Są krok od ćwierćfinału. Ale mają czego żałować [OPINIA]

PAP / Jakub Kaczmarczyk / Michał Skóraś w akcji
PAP / Jakub Kaczmarczyk / Michał Skóraś w akcji

Lech Poznań zagrał solidny mecz w 1/8 finału Ligi Konferencji, zdystansował się od piłkarskiego średniowiecza i ma zaliczkę przed rewanżem. Czas przekonać wszystkich, że nie jest to "puchar biedronki".

W tym artykule dowiesz się o:

- Lech grał bez werwy - mówił nam Sylwester Czereszewski, uznany napastnik i były reprezentant Polski, po ostatnim domowym meczu w eliminacjach Ligi Konferencji. Tę fazę rozgrywek mistrz Polski przechodził w ogromnym bólu. Nawet kiedy w meczu przedostatniej rundy pokonał u siebie islandzkiego Vikingura 4:1, w kibicach dominowało bardziej poczucie wstydu niż dumy. Potem był dwumecz z Dudelange, po którym Czereszewski brutalnie ocenił grę Lecha.

Ale dokonali tego. Zespół z Poznania awansował do fazy grupowej LKE i w grupie z Hapoelem Beer Szewa, Austrią Wiedeń i Villarrealem zajął drugie miejsce. Lech pozostał w grze, po jedynym golu w 62. minucie rewanżu u siebie przebrnął 1/16 finału z norweskim Bodo Glimt. Przeszli kolejny etap, ale posypały się gromy szczególnie za pierwsze spotkanie, że był to "średniowieczny futbol".

Nikt tego nie widział

Lech wykorzystał to jako hasło, którym zaprosił kibiców na stadion. Szydera i dystans do opinii dziennikarzy i ekspertów nie odwrócił się przeciwko niemu, bo zapewnił sobie awans. Był to pierwszy od 32 lat awans polskiej drużyny wiosną w europejskich pucharach.

Historycznego wyczynu Legii Warszawa w rywalizacji z Sampdorią nie mógł widzieć na własne oczy żaden z piłkarzy wyjściowej jedenastki Lecha na czwartkowy mecz 1/8 finału ze szwedzkim Djurgardens IF. Najstarszy z nich był 30-letni Filip Bednarek. John van den Brom trafił ze składem i ze zmianami. Pierwsze spotkanie dało im sporą zaliczkę i uzasadniło rozbudzone nadzieje kibiców na awans do ćwierćfinału.

ZOBACZ WIDEO: Tego bramkarz się nie spodziewał. Co on zrobił?!

Starcie ze szwedzką ekipą kandyduje do miana "założycielskiego" meczu holenderskiego trenera. Za jego kadencji brakowało spektakularnych spotkań w lidze i pucharach. I choć Djurgardens wraca do siebie z dwubramkową stratą, to Lech zagrał solidnie, na miarę renesansu formy.

Błysnął Antonio Milić, który przed końcem pierwszej połowy zdobył bramkę. Później objawił się zmiennik Filip Marchwiński i trafił na 2:0. Choć jest czego żałować, bo między tymi golami, gospodarze mieli dwie dobre okazje po strzale z dystansu Mikaela Ishaka i petardzie odpalonej przez Radosława Murawskiego. W końcówce wicemistrza Szwecji na deski powalić mógł za to Michał Skóraś. Szansy nie wykorzystał.

Błędów nie popełnili za to obrońcy. Filip Bednarek zachował czyste konto, ale było też sporo szczęścia. Szczególnie w 34. i 55. minucie, kiedy przeciwnikom zabrakło zimnej krwi, by precyzyjnie uderzyć piłkę blisko bramki. Ostatecznie obrońcy zneutralizowali Djurgarden. Choć Bartosz Grzelak, były trener AIK Solna, przestrzegał przed piekielnie szybkimi skrzydłowymi i groźnymi kontratakami.

Ponad 40 tysięcy kibiców opuściło stadion z dumą i satysfakcją. Przy pełnych trybunach Lech zagrał solidnie i ma godną zaliczkę przed rewanżem, który może przypominać wyjazdowe starcie z Bodo Glimt. Tam też będzie nieprzyjemny klimat i sztuczna murawa.

Brutalna rzeczywistość

Ten wynik musi zadowolić też pozostałych kibiców w Polsce. Już przed pierwszym gwizdkiem było wiadomo, że Lech razem z innymi polskimi ekipami, które odbiły się w eliminacjach, zebrał do rankingu UEFA ponad sześć punktów. To szczególnie ważne, bo wpływa na to, ile będziemy mieć zespołów w kwalifikacjach w kolejnych sezonach i od której fazy będą zaczynać.

Kamil Kosowski, ceniony ekspert i były świetny piłkarz, żartował, że Lech gra w "pucharze Biedronki". Zlekceważył Ligę Europy. Z jednej strony trudno mu się nie dziwić. Sam grał z Wisłą Kraków w Pucharze UEFA i eliminacjach Ligi Mistrzów, a w fazie grupowej z Apoelem Nikozja. Pamięta czasy świetności Wisły i na własnej skórze doświadczył rywalizacji z Parmą, Schalke czy Lazio.

Z drugiej są już kibice, którzy nie pamiętają tych starć. Są skazani na emocjonowanie się ostatnimi fazami eliminacji Ligi Europy czy Ligi Konferencji. Od ostatnich występów mistrza Polski, Legii Warszawa, w Champions League minęło już siedem lat. Pełnoletni kibice mieli wtedy raptem 11 lat. Najmłodsi obejrzeli je co najwyżej z powtórek.

Dlatego każda wygrana naszych reprezentantów w europejskich pucharach, nawet tych trzeciej kategorii, to duży powód do radości. Nie pozostało im nic, jak odbudowywanie pozycji polskiej piłki w Europie w "pucharze biedronki". Na razie Polska w rankingu UEFA jest na 27. miejscu za takimi krajami jak Bułgaria, Rumunia czy Cypr.

Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj też:
Mieszane odczucia po debiucie Kiwiora. "Powinien był się bardziej postarać"
Zachwyty po triumfie Lecha Poznań. "Pisze historię polskiego futbolu"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty