"Maroko przypomina drzewo: jego korzenie sięgają Afryki, a liście oddychają Europą" - powiedział Hassan II. Poprzedni król nie miał na myśli oczywiście piłkarskiej reprezentacji swojego kraju, ale jego sentencja pasuje do drużyny Walida Regraguiego, która zrobiła w Katarze furorę.
Lwy Atlasu najpierw wyrzuciły z mundialu Hiszpanię i Portugalię, co dla kraju miało historyczny smaczek. A potem dotarły do półfinału mistrzostw świata jako pierwsza drużyna z Afryki. Po medal Maroko nie sięgnęło, ale zapisało piękny rozdział w historii mundiali.
Gigantyczny sukces afrykańskiego futbolu... zrodził się w Europie. Aż 14 z 26 podopiecznych Regraguiego, i sam selekcjoner też, urodziło się poza ojczyzną. A piłkarskie wykształcenie w innych krajach odebrało 15. W tym gronie są największe gwiazdy czwartej drużyny świata: Sofyan Amrabat, Hakim Ziyech, Sofiane Boufal, Achraf Hakimi.
Zawodnicy Regraguiego to potomkowie emigrantów do Francji, Belgii, Holandii, Hiszpanii, Włoch czy Niemiec, czyli krajów rozwiniętych piłkarsko. U podłoża sukcesu Maroka leży to, że w odpowiednim momencie federacja potrafiła przekonać utalentowanych nastolatków do reprezentowania kraju dziadków albo rodziców, którzy wyemigrowali do Europy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nagranie Lewandowskiego hitem sieci. Kapitan nie próżnuje
Kłusownicy
W PZPN też działa departament, dzięki któremu już nigdy nie będziemy musieli przeżywać podobnej historii jak z Lukasem Podolskim. To właśnie strata "Poldiego" na rzecz Niemiec zainspirowała Macieja Chorążyka do tego, by stworzyć w PZPN dział skautingu zagranicznego. W 2006 roku zainteresował projektem Jerzego Engela, wówczas dyrektora sportowego federacji.
- Zaczynaliśmy od przeglądania forów internetowych, dziś w bazie mamy ponad 1000 zawodników mających polskie korzenie - mówił nam Chorążyk, dodając: - Przez dwa lata pracowałem społecznie, potem pojawiły się jakieś pieniądze. Ale tak naprawdę program ruszył na dobre w momencie kadencji Zbigniewa Bońka.
"Zaczynali od stajenki...", a dziś Chorążyk ma pod sobą kilkudziesięciu skautów rozsianych po całej Europie i nie tylko, bo "polskie oczy" są też w Stanach Zjednoczonych. Mają kogo obserwować, bo w wiek "poborowy" wchodzą dzieci, których rodzice wyjechali na Zachód tuż przed lub po wejściu polski do strefy Schengen (2007).
"Kicker" swego czasu nazwał Chorążyka "kłusownikiem". Co ciekawe, chciał zaszkodzić, a pomógł jego sprawie: - Zauważono naszą działalność, to był dla nas znak, że jest to już poważna sprawa. Nie wiem, jaki zamysł miał autor, ale tamten artykuł otworzył nam wiele drzwi, pokazał za naszą zachodnią granicą, że istniejemy.
Jego ludzi nazywali też "łowcami głów" i "szpiegami". Początki były trudne. Kluby potrafiły mścić się na Polakach, którzy wybierali grę w biało-czerwonych barwach: - Zdarzyła się sytuacja, że jeden z chłopców, który był kapitanem u siebie w drużynie, przyjechał na kadrę Polski. Po powrocie nie tylko stracił opaskę, ale i miejsce w jedenastce.
To już jednak przeszłość. Kluby zrozumiały, że PZPN nie działa na ich szkodę. Choć nadal zdarzają się problemy. - Yarek Gąsiorowski (rocznik 2005 - przyp. red.) dostał jasny przekaz od Valencii, żeby "nie wydziwiał", bo zaraz zgłosi się po niego hiszpańska młodzieżówka. Odmówił nam pod naciskiem klubu - zdradził Chorążyk.
Cash i Zalewski to początek
W 2015 roku w PZPN założyli, że na mundialu w Katarze w kadrze Polski znajdzie się choć jeden reprezentant "z odzysku", który zostanie odnaleziony w Anglii. Co ciekawe, ten kadrowicz sam się znalazł. Od dekady komórka Chorążyka prowadzi portal polskaut.pl, za pośrednictwem którego do PZPN mogą się zgłosić piłkarze mający polskie. Tak zaczęła się reprezentacyjna droga Matty'ego Casha.
- Jego mama wypełniła formularz, że jest taki chłopak i chciałby zagrać dla Polski. Bardzo się zdziwiłem, bo do tej pory wypełniali to rodzice chłopców nastoletnich, a wtedy pierwszy raz zdarzyło się, że sprawa dotyczyła profesjonalnego i w dodatku rozpoznawalnego piłkarza - mówił nam Chorążyk.
Dziś jego departament monitoruje ponad tysiąc urodzonych poza Polską zawodników z całego świata. Co roku pod hasłem "Gramy dla Polski" odbywają się spotkania w Anglii i Niemczech. - Obserwujemy już nawet 12-latków. Najbardziej interesują nas jednak zawodnicy między 14. a 17. rokiem życia, kiedy mogą już zostać powołani do młodzieżowych reprezentacji - tłumaczy szef skautingu zagranicznego PZPN.
To dzięki jego zabiegom Nicola Zalewski gra dziś w koszulce z białym orłem na piersi, a nie w niebieskiej reprezentacji Włoch. Nie wszyscy piłkarze z polskimi korzeniami mogą jednak grać dla Polski. Willi Orban, czołowy obrońca Bundesligi i reprezentant Węgier, choć ma matkę Polkę, nie mógł występować dla Biało-Czerwonych.
- Orban miał zamkniętą drogę, bo polski paszport mógłby dostać tylko na podstawie obywatelstwa matki, a ona się go zrzekła. Nie zdawała sobie kiedyś sprawy, jakie to ma konsekwencje. W przeszłości wielu Polaków, którzy wyjeżdżali do Szwecji czy Austrii, było zmuszanych przez życie do takich wyborów, bowiem nie wszędzie można mieć podwójne obywatelstwo - tłumaczył nam Chorążyk.
Nowa jakość
Skauting zagraniczny PZPN, podobnie jak jego odpowiednik w Maroku, ma wysoką skuteczność w kaperowaniu reprezentantów: - W ostatnich 10-12 latach może dwóch piłkarzy zmieniło decyzję. Między innymi Dennis Jastrzembski, który później do nas wrócił. Jeżeli zawodnik przyjeżdża na polską młodzieżówkę przez trzy lata, mniej więcej od 15. roku życia, to niemal zawsze decyduje się później na grę dla Polski. Przykładem pierwszym z brzegu jest Nicola Zalewski.
Zalewski jest najdorodniejszym owocem pracy jego departamentu, ale lada moment polscy kibice mogą poznać kolejne. Wystarczy wspomnieć 17-letniego Maximiliana Oyedele'a z Manchesteru United. Urodził się w Anglii, jego tata jest Nigeryjczykiem, a matka Polką.
- Maxi był bardzo długo w orbicie naszych zainteresowań. Myślę, że przez ostatnie 3-4 lata jesteśmy cały czas w kontakcie. Od zawsze chciał grać dla Polski - mówił nam Chorążyk. Oyedele jest już po debiucie w juniorskiej reprezentacji Polski, a teraz coraz śmielej puka do pierwszej drużyny Czerwonych Diabłów. W październiku Erik ten Hag zaprosił go na treningi "jedynki", a a początku grudnia zabrał go na obóz do Hiszpanii.
Warto też zapamiętać nazwiska 16-letniego Marcela Zajuscha z RB Lipsk, 17-letniego Wiktora Gromka z Burnley FC, 18-letniego Tommaso Guercio z Interu Mediolan, który przebywa właśnie na obozie z pierwszym zespołem Nerazzurich. Czy jeszcze młodszych Oskara Borki z duńskiego FC Midtjylland czy Daniela Wojteczki z Paris Saint-Germain.
W najlepszych europejskich akademiach roi się od polskich nastolatków nie tylko za sprawą potomków emigrantów, bo tak jak kiedyś jako juniorzy wyemigrowali Wojciech Szczęsny, Jakub Kiwior, Grzegorz Krychowiak i Piotr Zieliński, tak teraz na "piłkarskim Erasmusie" w najlepszych akademiach są m.in. nazywany przez Anglików "polskim Messim" Mateusz Musiałowski (Liverpool FC), Jan Faberski (Ajax Amsterdam), Dariusz Stalmach (AC Milan) czy Jan Żuberek (Inter Mediolan). Ten ostatni towarzyszy Guercio na obozie pierwszej drużyny.
Wyszkoleni w krajach rozwiniętych piłkarsko juniorzy są o jeden, dwa kroki przed rówieśnikami z polskich klubów. Nikt w PZPN tego nie ukrywa. Polskiego kibica powinno więc cieszyć to, że reprezentacja w niedalekiej przyszłości, być może już na Euro 2028, a na pewno podczas MŚ 2030, może być oparta o piłkarzy niedotkniętych polską myślą szkoleniową albo skażonych nią w małym stopniu.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty