[b]
[/b]Już w piątek reprezentacja Polski zagra z Czechami w Pradze, inaugurując w ten sposób nie tylko eliminacje EURO 2024, ale i kadencję Fernando Santosa.
I choć z jednej strony mamy nowe otwarcie, to z drugiej nad kadrą wciąż "wisi" afera premiowa, która nie została dostatecznie wyjaśniona.
Dariusz Dziekanowski uważa, że przegapiono najlepszy moment, aby uciąć sprawę, ale jest też zdania, że prędzej czy później temat powinien być podjęty przez szefostwo związku i drużynę.
Legendarny "Dziekan" w rozmowie z WP SportoweFakty ocenia też pierwsze powołania (i absencje) u Fernando Santosa, przypomina także jak kryzysy rozwiązywano w kadrze Leo Beenhakkera.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Debiut Fernando Santosa już w piątek. Jak pan ocenia jego pierwsze powołania i początek zgrupowania?
Dariusz Dziekanowski, 63-krotny reprezentant Polski, strzelec 20 goli:
Myślałem, że cięcia nastąpią później, po meczach z Czechami i Albanią, choć wiadomo było, że niektórzy zawodnicy, którzy przez wiele lat byli jednymi z liderów kadry, mogą mieć kłopoty z powołaniem przez nowego selekcjonera.
Ani przed mundialem, ani w trakcie turnieju nie "zarazili" innych graczy pozytywnym podejściem, czy występami na boisku. A przecież Fernando Santos na pewno obejrzał dużo spotkań polskiej kadry. I tych przed mundialem, ale zwłaszcza tych na mistrzostwach świata. Na pewno ma swój pomysł na ten zespół i, jak widzimy, nie czekał z rozpoczęciem jego realizacji.
ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Krychowiak wróci do reprezentacji Polski? "Nie wykluczam tego"
Najgłośniej komentowano brak Grzegorza Krychowiaka. Cieszy pana jego brak, czy wręcz odwrotnie?
Tu nie chodzi o to, czy mnie cieszy. Nie, nie cieszy. Tak jak nie cieszy mnie nieobecność Glika, czy kontuzje innych graczy. Według mnie to nie jest też tak, że Santos bezpowrotnie zamknął drzwi kadry przed Krychowiakiem czy Grosickim. Ale uważam, że piłka jest po ich stronie. To bardziej oni muszą sobie odpowiedzieć na pytanie i pokazać to na boisku, czy wciąż mogą w tej kadrze być. Nie oszukujmy się: czasem tak jest, że zawodnik by chciał, ale nie ma już tej energii, tych możliwości co kiedyś. A wtedy trzeba się pięknie, godnie, pożegnać z reprezentacją.
Nie ma co ukrywać, że atmosfera wokół kadry, choć jest nowe otwarcie, do najprzyjemniejszych nie należy. Jakie ma pan zdanie o aferze premiowej?
Sprawa została zawalona podwójnie. Po pierwsze, wszelkie rozmowy o pieniądzach powinny być przeprowadzone przed mundialem. I wszystkie scenariusze premii rozpisane: ile za mistrzostwo świata, ile za wyjście z grupy i tak dalej. Dosłownie wszystkie warianty. Tam, w Katarze, to już nie miejsce i czas, aby o tym dyskutować. Natomiast uważam, że zawaliło tu kierownictwo związku, działacze, kadra trenerska. Ci ludzie pokazali, że nie są przygotowani do zarządzania zespołem na dużej imprezie. Dopuszczenie do takiej sytuacji to katastrofalny błąd.
Faktem jest, że dużo się dyskutowało o tej aferze również w kontekście trenera Michniewicza.
Dobrym trenerem nie jest ten, kto przez miesiąc przygotowuje zespół, wybiera skład i tak dalej. Prawdziwy szkoleniowiec to taki, który potrafi odpowiednio zareagować w sytuacji kryzysowej. A czy tak się stało w Katarze? No nie! Było wręcz przeciwnie. Nie wyobrażam sobie, aby to było możliwe u Fernando Santosa. To na tyle doświadczony szkoleniowiec, że coś takiego załatwiłby w pięć minut. Jestem o tym przekonany. Przypomina mi się, jak w reprezentacji Beenhakkera rozwiązaliśmy kryzys związany z Mariuszem Lewandowskim i meczem z Kazachstanem.
Jakoś umknęła mi ta historia. Zechce ją pan przypomnieć?
W meczu z Kazachstanem Mariusz Lewandowski został zmieniony przez Leo Beenhakkera już w 30. minucie. Na murawie w jego miejsce pojawił się Przemysław Kaźmierczak. Schodząc z boiska, Lewandowski straszliwie przeklinał i pomstował. Być może nie mógł zrozumieć, dlaczego piłkarz Szachtara Donieck może być tak potraktowany.
Atmosfera była bardzo gorąca, wielu z nas uważało, że to koniec Mariusza w reprezentacji. Ale... przed wylotem z Kazachstanu przyszedł do kadry trenerskiej Maciej Żurawski, kapitan zespołu i powiedział, że Mariusz chce coś powiedzieć. Stanęliśmy wszyscy w kółku, a Mariusz przeprosił za swoje zachowanie. Co zrobił wtedy Beenhakker? Mocno go objął.
Potem był długi lot do Niemiec, tak z sześć czy siedem godzin. Byliśmy na miejscu o piątej rano, więc nasze przekonanie było takie, że trening odbędzie się po południu. A tymczasem Beenhakker ogłosił, że zajęcia są o 9.00. Kilku z nas pytało: Leo, dlaczego? Ale był nieugięty.
I jak to ostatecznie wyglądało?
Zajęcia były bardzo ciężkie. Jakże tam wtedy piłkarze przeklinali! Jakie tam słowa padały między nimi! Byli tak wkurzeni, że gdy Leo zarządził koniec zajęć, to oni stwierdzili, że nie, że jeszcze chcą pobiegać! Tam, w tamtych okolicznościach, rodził się zespół. I trzy dni później ten zespół zagrał świetny mecz, pokonując Portugalię w Chorzowie. A Mariusz Lewandowski wyszedł w pierwszym składzie i grał bardzo dobrze. Pokazuję to jako przykład, że dobry trener potrafi z trudnej sytuacji wyciągnąć coś dobrego. Złą energię zamienić w dobrą.
Mówi pan o odpowiedzialności działaczy, kadry trenerskiej, ale piłkarze w tej sytuacji też chyba stracili instynkt samozachowawczy.
To prawda. Mówiłem wcześniej, że ta sprawa została zawalona podwójnie. I to jest właśnie ten drugi aspekt. To nie jest sytuacja, w której trzeba zrobić strusia i się schować. Wręcz przeciwnie. To musi być ucięte, tego się nie da zamieść pod dywan.
Czyli co się powinno wydarzyć?
Na pewno nie wizyta Bena Ledermana na pierwszej konferencji prasowej. Chłopaka, który nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Jeśli zgrupowanie reprezentacji Polski zaczynało się w poniedziałek o 18.00, to o 17.00 powinna się odbyć konferencja prasowa. Prezes Kulesza, menedżer kadry, Robert Lewandowski i rada drużyny. I raz na zawsze należało tę sprawę wyjaśnić. To byłoby najlepsze wyjście. Tak, aby o tej przysłowiowej 18.00 było już po sprawie.
Szkoda, że do tego nie doszło. Natomiast dobrze, że sam Santos zarządził ciszę medialną, bo jakby teraz każdy piłkarz na zgrupowaniu miał o tym mówić, to by się dopiero bałagan zrobił! Swoją drogą, niezakończenie tej sprawy przed rozpoczęciem jego kadencji to kolejny kłopot dla niego.
Konferencji wyjaśniającej nie było, do meczu coraz bliżej. To jak to rozwiązać?
Wciąż uważam, że powinna się taka konferencja odbyć. A kiedy, to już do ustalenia, choć przegapiono dobry moment. Widać jednak, że opinia publiczna wciąż chce wyjaśnień. I powinna je dostać.
Sprawa mocno odżyła dzięki wywiadowi Łukasza Skorupskiego. Pan też swego czasu nie bał się ostrych rozmów.
Wywiad Skorupskiego nie świadczy źle o nim, a o tych, którzy dopuścili do tego, że w Katarze doszło do takiej sytuacji. Choć wydaje mi się, że sam Łukasz nie docenił siły swoich słów. Natomiast być może takie "bum" temu zespołowi się przyda? Jak mówiłem, takie sytuacje trzeba załatwiać do końca, ucinać. Wtedy można iść dalej.
No właśnie a propos pójścia dalej - jak pan ocenia nominację Santosa?
Dobrze. Uważam, że to ciekawy wybór. To szkoleniowiec z prawdziwego zdarzenia, doświadczony i świetnie znający się na swoim fachu. A mam wrażenie, że ostatnio, mówię o Paulo Sousie i Czesławie Michniewiczu, wyglądało to nieco inaczej.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Jak wygląda współpraca z Santosem? Probierz wyjaśnia
Wskazał problem reprezentacji Polski