw świata. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że Marciniak i jego zespół będą sędziować fachowo i uczciwie - mówi Raul Lozano, argentyńska ikona polskiej siatkówki.

[b]

Grzegorz Wojnarowski: Za pańskiego życia to już piąty finał piłkarskich mistrzostw świata z udziałem Argentyny. Pamięta pan pierwszy?[/b]

Raul Lozano, były selekcjoner siatkarskiej reprezentacji Polski (2005-2008), trener japońskiego klubu JT Thunders: Oczywiście, bo w 1978 roku, kiedy Argentyna pokonała w finale Holandię, byłem na Estadio Monumental w Buenos Aires. Na stadionie, później na ulicach, panowała barbarzyńska euforia. Ja miałem wtedy ambiwalentne odczucia. W czasie meczu dopingowałem naszych, krzyczałem z radości po golach, ogromnie się cieszyłem ze zwycięstwa. Jednak kiedy spotkanie się skończyło, do głosu doszły inne emocje. Argentyną rządziła wtedy wojskowa junta generała Jorge Videli, który objął władzę dwa lata wcześniej w wyniku zamachu stanu. Miałem przyjaciół, których zatrzymano niezgodnie z prawej, a potem ślad po nich ginął. Takie osoby zabierano do tajnych obozów koncentracyjnych. W żaden sposób nieoznakowanych, nieumundurowanych strażników. 70 procent z nielegalnie aresztowanych zostało zamordowanych. Żyliśmy wtedy w ponurym kraju, dlatego mimo ogromnego sukcesu naszych piłkarzy obok radości był we mnie również smutek.

Osiem lat później, gdy Argentyna wygrała mundial po raz drugi, była już tylko radość?

Wtedy było inaczej, bo rządy wojskowych zdążyły się skończyć. Junta upadła przez wojnę z Anglią o Malwiny, wyspy oddalone o 480 kilometrów od argentyńskiego wybrzeża. Zginęło w niej 650 argentyńskich żołnierzy, 321 na krążowniku "Generał Belgrano", zatopionym przez angielski okręt podwodny. Większość z nich to byli rekruci, 19-letni chłopcy, którzy odbywali służbę wojskową. Wojna skończyła się po wygranej przez Anglików bitwie o Puerto Argentino, stolicę wysp. I to był również koniec dyktatury. Wkrótce potem, w 1983 roku, wojskowi przegrali wybory i nigdy nie odzyskali władzy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 10 lat temu była królową Euro! Przypomniała się kibicom

To właśnie przez wojnę o Malwiny mecze z Anglią są tak ważne dla Argentyny?

Mamy do Anglików zbliżone uczucia, jak Polacy do Rosjan. Podobna awersja, podobna wrogość. A więc tak, to są dla nas szczególnie istotne spotkania.

W drodze po mistrzostwo świata w 1986 roku pokonaliście Anglię w ćwierćfinale. Świat piłki do dziś dobrze pamięta ten mecz.

Diego Maradona pierwszego gola strzelił "ręką Boga", a druga bramka była najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek widziałem na mundialu. Tamte mistrzostwa były dla nas szczególne. Pierwsze po odzyskaniu wolności. To tak, jakby wasza drużyna szła po tytuł niedługo po wyzwoleniu się od Związku Radzieckiego. Nasza młoda demokracja przyjęła sukces piłkarzy z wielkim entuzjazmem. Ludzie świętowali wszędzie. Drużynę z 1986 roku wspomina się do dziś. Jej piłkarze cieszą się ogromnym szacunkiem, są autorytetami. U was traktuje się w taki sposób członków zespołu Huberta Jerzego Wagnera. Tak właśnie się dzieje z drużynami, które odciskają swoje piętno na światowym sporcie. W Argentynie drugim takim zespołem są koszykarscy mistrzowie olimpijscy z 2004 roku. Przed nimi tylko trzy reprezentacje zdobyły ten tytuł, Stany Zjednoczone, ZSRR i Jugosławia, więc było to coś wielkiego.

Do którego argentyńskiego kościoła pan należy? Maradony czy Messiego?

Nie lubię porównywać zawodników, którzy grali w innych czasach. Czy wy umielibyście ocenić, czy lepszą drużyną była ta, która zdobyła siatkarskie mistrzostwo świata w 1974, czy ta z 2018? Maradona miał kilka niesamowitych lat, wywarł na mnie ogromne wrażenie swoją postawą na mundialach w 1986 i 1990 roku. Był światową gwiazdą, nie było na świecie kraju, w którym mógłby spokojnie chodzić po ulicach. Natomiast nie był na szczycie tak długo, jak Messi. Ten już jako nastolatek zdobywał z Barceloną trofea, a dziś ma 35 lat i wciąż dokłada kolejne. Siedem razy zdobył Złotą Piłkę, cztery razy wygrał Ligę Mistrzów, dziesięć razy ligę hiszpańską. Innymi słowy, jest graczem z innego wymiaru. Który z nich był lepszy? Obaj byli najlepsi w swoich czasach i obaj są według mnie wśród pięciu graczy, którzy poprzez swoją grę naznaczyli całą piłkarską epokę. Poza nimi są to jeszcze Pele, trzykrotny mistrz świata, czego nie dokonał nikt inny, Johan Cruyff i Alfredo Di Stefano.

A Zinedine Zidane?

Świetny piłkarz, ale nie stawiam go na równi z wymienionymi. Tak jak Ronaldinho czy Cristiano Ronaldo. Wspaniali, wielcy, ale jednak nie na tym samym poziomie. A Messi na dodatek zrobił jeszcze coś, czego nie dokonali ani Di Stefano, ani Pele, ani Cruyff, ani Maradona. Wygrał bardzo dużo już po tym, jak uznano go najlepszym na świecie.

W meczach Argentyny w Katarze widzi pan u niego szczególną determinację, żeby zwieńczyć karierę mistrzostwem świata?

Wygląda na bardzo zmotywowanego. Myślę, że wie, że dla niego to ostatni mundial. A kiedy sportowiec zbliża się do końca kariery, jest szczególnie zdeterminowany. Ostatnia wielka impreza w karierze jest dla niego wyjątkowa. Jego determinacja wynika moim zdaniem również z tego, że widzi siłę drużyny Lionela Scaloniego. Zespołu, który przed mundialem nie przegrał 36 kolejnych meczów.

Zespołu na tyle silnego, by w finale pokonać Francję?

Finały zawsze są wyjątkowymi meczami, innymi niż pozostałe spotkania turnieju. Myślę, że pod względem umiejętności indywidualnych Francuzi są lepsi. Jednak Argentyna grała jak dotąd bardzo dobrze, żeby ją pokonać, Francja będzie musiała pokazać świetną piłkę i ustrzec się błędów. Nasz zespół wie, jak wykorzystywać swoje szanse, no i ma Messiego. Mogą go bardzo dokładnie kryć, odcinać od podań, podwajać, ale on zawsze sobie poradzi. W pewnym momencie meczu znajduje sobie miejsce i robi różnicę. Tak było w spotkaniach z Chorwacją, z Holandią, Meksykiem, Polską.

Ważne będzie również to, kto zachował więcej sił i lepiej się zregenerował. W tym aspekcie mam pewne obawy co do argentyńskiego zespołu. Kilku piłkarzy zmaga się z urazami, spora grupa ma w nogach dużo minut. Jeśli chodzi o taktykę, myślę, że Scaloni radził sobie dotychczas bardzo dobrze i w finale również sobie poradzi. W Katarze jego zespół grał w kilku różnych ustawieniach i wszystkie działały. Z kolei Francuzi są bardziej poukładani, mają swój pomysł na grę i w każdym meczu grają w podobny sposób. Mają też świetnych ofensywnych zawodników, z Griezmannem i Mbappe na czele. Myślę jednak, że Argentyna jest w stanie wygrać. Mam nadzieję, że to zrobi, bo mojemu krajowi przydałoby się trochę radości.

W polskim serwisie piłkarskim Weszlo.com pojawił się tekst, w którym argentyńscy fani przybyli do Kataru mówią: "Nie mamy kraju, polityki, pieniędzy, gospodarki. Mamy tylko piłkę". Naprawdę jest tak źle?

Nasza sytuacja ekonomiczna jest bardzo trudna. W Europie macie inflację na poziomie 10-20 procent i uważacie, że jest bardzo duża. A u nas inflacja wynosi ponad 80 procent i zmierza do 100. To mówi wszystko. Mamy potężny kryzys, z którym rząd sobie nie radzi. Wygranie mundialu byłoby dla nas jak łyk świeżego powietrza. Wielu ludzi miałoby jakiś powód do radości. Innych w ostatnim czasie nie mają.

Dla nas powodem do radości jest wyznaczenie Szymona Marciniaka na sędziego meczu Argentyna - Francja. Też mamy w finale swojego człowieka.

I ja również się z tego cieszę. Marciniak i jego zespół prowadzili mecz Argentyny z Australią i zrobili to dobrze. Nie przypominam sobie, żeby były wówczas jakieś kontrowersje. Mam nadzieję, że w niedzielę Polacy świetnie wywiążą się ze swoich zadań. Niech pokażą, że są świetnymi arbitrami. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że Marciniak będzie sędziował fachowo i uczciwie. Choć tak czy inaczej ten kto przegra pewnie będzie narzekał na sędziego. Tak to już w piłce jest.

***

Finał mistrzostw świata Argentyna - Francja w niedzielę o godz. 16 czasu polskiego. Transmisja w TVP 1, TVP Sport i na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.

Komentarze (0)