Trudny start Santosa w Polsce. "Nie wszystko wygląda jak powinno"

Getty Images / Youssef Loulidi/Fantasista / Na zdjęciu: Fernando Santos
Getty Images / Youssef Loulidi/Fantasista / Na zdjęciu: Fernando Santos

- Kompletowanie sztabu kadry trwa trochę długo. Coś się nie spina. Fernando Santos myślał zapewne, że każdy polski trener przybiegnie w podskokach - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty były reprezentant Polski, Tomasz Frankowski.

Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Miałem zacząć od Lecha, który dziś gra w pucharach, ale w tym tygodniu na razie najwięcej mówiło się o Lublinie, gdzie trener Motoru Goncalo Feio zaatakował prezesa. Pierwszy zostaje na stanowisku, drugi został zawieszony.

Tomasz Frankowski, były reprezentant Polski, poseł do Parlamentu Europejskiego: Najpierw pomyślałem, że skoro doszło do takich wydarzeń, Motor gra w czwartej lidze. Ale niezależnie od poziomu rozgrywek, jest to po prostu skandal. Zachowanie niespotykane nawet w najniższych ligach. Skoro trener miał już wcześniej zatargi z rzecznikiem prasowym klubu, to najwyraźniej jego gorąca głowa tutaj nie wytrzymała. Natomiast jeśli właściciel postanowił zawiesić prezesa i zostawić szkoleniowca na stanowisku, widocznie nie znamy wszystkich szczegółów afery. Oceniam z odległości kilkuset kilometrów od Lublina, ale mnie się decyzja właściciela absolutnie nie podoba. Cóż, jego prawo. On płaci i wymaga. W mojej karierze nie zdarzyło się, by trener atakował kogokolwiek, od piłkarzy przez członków sztabu i działaczy. Być może grałem w ciut... innych klubach niż Motor.

Zacytuję wpis Tomasza Ćwiąkały, dziennikarza Canal+: "Jeden z najbogatszych Polaków zabija się o młodego Portugalczyka, który na starcie kariery uszkodził prezesa. Santos miał wybrać dwóch polskich asystentów, dwóch podsuniętych się nie dogadało i jest pustka. Jaką my mamy absurdalną biedę wśród trenerów, to się we łbie nie mieści". Zgadza się pan z tym?

Niekoniecznie. Przypominam, że dwóch ostatnich selekcjonerów mieliśmy z Polski. Brzęczek i Michniewicz to młodzi trenerzy. Prowadzili reprezentację z różnym efektem, ale polski paszport mają. Jest też rzesza szkoleniowców pracujących w Ekstraklasie. Jeśli chodzi o wybór asystenta selekcjonera, najważniejszy głos ma Fernando Santos. To on musi podjąć kluczowe decyzje o współpracownikach. Tyle że trochę długo to trwa.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dla takich akcji przychodzi się na stadion

Nie za długo?

Od ogłoszenia selekcjonera minęły trzy tygodnie. Najwyraźniej Santosowi coś się nie spina. Na pewno miał w głowie, by w ciągu dziesięciu, maksymalnie czternastu dni skompletować sztab. Był zapewne przekonany, że kogo nie wybierze spośród Polaków, ten przybiegnie w podskokach - czy to Grzegorz Mielcarski, czy Łukasz Piszczek. Ale cóż, widzę, że na tym polu są "ciężary".

Powiedział pan, że poprzednicy Santosa "pracowali z różnym efektem". Jak z perspektywy ocenia pan Katar i erę Michniewicza?

Przede wszystkim nie zatrudniłbym Michniewicza na stanowisku. Dobrze go znam, bo prowadził mnie w Jagiellonii. Nie chodzi mi o warsztat, a powiązania z "Fryzjerem". Skoro jednak już objął kadrę, muszę po czasie obiektywnie przyznać, że choć gra reprezentacji pod jego wodzą mi się nie podobała, osiągnął postawione cele. Awansował na mundial, w Katarze wyszedł z grupy. Położyła go afera z premierem Morawieckim i premiami, które miały być podzielone. Wydaje mi się, że gdyby nie to, Kulesza zostawiłby Michniewicza.

Doskonale zna pan prezesa PZPN. Zaskoczył pana wyborem Fernando Santosa?

Nie. Taki trener mocno obciążą budżet PZPN, ale tenże budżet jest stabilny, związek stoi finansowo bardzo dobrze. Kulesza, jeśli już wydaje, to idzie szeroko, a tutaj pokazał, że PZPN zwyczajnie stać na takiego selekcjonera. Tym bardziej, że w otoczeniu związku zaczęły się pojawiać firmy związane ze spółkami skarbu państwa. Finansowo PZPN na pewno na tym nie ucierpiał.

Jakiej reprezentacji spodziewa się pan w erze Santosa?

W Parlamencie Europejskim rozmawiałem o trenerze z jego byłym kapitanem, Teodorosem Zagorakisem, który pracował z Santosem w reprezentacji Grecji. Tam dobrze dobrał defensywną taktykę do możliwości zespołu. W Portugalii, mając mnóstwo ofensywnych piłkarzy, też myślał przede wszystkim o stabilnej defensywnie. Dlatego spodziewam się, że za Santosa fundamentem polskiej kadry ma być właśnie skuteczna obrona. Z przodu mamy Piotra Zielińskiego, Nicolę Zalewskiego czy Roberta Lewandowskiego, więc ofensywa powinna sobie poradzić.

Santos mówił ostatnio w rozmowie z naszym dziennikarzem Piotrem Koźmińskim, że nie miał jeszcze trudniejszego początku w nowym miejscu pracy. Kilku ważnych piłkarzy wypadło, kilku nie gra regularnie.

Na pewno, jak już mówiłem, nie wszystko wygląda, jak powinno. Santos ma jednak to szczęście, że mierzymy się zaraz z drużynami, które zdecydowanie są w naszym zasięgu. Nie ma tłumaczenia. W spotkaniach z Czechami i Albanią (24.3 i 27.3 - przyp. red.) powinniśmy zdobyć przynajmniej cztery punkty, choć wiadomo, że na poziomie międzynarodowym nie można nikogo skreślać. Ale też przed startem eliminacji nie ma się co bawić w asekuranctwo. Reprezentacja Polski udowodniła na przestrzeni ostatnich lat, że mając najlepszego napastnika na świecie potrafi zagrozić każdemu rywalowi. Może poza Francją czy Argentyną, ale wiemy, jaki poziom reprezentują te zespoły.

Na koniec wracam do zapowiedzianego Poznania. Dziś Lech zagra z Djurgardens. 1/8 finału Ligi Konferencji, czy, jak to określił niedawno Kamil Kosowski, "Pucharu Biedronki"?

Kamil wyraźnie się zapędził. Zdaję sobie sprawę, że to trzeci poziom europejskich rozgrywek, ale Lech może osiągnąć bardzo duży sukces. Tym większy szacunek dla drużyny, że mimo nie do końca udanego sezonu w lidze w pucharach idzie jej bardzo dobrze. Na krajowym podwórku Kolejorz mierzył zapewne w mistrzostwo, ale tu też nie ma jakiejś katastrofy. Zespół zajmuje trzecie miejsce, może jeszcze złapać Legię. Uważam przed dwumeczem z Djurgardens, że Lech jest faworytem. Jeśli odpadną, to będzie stypa.

W poprzedniej rundzie Lech uzyskał awans, a i tak oberwało mu się za styl. Słusznie, czy to zwykłe "czepialstwo"?

Styl ma w piłce znaczenie, ale gdybym grał w 1/8 finału europejskiego pucharu, w ogóle nie przejmowałbym krytycznymi opiniami. Jeśli docierasz na taki etap, to znaczy, że prezentujesz odpowiedni poziom. Na pewno można to powiedzieć o Lechu.

Dariusz Faron, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także: 
Były selekcjoner reprezentacji Polski z odważną tezą 
Ciąg dalszy skandalu w Motorze Lublin 

Źródło artykułu: WP SportoweFakty