Ivan Djurdjević bezpośrednio o Śląsku Wrocław: "To nikogo nie obchodzi"

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: trener Ivan Djurdjević
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: trener Ivan Djurdjević

- Mam pretensje do zawodników, że w końcowych minutach tak się zachowali. Nie może być tak, że zawodnik skacze i nie ma tam walki - mówił Ivan Djurdjević, trener Śląska Wrocław po przegranym 0:1 meczu w Łodzi z Widzewem w 21. kolejce PKO Ekstraklasy.

Wrocławianie długo utrzymywali bezbramkowy remis. Aż do drugiej minuty doliczonego czasu gry, kiedy to Rafała Leszczyńskiego pokonał Kristoffer Normann Hansen, dając trzy punkty Widzewowi.

- Plan, który mieliśmy w pierwszej połowie, realizowaliśmy. Publiczność bardzo wspierała Widzew od początku. My z kolei mieliśmy okazję Martina Konczkowskiego. Staraliśmy się bronić i wyczekać, aż Widzew przez 15-20 minut po tej początkowej euforii opadnie. Przejęliśmy inicjatywę kończąc pierwszą połowę znakiem, że będziemy aktywniejsi - mówił na konferencji prasowej szkoleniowiec WKS-u.

- Ale okazje Johna Yeboaha i Caye Quintany pod koniec połowy powinniśmy strzelić na takim boisku. W drugiej połowie to my byliśmy zespołem prowadzącym grę, lepszym. Ale to nikogo nie obchodzi. Ta bramka, którą straciliśmy, jest kuriozalna. Mam duże pretensje do swoich zawodników, że w końcowych minutach tak się zachowujemy. Nie może być tak, że zawodnik skacze i nie ma tam walki - dodał Ivan Djurdjević.

Śląsk Wrocław cały czas walczy o utrzymanie w PKO Ekstraklasie. Póki co zajmuje jedenaste miejsce. Po takim meczu, jak ten w piątkowy wieczór w Łodzi w szeregach zielono-biało-czerwonych pozostaje niedosyt.

ZOBACZ WIDEO: Powrót do Ekstraklasy? "Kilka klubów odetchnęło z ulgą"

- Ten wynik na pewno nie pomaga w naszej sytuacji, ale znajdujemy się w niej nie pierwszy raz. To bardzo mocny cios dla nas. Remis byłby bardziej sprawiedliwy. W drugiej połowie mieliśmy więcej okazji. Nie ma co spuszczać głowy, walczymy dalej. Pokazaliśmy w tej rundzie, że potrafimy wychodzić z takich trudnych momentów - podkreślił Djurdjević.

Bardzo szczęśliwy był z kolei Janusz Niedźwiedź. Trener Widzewa Łódź jako pierwszy wyskoczył z radości na boisko, by - jak sam przyznał - wyściskać z radości Kristoffera Normanna Hansena.

- To nasze pierwsze wiosenne zwycięstwo. Z jednej strony: "w końcu", ale z drugiej trzeba przyznać, że zapracowaliśmy na nie. Pierwsza połowa bardzo dobra w naszym wykonaniu. Wtedy piłka jeszcze nie wpadła, musieliśmy poczekać do 92. minuty. Trzeba docenić, że drużyna wierzyła, mimo że ten mecz nie układał się tak, jak to miało miejsce w pierwszej połowie - podkreślił szkoleniowiec.

- Szacunek dla zespołu, który wierzył w tę bramkę i w ostatnich minutach przechylił szalę. Gratulacje dla Kristoffera, bo zrobił dużo w tej akcji, dał nam dużo. Trzeba docenić zmienników, bo tworzyli swoją grą i dawali nam to, czego oczekiwaliśmy - dodał Niedźwiedź.

Trener czerwono-biało-czerwonych podziękował również sympatykom za doping od pierwszej do ostatniej minuty. Zresztą po wiosennych meczach podkreśla ich rolę.

- Chcę docenić kibiców. Byliście świetni. To zwycięstwo wszystkich nas uszczęśliwiło, ale przed tą 90. minutą doceniamy, że wierzyliście, dopingowaliście. My zawsze chcemy grać do końca i tak było - powiedział.

W następnej kolejce łodzianie jadą do Warszawy na mecz z Legią w piątek 24 lutego o 20:30, a Śląsk podejmie Lecha Poznań w niedzielę 26 lutego o 17:30.

Czytaj też: Piłkarz Bodo/Glimt w Widzewie? W Łodzi pojawił się temat skrzydłowego wicemistrza Norwegii

Komentarze (0)