Pięciu piłkarzy, którzy zmienili współczesny futbol

Getty Images / Jean-Marc Bosman
Getty Images / Jean-Marc Bosman

Jean-Marc Bosman, Andrew Webster, Igor Simutenkow, Nihat Kahveci i Olivier Bernard nie naznaczyli swoich epok na murawie, ale zmienili futbol. To dzięki nim współcześni piłkarze są multimilionerami, a kluby płacą za nich coraz większe kwoty.

W tym artykule dowiesz się o:

222 mln euro zapłacone za Neymara w 2017 roku przez PSG było kwotą szokującą, lecz spodziewaną. Coraz więcej transferów za ponad 100 mln euro. Nie dziwią już transakcje za 70+ mln za średniej klasy zawodników. Czy to dobrze, czy to źle - ocena jest subiektywna, każdy ma swoje zdanie.

Tak działa rynek kapitalistyczny i bańki spekulacyjne są coraz większe w wielu branżach. Aż pękają. Ale co byście pomyśleli, gdybym powiedział, że wpływ na obecny kształt rynku miał... Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej? Tak prawo europejskie ukształtowało obecny wygląd rynku transferowego.

Prawo Bosmana

Jean-Marc Bosman był belgijskim piłkarzem, którego kariera trwała w latach 80. i 90. XX wieku. Kiedy w 1990 roku zakończył się jego kontrakt z Royal Football Club Liege, zaproponowano mu nową umowę w tym samym klubie, lecz na gorszych warunkach. Belgijski klub działał wówczas w ramach przepisów FIFA zaimplementowanych w Europie przez UEFA. Bosman nie przystał na pogorszenie potencjalnego nowego kontraktu, więc znalazł inny klub, który wyrażał wolę jego zatrudnienia - francuski USL Dunkerque.

ZOBACZ WIDEO: Wielki powrót do PKO Ekstraklasy. Niespodziewana decyzja klubu

W myśl ówczesnych przepisów transferowych nowy klub, który chce pozyskać zawodnika, musi uiścić opłatę transferową, nawet po zakończeniu trwania kontraktu. Z dzisiejszej perspektywy to absurdalny zapis, ale wtedy taki nie był. W zamyśle przepis ten miał stanowić pewną formę zadośćuczynienia za zainwestowanie w danego zawodnika na przestrzeni lat - była to pewna odmiana dzisiejszego "ekwiwalentu za wyszkolenie". Wysokość tej rekompensaty można było ustalić na podstawie zarobków zawodnika w poprzednim klubie.

Był to iloczyn jego dochodów brutto w skali rocznej oraz współczynnika wiekowego zawodnika. RFC Liege wyraził wątpliwość, czy francuski klub jest wypłacalny i przy wsparciu Belgijskiego Związku Piłki Nożnej postanowił zablokować transfer.

Co bardzo istotne: ówczesne przepisy stanowiły, że jeśli zawodnik po zakończeniu obowiązywania kontraktu nie zgodzi się na warunki nowej umowy zaproponowanej przez klub do konkretnego dnia w czasie trwania okresu transferowego, mógł utracić status profesjonalnego zawodnika. Co oznacza wprost koniec kariery lub jej wstrzymanie.

Bosman zaskarżył RFC Liege oraz Belgijski Związek Piłki Nożnej w 1990 i wystąpił o przyznanie mu odszkodowania. Sąd Pierwszej Instancji w Liege skierował odpowiednie pytania prejudycjalne do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej o zgodność z prawem wspólnotowym. Proces trwał wiele lat i zaangażował wiele stron, w tym Komisję Europejską oraz UEFA.

Orzeczenie w tej sprawie zostało wydane 15 grudnia 1995 roku. Trybunał, zajmując się tą sprawą, poruszył wiele fundamentalnych kwestii nie tylko dla futbolu, ale sportu w ogóle. Poza kwestiami sportowego prawa transferowego Trybunał musiał rozważyć istotę funkcjonowania profesjonalnych sportowców. Czy piłkarze oraz ogólnie sportowcy powinni być traktowani jako pracownicy i czy w związku z tym podlegają oni swobodzie przepływu pracowników? Czy rzeczona zasada – jedna z fundamentalnych zasad rynku wspólnotowego - ma zastosowanie wobec wyjątkowej wobec prawa grupy zawodowej? Wszak działalność sportowców jest regulowana przez niezależne od Unii Europejskie międzynarodowe struktury sportowe (FIFA czy UEFA).

Neymar - najdroższy piłkarz w historii
Neymar - najdroższy piłkarz w historii

Trybunał w swoim orzeczeniu doszedł do wniosku, że przepisy prawa transferowego w takim kształcie stanowią poważną przeszkodę w swobodnym przepływie zawodników wewnątrz rynku Unii Europejskiej. TSUE zauważył, że w istocie działalność sportowa nie różni się niczym od działalności zarobkowej, więc podlega prawu wspólnotowemu.

Wyrok TSUE oznaczał, że zawodnik, którego kontrakt z danym klubem został zakończony, może swobodnie podpisać umowę z innym zespołem, bez potrzeby uiszczania opłaty rekompensacyjnej. 15 grudnia 1995 Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz Jean-Marc Bosman odmienili rynek diametralnie.

Kluby reagowały niemal natychmiast. Efekty orzeczenia były gwałtowne i bardzo szybko wdrażane. Władze drużyn piłkarskich przeciwdziałały tym niekorzystnym dla siebie rozwiązaniom i wprowadziły nowe rozwiązania, które są z nami do dzisiaj:

- zaczęto podpisywać dużo dłuższe umowy, nawet na okres 5-letni, co dzisiaj jest normą;
- podniesiono zarobki zawodników, by zniechęcić ich do częstych zmian klubów;
- wprowadzono do nowych umów z zawodnikami zapis, w którym mówiono o obowiązkowej opłacie odszkodowania w przypadku, gdyby piłkarz chciał jednostronnie rozwiązać kontrakt (słynne dzisiaj "klauzule odejścia").

W dłuższej perspektywie oznaczało to jedno - rozwarstwienie klubów. Tylko najbogatsze kluby mogły nadążyć za kulą śnieżną, która nagle ruszyła w drugiej połowie ostatniej dekady XX wieku. Jednak obecny kształt rynku transferowego to nie tylko słynna "sprawa Bosmana".

Prawo Webstera

Dalekosiężnym skutkiem wyroku TSUE z grudnia 1995 roku jest tzw. "prawo Webstera". Andrew Webster od 2001 roku występował w szkockim Heart of Midlothian. W 2003 roku przedłużono mu kontrakt ze względu na istotną pozycję w zespole, tak samo stało się w 2005 roku. Za każdym razem poprawiano warunki umowy na korzyść piłkarza, jednak za drugim razem Webster oczekiwał więcej - strony po negocjacjach nie dochodziły do porozumienia.

Nie bez przyczyny była także postawa nowego właściciela klubu, który wyraźnie chciał odstawić Szkota na boczny tor. Wobec takiej postawy piłkarza, kierownictwo klubu postanowiło wywrzeć presję na zawodniku i nakazali sztabowi szkoleniowemu nie uwzględniać Webstera w niektórych spotkaniach - liczyli, że ugnie się on pod presją i przystanie na ofertę nowej umowy.

Sytuacja miała podobny charakter jak słynny u nas "Klub Kokosa". Webster jednak nie uległ i zarzucił klubowi niewywiązanie się z umowy oraz nieetyczne postępowanie. Postanowił więc jednostronnie rozwiązać kontrakt z powodu "uzasadnionej przyczyny" poza tzw. "okresem ochronnym".
 
W międzyczasie doszedł do porozumienia z Wigan Athletic i wstępnie zawarł 3-letnią umowę. W obliczu takiej sytuacji i w myśl przepisów Webster był zobowiązany zapłacić odszkodowanie na rzecz klubu ze Szkocji. Do transferu nie doszło, gdyż procedurę zablokował Szkocki Związek Piłki Nożnej. Wigan zgłosiło sprawę do FIFA i w tej sprawie orzec miała Izba ds. Rozstrzygania Sporów.

Izba nakazała przeprowadzenie transferu, a kwotę odszkodowania wyliczono na 625 000 funtów, co oczywiście nie zadowalało żadnej ze stron (według Hearts za mało, według Wigan za dużo). Sprawa ostatecznie trafiła na wokandę Sportowego Trybunału Arbitrażowego w Lozannie, gdzie orzeczono zmniejszenie opłaty, którą Webster musiał zapłacić na rzecz poprzedniego klubu.

"Sprawa Webstera" jest w prostej linii rozszerzeniem "prawa Bosmana". Dzisiaj "prawo Webstera" oznacza możliwość wykupowania przez zawodników własnych kontraktów nawet w okresie ich obowiązywania. Coś, co dzisiaj jest naturalne na rynku transferowym, wówczas takim nie było. Po 3 latach długoterminowego kontraktu (lub 2 latach, gdy zawodnik ma ukończone 28 lat) piłkarz może jednostronnie wypowiedzieć umowę.

Gdy Robert Lewandowski przechodził do Barcelony, pojawiła się informacja, jakoby miał skorzystać z prawa Webstera
Gdy Robert Lewandowski przechodził do Barcelony, pojawiła się informacja, jakoby miał skorzystać z prawa Webstera

Konsekwencje "prawa Webstera" okazały się kluczowe dla długości trwania kontraktów. Podobnie jak przy "sprawie Bosmana", kluby starały się przeciwdziałać używania tego prawa. Dlatego dzisiaj często dowiadujemy się, że co 2-3 lata jakiś piłkarz przedłuża umowę z klubem, jednocześnie otrzymując podwyżkę.

Kluby nie chcą doprowadzić do sytuacji, w której zawodnik ma możliwość jednostronnie wypowiedzieć umowę. Spirala podnoszonych klauzul wykupu oraz zarobków piłkarzy przyspieszyła jeszcze bardziej w 2006 roku.

Piłkarze spoza UE na kursie kolizyjnym

Dzisiejszy rynek transferowy nie został ukształtowany tylko przez te dwa bardziej znane przypadki. Kolejnych dwóch piłkarzy równie mocno zapisało się w historii futbolu, właśnie dzięki walce w Trybunale. Być może ich kojarzycie.

Pierwszy z nich - Igor Simutenkow - był rosyjskim piłkarzem, który w latach 1999-2002 występował w CD Tenerife. By grać na terenie kraju członkowskiego Unii Europejskiej, musiał posiadać wszystkie niezbędne zezwolenia, szczególnie, że pochodził spoza obszaru Europejskiego Obszaru Gospodarczego (UE + Norwegia, Islandia i Liechtenstein).

Zgodnie z ówczesnymi przepisami Królewskiego Hiszpańskiego Związku Piłki Nożnej, jednocześnie na boisku mogło przebywać dwóch lub trzech zawodników (zależnie od sezonu i poziomu rozgrywek), którzy nie są obywatelami UE i EOG. Rosjanin (lub jego prawnicy) słusznie zauważyli, że koliduje to z art. 23 ust. 1 umowy o partnerstwie i współpracy Unii Europejskiej z Rosją:

„z zastrzeżeniem przepisów, warunków i procedur stosowanych w każdym państwie członkowskim, Wspólnota oraz jej państwa członkowskie zapewniają, że traktowanie przyznawane obywatelom rosyjskim legalnie zatrudnionym na terytorium państwa członkowskiego będzie wolne od jakiejkolwiek dyskryminacji ze względu na obywatelstwo w odniesieniu do warunków pracy, wynagrodzenia lub zwalniania w porównaniu z jego własnymi obywatelami.”

Simutenkow, w obliczu tego artykułu, wystąpił o przyznanie mu identycznego statusu co unijni zawodnicy. Dzięki temu nie będzie musiał być pomijany podczas ustalania składu. W sprawę został zaangażowany TSUE, gdyż hiszpański rząd oraz Królewski Hiszpański Związek Piłki Nożnej uważali, że sporny przepis z regulaminu hiszpańskich rozgrywek dotyczy kwestii organizatorskich. Simutenkow uważał, że odnosi się także do warunków pracy. Podobnego zdania była opiniująca sprawę Komisja Europejska i 12 kwietnia 2005 roku Trybunał uznał, że Simuntenkov ma rację.

Drugi piłkarz - Nihat Kahveci - był tureckim zawodnikiem, który z powodzeniem również występował na hiszpańskich boiskach. W latach 2002-2006 grał dla Realu Sociedad, a następnie między 2006 a 2009 rokiem był zawodnikiem Villarrealu. Wyrok w sprawie Igora Simutenkowa doprowadził Kahveciego do podobnych działań i również on złożył wniosek o przyznanie identycznego statusu co piłkarze unijni.

UEFA musi dostosować się do prawa UE
UEFA musi dostosować się do prawa UE

Różnica była jednak taka, że Turcja zawarła z UE inny charakter porozumienia - umowę stowarzyszeniową. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w 25 lipca 2008 roku potwierdził to, co 3 lata wcześniej w sprawie Rosjanina. Problemem było także stosowanie się władz hiszpańskiej piłki do wyroków, gdyż od 2005 roku nie wprowadzono nowych wytycznych do regulaminu rozgrywek. Gdyby nie opieszałość w tej sprawie, prawdopodobnie "sprawa Kahveciego" nie trafiłaby na wokandę TSUE.

Sprawy Simutenkowa oraz Kahveciego oznaczały bardzo ważną rzecz. Zawodnicy z wszystkich krajów związanych umową stowarzyszeniową lub o partnerstwie i współpracy z UE stali się równi statusem co piłkarze z państw członkowskich UE. Biorąc pod uwagę z iloma krajami na świecie, Unia Europejska posiada takie umowy, to zrozumieć można boom transferowy na przykład z państw Afryki czy Ameryki Południowej do klubów europejskich.

Ten potencjalny nagły napływ olbrzymiej liczby zawodników zmusił włodarzy lig europejskich do znalezienia nowego rozwiązania. Jest to dzisiejszy znany przepis, w którym kluby mogą zatrudnić ograniczoną liczbą zawodników, którzy nie są obywatelami Unii Europejskiej. Teraz np. sama umowa stowarzyszeniowa nie wystarcza. Np. w La Liga limit takich piłkarzy wynosi 3 zawodników na drużynę, więc kluby kombinują na wszystkie sposoby, by korzystać z utalentowanych zawodników z Azji czy Afryki. Jak?

- ściągając ich do swoich szkółek w młodym wieku;
- lub
- wypożyczając do innych drużyn z tej samej ligi.

W ten sposób nie zajmują miejsc dla gwiazd spoza UE, które nie mają obywatelstwa unijnego, a licznik pobytu na terenie Unii nabija im potrzebne lata do osiągnięcia pułapu, który pozwoli im otrzymać obywatelstwo. Proste? Gdyby nie Simutenkov i Kahveci i ich sprawy w pierwszej dekadzie XXI wieku, kluby na pewno nie funkcjonowałyby w ten sposób.

Karta zawodnika

Ostatni przypadek, który ma znaczenie w kontekście kształtu dzisiejszego futbolu, to tzw."sprawa Bernarda". Olivier Bernard był młodym francuskim obiecującym zawodnikiem, który dużą część okresu dojrzewania spędził w szkółce Olympique Lyon. W sezonie 1997/98 we Francji obowiązywała tzw. "karta zawodowej gry w piłkę nożną". Istniał tam zapis, w którym regulowano kwestię tzw. "obiecujących graczy".

Mieli to być zawodnicy, których dana drużyna szkoliła między 16 a 22 rokiem życia. Po upływie tego okresu powinni oni zostać zatrudnieni w formie zawodników wyszkolonych i klub wychowania musiał dać im pierwszy profesjonalny kontrakt. Jako młody zawodnik Bernard wypełnił 3-letni kontrakt i po jego zakończeniu Lyon zaproponował mu roczny kontrakt jako zawodnik wyszkolony. Bernard nie zgodził się na zaproponowane warunki i doszedł do porozumienia z nowym zespołem - Newcastle United. Wobec takiego obrotu spraw Lyon zaskarżył ten transfer i sprawa trafiła do francuskiego Sądu Pracy.

Po wielu latach kasacji i kolejnych odwołań, 16 marca 2010 roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że choć przepisy wprost nie ograniczają swobody przemieszczania się na rynku wewnętrznym UE, to skutek faktyczny oznacza co innego. Zaskarżony przepis francuskiej Karty w praktyce zniechęcał do swobody przepływu.

Poza oczywistym aspektem ekonomicznym, TSUE wskazał też istotny wątek szkolenia młodych zawodników jako ważną funkcję społeczną i edukacyjną - wszelkie próby ograniczenia szkolenia młodych piłkarzy lub próby podjęcia przez nich pracy w innym kraju kolidują z prawem unijnym. Efektem tego orzecznictwa było poluzowanie praw francuskich zawodników w kwestii zmian przynależności klubowej po okresie wyszkolenia. Rzecz jasna pozostałe kraje musiały dostosować się do tego wyroku.

Tych pięciu piłkarzy zapisało się w historii futbolu. Nie naznaczyli oni swoich epok na murawie. Najważniejsze osiągnęli na ławach sądowych. Dzisiaj pisząc o najważniejszych wydarzeniach w historii piłki nie można zapomnieć o ich sprawach, w których wywalczyli prawa, z których dzisiaj wszyscy korzystają.

Autor: Mieszko Rajkiewicz

Źródła:
Igor Simutenkov v. hiszpańskie Ministerstwo Edukacji i Kultury oraz Królewski Hiszpański Związek Piłki Nożnej (Sprawa C-265/03 z 12.04.2005)

Jean-Marc Bosman v. Europejska Unia Związków Piłkarskich, Jean-Marc Bosman v Belgijski Związek Piłki Nożnej oraz Royal Club Liege (Sprawa C-415/93 z 15.12.1995)

Real Sociedad de Futbol SED oraz Nihat Kahveci v. Hiszpańska Rada Sportu oraz Królewski Hiszpański Związek Piłki Nożnej (Sprawa C-152/08 z 25.07.2008)

Olympique Lyonnais SASP v. Olivier Bernard oraz Newcastle United FC (Sprawa C-325/08 z 16.03.2010)

Józefczyk M., 2013, Migracje piłkarzy na tle migracji pracowników w Unii Europejskiej w XXI wieku, Wrocław

Kopczyk R., 2013, Zakaz dyskryminacji w sporcie w prawie Unii Europejskiej, Warszawa

Komentarze (1)
avatar
Jabarti5
25.03.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Złodzieje - działacze są nienasyceni....Podobnie jest z agentami ...