Robert Lewandowski chętnie opowiada o swoim wieku biologicznym. Według niego jest dużo młodszy, niż wskazywałby na to jego PESEL. Hit 1/16 finału Ligi Europy FC Barcelona - Manchester United (2:2) dobitnie jednak uświadomił, że "Lewy" może i jest fizycznym fenomenem, ale nawet on jest bezradny wobec nieubłaganego przemijania.
W czwartkowy wieczór Polak, rocznik 1988, był najstarszym z 26 biegających po boisku piłkarzy. Jedynym w wieku oldbojskim (35+) i jednym z zaledwie dwóch, obok Jordiego Alby (1989) urodzonych w latach 80. ubiegłego stulecia.
Gdy stawiał pierwsze kroki na trawie, grało się jeszcze na "stare" zasady, a za zwycięstwo przyznawano nie trzy, lecz dwa punkty. Zamierzchłe czasy, prawda? Zwykle byłaby to ciekawostka z cyklu "wiedza bezużyteczna", ale biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie, lepiej cieszmy się każdym występem Lewandowskiego na tak wysokim poziomie.
Ostatnio w Barcelonie pierwsze skrzypce grali 19-letni Gavi, 21-letni Pedri czy 27-letni Raphinha, a "Lewy" im akompaniował. W czwartek natomiast wszystkie jupitery były skierowane na Marcusa Rashforda. Młodszy o dekadę Anglik zupełnie przyćmił Polaka. To kolejny w ostatnim czasie cios w Lewandowskiego.
ZOBACZ WIDEO: Niemoc Lewandowskiego w ostatnich meczach. "Złość rośnie"
Od początku sezonu pod względem skuteczności na głowę bije go 23-letni Erling Haaland. Fenomenalny Norweg brutalnie wyrwie mu z rąk Złotego Buta dla najlepszego strzelca lig europejskich (więcej TUTAJ). A w grudniu 25-letni Kylian Mbappe przerwał trwające trzy lata rządy "Lewego' i odebrał mu miano najskuteczniejszego piłkarza roku na świecie (Więcej TUTAJ).
Zaklinanie rzeczywistości nic nie da. Lewandowski nie jest piłkarskim Benjaminem Buttonem. Nie bez przyczyny rok 2022 był jego najgorszym pod względem skuteczności od sześciu lat. Nie starzeje się tak brzydko jak Cristiano Ronaldo, ale po mundialu siwizna i zmarszczki na jego wizerunku są widoczniejsze.
Jakby w Katarze wyschło źródełko. Jakby ze łzami po golu z Arabią Saudyjską, pierwszym w karierze na mistrzostwach świata, uszło z niego coś więcej niż olbrzymia presja. Po powrocie do Barcelony nie ma w nim tej pasji i tego ognia. Znów, jak w schyłkowym okresie w Bayernie, mecz to "kolejny dzień w biurze", a nie - jak na początku pobytu w Barcelonie - wyjście do Disneylandu.
Wciąż jest genialnym napastnikiem. W cuglach zdobędzie koronę króla strzelców ligi hiszpańskiej, prawdopodobnie pomoże też odzyskać Barcelonie mistrzostwo kraju. Ale powoli oswajajmy się z myślą, że niedługo nie będzie dźwigał całej reprezentacji na swoich barkach. A poźniej w ogóle go zabraknie.
Życie nie znosi próżni i kiedy jego czas minie, światowy futbol sobie poradzi, tak jak radził sobie bez Marco van Bastena czy Ronaldo. Nie ma ludzi niezastąpionych. Chyba że mówimy o polskiej piłce. Wizja "życia po Lewandowskim" wygląda okropnie. Kilka projekcji takiej rzeczywistości już mieliśmy, kiedy Polska musiała sobie radzić bez "Lewego". Żal było patrzeć.
Przez lata szukaliśmy "nowych Lewandowskich". Każdy utalentowany snajper nad Wisłą jest, co naturalne, porównywany z "Lewym", ale gdzie dziś oni są? 27-letni już Dawid Kownacki okazuje się być "ze szkła". Właśnie doznał kolejnego urazu. Jego podatność na kontuzje sprawia, że nie można na nim polegać. Nie mówiąc już o tym, jak rzeczywistość rozjechała się z oczekiwaniami...
"Nowym Lewandowskim" miał być też Krzysztof Piątek. On akurat, w przeciwieństwie do Kownackiego, cieszy się końskim zdrowiem. Problem w tym, że był zjawiskiem jednego sezonu. A w zasadzie jednej rundy. 4,5 roku temu z Genoi wybił się bardzo wysoko, ale od czterech lat tylko spada ruchem jednostajnie przyspieszonym. Na gola czeka równo trzy miesiące.
"Mini Lewandowskim" Bartosza Białka ochrzciły niemieckie media po tym, jak przeszedł z Zagłębia Lubin do VfL Wolfsburg. Minęło 2,5 roku, a ten strzelił łącznie 6 goli dla Wolfsburga (2) i Vitesse Arnhem (4). Nawet biorąc pod uwagę przerwę spowodowaną urazem kolana, to marny wynik. Pracował na ten dorobek w 51. meczach.
Tych potencjalnych następców "Lewego" było znacznie, znacznie więcej. Sam ich wskazywałem... Dziś już wiem, że w piłkarskim piekle jest specjalny krąg dla ludzi, którzy się w to bawią. A za kilka lat będą w nim puszczać mecze reprezentacji Polski bez Lewandowskiego.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty