- Jest wspaniały. Kochamy go w Barcelonie - rozpływa się dalej Miquel nad polskim napastnikiem w barwach Dumy Katalonii. - Mówimy w zasadzie na niego nie Lewandowski, a Lewangolski - śmieje się Hiszpan.
Barcelona destynacją Polaków
Barcelona przyciąga każdego roku tłumy turystów. Także z Polski. - Od czasu, gdy gra tutaj "Lewy", to jest istne szaleństwo - mówi nam Robert z Warszawy, którego spotykamy w metrze, gdy zmierza ze znajomymi na mecz FC Barcelony z Sevillą. - Barca ma w naszym kraju wielu kibiców i często można było spotkać Polaków na Camp Nou. Jestem trzeci raz na meczu Lewandowskiego w Barcelonie i widzę coraz więcej rodaków - dodaje.
Nie trzeba znać dokładnej trasy pod Camp Nou, by się nie zgubić. Wystarczy to, że na stacji wysiada praktycznie cały skład przepełnionego metra. Wszyscy zmierzają w jedną stronę. Można iść za tłumem, by trafić na legendarny stadion. Język polski słychać wszędzie. W metrze, na ulicach wiodących pod Camp Nou, w okolicach tego obiektu, a także na nim. Biało-czerwone flagi są na porządku dziennym.
Wieża Babel pod Camp Nou
Do meczu pozostały jeszcze prawie trzy godziny. Mimo tego tłum kibiców już zbiera się w okolicach wjazdu na parking dla oficjeli i piłkarzy. Wypatrują swoich ulubieńców. Są podekscytowani. Gdy przeciskam się przez ten tłum, słyszę wiele języków. Co kilkanaście metrów spotykam Polaka. Ojca z synem pytam, skąd przyjechali. - Przylecieliśmy z Krakowa. Miłosz marzył o tym, by zobaczyć Roberta Lewandowskiego na żywo. Spełniam marzenie syna. Czego nie robi się dla dziecka - mówi pan Piotr.
Kiedy najprawdopodobniej Robert Lewandowski podjeżdżał na stadion, rozległ się ogromny wrzask kibiców. Wręcz ekscytacja, połączona z piskiem dziewczyn. Powiedzieć, że "Lewy" jest popularny w Barcelonie, to nic nie powiedzieć. W tłumie kibiców trudno było dostrzec, czy to faktycznie Lewandowski przyjechał na mecz. Reakcja fanów i nazwisko reprezentanta Polski wypowiadane przez kibiców z różnym akcentem wskazywały, że to jednak nowa gwiazda FC Barcelony.
- W życiu nie myślałem, że doczekam chwili, że Polak zagra w tym słynnym klubie. Ba, że będzie jego gwiazdą - mówi spotkany w tłumie Stanisław z Oleśnicy. Szpakowaty pan pod sześćdziesiątkę. - Tanio nie jest, ale przyleciałem na weekend do Barcelony. Trochę pozwiedzałem z żoną, ale głównym celem wizyty jest oczywiście mecz z udziałem Polaka. Jestem bardzo dumny, że mój rodak gra w takim klubie i to jak gra - mówi wyraźnie wzruszony.
Lewandowski uwielbiany
Na trybunach Camp Nou kompletu publiczności nie ma. Pojedyncze wolne miejsca można dostrzec głównie w górnych sektorach tego katalońskiego giganta. Wyglądam z sektora medialnego, usytuowanego na czwartym piętrze Camp Nou, w poszukiwaniu polskich flag. Długo szukać nie muszę. Widzę nasze narodowe barwy to z prawej, to z lewej strony. Dostrzegam napis "Szamotuły". Za chwilę "Szczecin". Na mniejszych flagach trudno dostrzec z takiej odległości nazwy miast, z których kibice przyjechali do Barcelony.
Największą flagę rozwiesili młodzi piłkarze z rocznika 2006 z Ostrovii 1909 Ostrów. Przebywając na obozie przygotowawczym na Costa Brava, nie omieszkali obejrzeć meczu z Lewandowskim w roli głównej.
Kiedy piłkarze Blaugrany wybiegają na rozgrzewkę, podnosi się wielki aplauz. Gdy spiker wyczytuje kolejne nazwiska, najgoręcej witany jest Robert Lewandowski. Polak tym razem nie strzelił gola, ale kilka jego zagrań było palce lizać. Kiedy zakręcił rywalem w polu karnym, cały stadion aż zawył z zachwytu. Gdy uderzył niecelnie, po Camp Nou rozległ się jęk zawodu.
Siedzący obok mnie dziennikarz z Hiszpanii pyta mnie, skąd przyjechałem. Kiedy odpowiadam, że z Polski, mówi mi tylko, że już wie, którego piłkarza najbardziej obserwuję na boisku. Przytakuję tylko, że chodzi o Roberta Lewandowskiego. - Ma znakomite wejście do La Liga. Strzela gole, a kibice kochają takich piłkarzy - mówi mi Rodrigo.
Czy "Lewy" ma status gwiazdy w Barcelonie? - zagaduję dopiero poznanego kolegę po fachu. - Absolutnie tak - odpowiada. - Niewielu piłkarzy w historii notowało takie debiuty. Poza tym zespół wygrywa i jest na dobrej drodze do tytułu mistrzowskiego. Gra coraz lepiej, a to też wpływa na postrzeganie Lewandowskiego - dodaje hiszpański dziennikarz.
Kibice w trakcie meczu, w sobie tylko znanym hiszpańskim stylu, melodyjnie skandowali nazwisko kapitana reprezentacji Polski. - Robert Lewandowski, Robert Lewandowski - niosło się głośno po Camp Nou. Człowiek czuje wtedy dumę, że nasz rodak cieszy się takim szacunkiem fanów jednego z najsłynniejszych klubów piłkarskich na świecie.
Polacy podzieleni w opiniach o grze rodaka
- "Lewy" to jest gość - słyszę, schodząc po schodach z czwartego pięta Camp Nou. - Nie strzelił gola, ale zagrał dobre spotkanie - dodaje jeden z polskich kibiców. - Co ty gadasz. Przecież on dzisiaj nic nie grał - ripostuje jego kumpel. - Dwa strzały na bramkę i tyle. Koledzy za niego zrobili robotę - dodaje.
Jak widać, różnie polscy kibice postrzegali występ swojego rodaka w niedzielnym, wygranym 3:0 meczu z Sevillą. - Tata, Lewandowski był najlepszy, choć nie strzelił bramki - słyszę, jak około dziesięciolatek z Polski, idący za rękę ze swoim ojcem, chwali naszego napastnika. Dzieciak jest wyraźnie podekscytowany meczem i buzia mu się nie zamyka.
Czasami odnoszę wrażenie, że wychodzę nie z meczu w Barcelonie, a w Warszawie. Język polski miesza się z hiszpańskim. Momentami wręcz nie dowierzam, że tylu rodaków przyleciało do stolicy Katalonii na mecz Roberta Lewandowskiego. To nie są dziesiątki czy setki, ale powiedziałbym tysiące. Gdzie nie pójdziesz, tam słyszysz język polski. Po meczu ulice wokół Camp Nou wyłączone są z ruchu samochodowego. Tłum ludzi całą szerokością jezdni zmierza w stronę metra lub pieszo do domów czy hoteli.
Idąc w tym "morzu" kibiców wciąż jestem zaskakiwany tym, że słyszę język polski. Nasi rodacy całymi rodzinami przylecieli na mecz. - Lena, nie teraz, pamiątki kupimy jutro, bo musimy zdążyć na metro - mówi Polak do córki, która chciała jeszcze pooglądać gadżety na jednym ze straganów na ulicy przy stadionie. Znowu język polski. I tak praktycznie do samego końca mojego pomeczowego spaceru do miejsca noclegu.
- Tata, musimy tu jeszcze raz przylecieć - słyszę od kolejnego polskiego młodego fana, który idzie za rękę z ojcem. - Patryk, nie żartuj. Obiecałem, że przylecimy na mecz do Barcelony i właśnie go obejrzałeś - odpowiada tata. - Ale "Lewy" nie strzelił gola i musimy tu jeszcze wrócić - nie daje za wygraną dziecko.
Jedno jest pewne, turystycznie Barcelona zyskała na kontrakcie Roberta Lewandowskiego. Polski napastnik jest jak magnes. Przyciąga do stolicy Katalonii tłumy swoich rodaków i to szaleństwo pewnie szybko się nie skończy.
Z Barcelony Maciej Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Lewandowski podsumował mecz. Wystarczyły dwa słowa
Lewandowski obok legend. Co za wynik Polaka
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski znów straszy. Zgarnie więcej niż przypuszczał?