Jeden moment szczególnie zapadł w pamięci Szymonowi Marciniakowi po finale Argentyna - Francja. - Od początku wiedziałem, że będzie gorąco i trzeba będzie wejść na wyżyny swoich umiejętności - opowiada tuż po powrocie do Polski. - Koncentracja była ogromna. Był jednak moment, kiedy Argentyna pod koniec zaczęła dominować. Wtem faul w ich polu karnym! Przyznałem rzut karny dla Francji, a do siebie powiedziałem tylko: "Szymonku, co ty zrobiłeś? Teraz to nam się zacznie" - dodaje.
Francuzi odrobili straty od 0:2 do 2:2 i doprowadzili do dogrywki. W niej znowu gonili wynik, aż o wyniku finału zdecydowały rzuty karne. Tu lepsza była Argentyna, która przypieczętowała historyczne osiągnięcie. Lionel Messi - jak Diego Maradona - poprowadził swój kraj do mistrzostwa świata. A rozjemcami tego spotkania byli Polacy. Marciniak jako sędzia główny, Tomasz Listkiewicz i Paweł Sokolnicki w roli asystentów oraz Tomasz Kwiatkowski w wozie VAR.
Collina zrobił wyjątek
Polscy piłkarze na razie mogą tylko marzyć o dojściu do finału mundialu. Samo wyjście z grupy było historycznym wynikiem, który przykryła afera premiowa (więcej tutaj). Dlatego zawodnicy wracali do kraju w zupełnie innej atmosferze. Zostawili kibiców na cywilnym terminalu, sami wylądowali na lotnisku wojskowym, a tam solidną barierką odgrodzili się od dziennikarzy. We własnym gronie kompletowali walizki, załadowali je do autokaru i rozjechali się do domów.
ZOBACZ WIDEO: Szef sędziów FIFA zachwycony Marciniakiem. Jego słowa Polak zapamięta na zawsze
Powrotowi arbitrów towarzyszyła inna atmosfera. Godzina ich przylotu była znana kibicom. Fani mieli też pewność, że będą mogli ich przywitać na cywilnym terminalu w Warszawie. Marciniak z całą ekipą przez niemal godzinę odpowiadał na pytania dziennikarzy, którym pokazał swój medal i zdradzał kulisy najważniejszej piłkarskiej imprezy świata. Mówił o ogromnym wyzwaniu, jakim było sędziowanie podczas mundialu, opowiadał o przygotowaniach w Katarze i drodze całej swojej ekipy na szczyt.
- Twardo stąpaliśmy po ziemi, ale z każdym dniem coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy coraz bliżej finału - mówi Marciniak. - A kiedy byliśmy w sali wypełnionej najlepszymi sędziami, w której Pierluigi Collina wyczytywał z magicznej dużej kartki obsadę na finał i podał nasze nazwiska, doświadczyliśmy ogromnych emocji. Przytuliłem najpierw Pawła, potem "Liścia". Do teraz trudno mi to opisać.
Szef komisji sędziowskiej FIFA w Katarze zrobił wyjątek. Obsadę na ostatnie mecze mundialu podał 72 godziny wcześniej. Do tej pory robił to dwa dni przed spotkaniem. Dał sędziom czas na zebranie gratulacji, a potem z innymi równie doświadczonymi arbitrami, zalecił Polakom wyłączenie telefonów podczas przygotowań do finału.
- W głowie był zgiełk, do którego doszedł stres. Adrenalina dopadła nawet tak zimnego gościa jak ja. Do tego gorzej się spało - przyznaje Marciniak.
- Też miałem problemy ze snem. Na meczu czułem za to podniecenie związane z naszymi kolejnymi decyzjami. To rosło, aż zacząłem powtarzać do chłopaków jedno słowo: "Spokojnie". Bardziej mówiłem to jednak do siebie, żeby nie odlecieć pod sam sufit - wtrąca się Kwiatkowski.
Zostali idolami
Aż wybiła godzina zero. Marciniak z kolegami wyprowadził piłkarzy z tunelu. Hymny, przywitanie kapitanów, losowanie stron i pierwszy gwizdek. - Dostaliśmy tysiąc gratulacji z całego świata. Wspierało nas duże grono. Przed finałem powiedzieliśmy sobie, że byłaby siara, gdybyśmy podjęli jakieś złe decyzje. Koncentracja była maksymalna - uśmiecha się Marciniak.
- Nie zmieniliśmy niczego w naszych przedmeczowych przygotowaniach - opowiada Sokolnicki. - Moim rytuałem jest godzinna drzemka. Po niej czas na kontemplację i czytanie. A potem stery przejmuje Tomek Listkiewicz, który włącza w szatni swoją stałą, rockową playlistę.
Przez ponad dwie godziny mieli pełne ręce roboty. Siedem żółtych kartek, trzy podyktowane rzuty karne, dogrywka i seria jedenastek. Polacy weszli do paszczy lwa, z której wyszli z tarczą. Docenili to najważniejsi ludzie światowej piłki. Na WP SportoweFakty gratulował im Howard Webb, jeden z byłych najlepszych arbitrów świata, który też sędziował finał mundialu.
- Collina jest naszym idolem. Po meczu powiedział, że teraz to my jesteśmy jego idolami - wzrusza się Marciniak. - Po ostatnim gwizdku i ceremonii zaczęła się zabawa. Przyszli Collina i Massimo Bussaca, zadzwoniliśmy do Zbigniewa Bońka, na afterparty odwiedził nas Gianni Infantino. Zażartował z sytuacji przy trzecim golu dla Argentyny. "Liściu" podniósł chorągiewkę, że piłka przekroczyła linię bramki, zanim zawibrował mi zegarek. Puścił do nas oko i powiedział: "Po co nam technologia, skoro mamy takich sędziów".
Polacy równie szeroko uśmiechają się, gdy dostają pytanie o noty. W Katarze nie mieli obserwatorów. Były za to codzienne podsumowania występów sędziów. A radość Colliny po meczu odebrali jak najlepszą notę.
- Nie mamy żadnych kompleksów, ale jesteśmy z Polski, która nie jest piłkarską potęgą - opowiada sędzia główny finału. - Kiedy zaczynaliśmy międzynarodową karierę, trafialiśmy do trzeciego koszyka. Znaliśmy swoje miejsce w szeregu, ale nie czuliśmy się gorsi. Collina coś w nas dostrzegł, pociągnął do góry i życzył dobrze. To podwójna duma, że na nas postawił i spłaciliśmy dług.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Ostatni taniec Michniewicza? W czwartek spotkanie w PZPN
Niesamowite korzyści Kataru z mundialu. I to nie koniec. "Zostanie w pamięci ludzi na wieki"
Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)