Za kadencji Czesława Michniewicza udało się zrealizować wszystkie założone cele. Najpierw selekcjoner reprezentacji Polski pokonał Szwedów i awansował na mundial, następnie utrzymał drużynę w najwyższej dywizji Ligi Narodów UEFA. Z kolei na MŚ 2022 Polacy wyszli z grupy, a w 1/8 finału ulegli Francji 1:3.
Jednak to nie pozwoliło na zachowanie posady. Michniewicza pogrążył temat premii obiecanej przez szefa rządu Mateusza Morawieckiego. Sprawę jako pierwsza ujawniła Wirtualna Polska. Gdy na jaw wyszły kulisy załatwiania i podziału gigantycznej premii, jasną decyzję podjął prezes PZPN Cezary Kulesza.
Sytuację w felietonie dla "Super Expressu" podsumował Michał Listkiewicz. Jego zdaniem Kulesza nie miał innego wyjścia i musiał się pożegnać z Michniewiczem. Były prezes PZPN i arbiter zwrócił też uwagę na coś, co nie powinno dziać się w narodowej kadrze.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: show polskiego bramkarza. Zobacz, co zrobił na treningu
"Wróble ćwierkają, że w kadrze rządzi 'banda czterech' i ma wpływ na powołania i odwołania selekcjonerów. W drużynach klubowych to rzecz powszechna, w reprezentacji narodowej niedopuszczalna. To jest drużyna nas wszystkich, Polaków, a nie prywatnych właścicieli lub trawiących społeczną kasę włodarzy miast" - napisał Listkiewicz.
Nazwisk nie wskazał, ale wcześniej media informowały, że pierwsze skrzypce w kadrze pod tym względem grają Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny, Grzegorz Krychowiak i Kamil Glik.
Wciąż nie wiadomo, kto będzie następcą Michniewicza na fotelu selekcjonera reprezentacji Polski. Kulesza prowadzi rozmowy z kilkoma potencjalnymi kandydatami, a nazwisko nowego trenera znane ma być w połowie stycznia.
Czytaj także:
Koniec spekulacji. Cristiano Ronaldo znalazł nowy klub
Barcelona wraca do gry. Jak wypadnie po przerwie?