Choć ma 68 lat, podkreśla, że potrafi dostosować się do nowych okoliczności. Na konferencji prasowej podkreślił, że od lutego zamieszka w Polsce. Dużo o nim mówi też sytuacja, do jakiej doszło, gdy prowadził Greków.
- Pierwszego dnia powiedziano mi, że Grecja jest skomplikowana ze względu na klimat. Jest bardzo gorąco, a na ulicach duży ruch. Dlatego pierwszy trening zaplanowałem na ósmą rano. Kapitanowie przyszli ze mną o tym porozmawiać. Nie pasowała im godzina. Mówili, że ze względu na korki, trudno będzie im dotrzeć na boisko. No to przełożyłem trening na siódmą rano - opowiadał w 2019 roku na wykładzie w Lizbonie.
Trener inżynier
To jeden z niewielu trenerów, którzy po wielkim sukcesie otrzymali tytuł doktora honoris causa. Tak było z Fernando Santosem w listopadzie 2016 roku. Portugalczyk był już kilka miesięcy po wielkiej fecie z okazji zdobycia mistrzostwa Europy, a zimą odebrał honorowy tytuł naukowy na uczelni Trss-os-Montes i Alto Douro w portugalskim Vila Real.
ZOBACZ WIDEO: Jak będzie chciał grać Fernando Santos? "Najważniejsza jest defensywa"
- Gdybym miał tu bronić pracy doktorskiej, to z pewnością byłby to tytuł "Jak wygrać mistrzostwa Europy w piłce nożnej" - śmiał się z mównicy. - Powiedzą, że mieliśmy szczęście. Cuda istnieją, ale ich osiągnięcie wymaga dużo pracy - dodał.
Jego drużyna na Euro 2016 wyszła z grupy z trzeciego miejsca. Tylko jeden mecz - z Walią w półfinale - wygrała w podstawowym czasie gry. W pozostałych triumfowała po dogrywce. Tak było też w starciu z Polską w ćwierćfinale (wygrana w karnych 5:3), po którym wyznał: - Wiele się o tym mówi, że ważniejsza jest dla nas obrona niż atak, a prawda jest taka, że dla nas najważniejsze jest wygrywanie.
Teraz Santos razem z Polakami będzie walczył po jednej stronie. We wtorek oficjalnie w roli selekcjonera Biało-Czerwonych przedstawił go Cezary Kulesza. A 24 marca Portugalczyk poprowadzi Polaków w pierwszym spotkaniu eliminacji Euro 2024 z Czechami.
Między Portugalią a Grecją
Santos po zwycięskim Euro 2016 powtarzał, że triumf bierze się z ogromnej pracy, kalkulacji i żelaznej obrony. To jego przepis na sukces wzięty z życia. Jako początkujący piłkarz nie był cudownym dzieckiem. Był niezłym obrońcą, który nie przebił się do pierwszej drużyny Benfiki Lizbona. W wieku 33 lat skończył karierę jako gracz Estorilu-Praia. Granie łączył z nauką i pracą, tak jak chciał jego ojciec. Rodzina chciała, by postawił na naukę. Sport miał być na drugim planie. W końcu uzyskał tytuł inżyniera o profilu elektrycznym i telekomunikacyjnym na lizbońskiej politechnice i dostał pracę w hotelu w Estoril.
W międzyczasie zdobył uprawnienia trenerskie. Jednak, kiedy zadzwonił do niego właściciel hotelu i klubu w Estoril, zdziwił się, że chodzi o pracę w szatni, a nie usterkę w hotelu. Santos propozycję przyjął, a klub pod jego wodzą awansował do portugalskiej ekstraklasy. Choć nie zdobył tytułów, zapracował na miano solidnego trenera, którego w 1998 roku zatrudniło FC Porto. To był moment, kiedy ostatecznie rozstał się z pracą inżyniera i odszedł z hotelu Palacio. W Porto został mistrzem Portugalii i wygrał dwa puchary kraju.
Od 2001 do 2010 podróżował między Grecją a Portugalią. W obu krajach stał się uznanym trenerem - prowadził AEK Ateny, Panathinaikos i PAOK Saloniki oraz Sporting i Benfikę. Aż zatrudniła go reprezentacja Grecji, z którą na Euro 2012 i mundialu w Brazylii awansował do 1/8 finału. Dzięki pracy w greckich klubach jako selekcjoner potrafił rozmawiać po grecku. Miał mocny finisz, w meczu 1/8 finału mistrzostw świata z Kostaryką sędzia usunął go z boiska. Po odpadnięciu Santos zarzucił arbitrowi stosowanie "podwójnych standardów". Został za to zawieszony na osiem spotkań.
Pokuty nie odbył na greckiej ławce. Po mistrzostwach świata federacja rozstała się z nim, a po trzech miesiącach niespodziewanie został selekcjonerem reprezentacji Portugalii. Z hukiem wyleciał z niej Paulo Bento, który rozczarował na starcie eliminacji Euro 2016. Z Santosem kadra awansowała na turniej i wygrała go.
"Konserwatywny trener"
- Jego talent lidera, który pokazał na Euro 2016, odkryliśmy już tutaj - mówił portugalskim mediom kierownik recepcji hotelu, w którym pracował Santos. Jego Portugalia zaskoczyła we Francji wszystkich. Po trzech remisach w grupie wyszła dopiero z trzeciego miejsca. Potem po dogrywce pokonała Chorwację, po rzutach karnych - Polskę, w końcu w półfinale w podstawowym czasie - Walię i po dogrywce w finale Francuzów. Nikt tak długo nie męczył się jak Portugalczycy. Ale to był ich sposób na historyczne zwycięstwo.
Dokonał go z generacją, która wcale nie należała do najsilniejszych w historii portugalskiej piłki. Gola na wagę zwycięstwa w finale strzelił Eder, który dziś jest bez klubu. Brakowało jeszcze gwiazd pokroju Joao Feliksa czy Bruno Fernandesa.
Po zdobyciu Europy Santos nie poszedł z Portugalią za ciosem. Z kolejnych turniejów odpadł w 1/8 finału. Ostatnim wielkim triumfem była wygrana w Lidze Narodów w 2019 roku. Portugalczycy liczyli, że na mundialu reprezentacja znowu zaskoczy. Choć po fazie grupowej odstawił z pierwszego składu Cristiano Ronaldo, wystarczyło to, by dojść do ćwierćfinału.
- Santos pod względem taktyki jest konserwatywnym trenerem - tłumaczy nam Francisco Guerra, dziennikarz portugalskiego "Record". - Gra zazwyczaj systemem 4-3-3, czasami 4-4-2. W jego pierwszych latach zespół nie miał tak dużej jakości, jak teraz. Po 2017 roku powinien podejść bardziej ofensywnie, ale wszystko pozostało bez zmian. Kibice są mu wdzięczni, bo dzięki niemu zdobyliśmy jedyne dwa tytuły w historii, ale powinien opuścić kadrę nieco wcześniej - dodaje.
Portugalski reporter dodaje też, że Santos nie jest najlepszym mówcą. - Czasami nie odpowiada bezpośrednio na pytania. Zwłaszcza kiedy sprawy nie idą dobrze - wyjaśnia Guerra. - Nie ma tego pierwiastka co Guardiola lub Klopp. Z drugiej strony bardzo dobrze radzi sobie z gwiazdami jak Ronaldo, mimo problemów podczas mundialu. Nie sądzę, by nie poradził sobie w Polsce - dodaje.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Spóźniony piłkarz zadzwonił do Santosa. Usłyszał dwa słowa
Marek Koźmiński zdecydowanie o nowym selekcjonerze. "Na pewno coś się wydarzy"